poniedziałek, 30 grudnia 2013

Podsumowanie sezonu 2013

Podsumowanie 2013 roku:

Rajdy zaliczane do Pucharu Polski w Maratonach na Orientację:
22 VI 2013 Grassor (Łubowo) - 24/37, 13h 58 min (zdobyto 7/11 punktów) - 18,33 punktów
20 VII 2013 Szaga (Zaniemyśl) - 19/43, 8 h 53 min - 35,18 punktów
26 X 2013 Babie Lato (Milanówek) - 8/20, 11 h 30 min - 26,73 punktów
15 XII 2013 Nocna Masakra (Ińsko) - 24/98, 11 h 2 min (zdobyto 8/12 punktów) - 19,02 punktów

Miejsce w PMnO : 99,26 punktów; miejsce 57/739. 

Pozostałe rajdy na orientację:
27 VII 2013 Rajd Konwalii (Wolsztyn), trasa Medium - NKL (zejście z trasy z powodu kontuzji)
17 VIII 2013 Izerska Wyrypa, TP20 - 12/80, 4h 8 min

BnO w ramach cyklu Poznaj Poznań z mapą - Średniacy
27 IV 2013 Etap 1 Malta - 3,4 km, 38:40, miejsce 11/53
26 V 2013 Etap 2 Cytadela - 4,4 km, 35:28, miejsce 12/29
7 IX 2013 Etap 4 Termy Maltańskie -3,8 km, 31:50, miejsce: 26/41

Miejsce w rankingu: 11/78.

Grand Prix Hadesu 2013
30 VI 2013 Żabinko - 14,8km, 2h 40min, 11/18
22 IX 2013 Osowa Góra - 6,8 km, 57:51, 9/21
17 XI 2013 Dziewicza Góra - 9,6 km, 1:51:50, 25/56

Miejsce w rankingu: 38/89.

BnO w ramach cyklu Poznaj Poznań Nocą 2
23 X 2013 Etap 1 os. Jana III Sobieckiego - 3,5 km, 32:21, 27/56
13 XI 2013 Etap 2 os. Lecha - 3,1 km, 20:47, 4/60
11 XII 2013 Etap 3 Zawady - 2,5 km, 21:08, 1/49

Miejsce po 3 etapach: 4/85.

Inne biegi:
11 V 2013 Cała Polska biega z mapą - 0,9 km, 7:58, 41/130
24 VIII 2013 Orientacja na Rakownię - 3,6 km, 35:23, 2/11.


Plany na 2014 roku
1. Zaliczyć 7 rajdów na orientację zaliczanych do klasyfikacji PMnO (w kategorii TP50)
2. Zdobyć co najmniej 210 punktów do rankingu PMnO (przeciętnie 30 punktów na rajd)
3. Zająć choć raz miejsce w pierwszej piątce w dowolnym rajdzie zaliczanych do PMnO
4. Zająć miejsce 1-3 w edycji Poznaj Poznań Nocą 2 lub Poznaj Poznań z Mapą w średniakach
5. Ukończyć jeden rajd w kategorii TP100
6. Zająć miejsce 1-6 w dowolnym etapie GP Hadesu.









wtorek, 17 grudnia 2013

XII Nocna Masakra w Ińsku (14 XII 2013)


     Nocna Masakra rzeczywiście była masakrą. Daniel Śmieja (Wigor) po raz kolejny zaskoczył wszystkich zawodników szykując niebanalną trasę z bardzo wysokim stopniem trudności. Punkty były bardzo dobrze ukryte. Nawet najlepsi mieli spore problemy z ich znalezieniem. Wydawało mi się, że po Grassorze nic mnie nie zaskoczy... lecz tylko tak mi się wydawało :)
     Wyruszyłem z okolic Poznania kilka minut po godz. 12, zaś w Ińsku byłem dopiero o godz. 15:15. Zapomniałem, że w woj. zachodnio-pomorskim drogi są "obsrane" radarami. Niemniej jednak miałem jeszcze godzinę na przygotowanie się do startu. Okazało się, że zapomniałem długopisu, bowiem przy każdym punkcie trzeba zapisać na karcie godzinę potwierdzenia punktu (inaczej org doliczy 3 min karę). Problem ten, w porównaniu z tym co się działo na maratonie, był nic nie znaczący.
     Planowany start miał nastąpić o godz. 16, choć znając Wigora wiedziałem, że będzie opóźnienie. Niestety w trakcie rozdania map nastąpił chaos i sam nie wiedziałem o której godzinie nastąpił start. Po chwili w bazie rajdu byli tylko rowerzyści... Gdzie są biegacze i piechurzy? Pewnie już wystartowali, a była godz. 16:23 - no cóż w trasę wyruszyłem praktycznie sam.
   Początkowo planowałem zdobyć punkty od południa, jednak uwagę przykuł punkt 1 położony od wschodniej części kanału nie do przejścia. No i lipa, bowiem od punktu 2 musiałbym przebiec dookoła jeziora Dłusko) - musiałem zweryfikować plan. Czytając opisy punktów wiedziałem, że nie będzie łatwo -głównie górki i jeziorka. Z doświadczenia wiem, że znalezienie tych punktów i to w nocy jest zadaniem cholernie trudnym wymagający sporych umiejętności nawigacyjnych oraz spostrzegawczych.
     Postanowiłem zacząć od punktu 12 i niestety przegapiłem pierwszą drogę asfaltową  ukierunkowaną na lewo. Postanowiłem jednak nie wracać, lecz pobiec 500 m, a następnie przebiec na azymut do drogi położonej przy jeziorze Ińsko. Niestety nie było tak łatwo, bowiem sporo było nowych zabudowań nieujętych na mapie.  Ostatecznie punkt ten zdobyłem o godz. 16:54 (a więc po 31 minutach). 
     Kolejny punkt 10 (szczyt górki, drzewo na południe) nie był trudny, bowiem prowadziła do niego dość dobra (choć błotna) droga. Problemem było znalezienie punktu, co mi zajęło 20 minut. Punkt ten udało mi się zdobyć o godz. 17:46 (a więc po 52 minutach). Po drodze spotkałem piękny tramwaj złożony z czterech zawodników, w tym R. Wasia na końcu :) Akurat biegli do punktu 3 (ja planowałem zdobyć ten punkt jako piąty z kolei).

  Poważne problemy zaczęły się z przebiegiem do punktu 1 (zasypane jezioro, na dole po wschodniej stronie kanału, brak przejścia). chciałem przebiec do drogi asfaltowej na azymut i niestety cholerny kompas szwankował. Biegnę, biegnę a drogi asfaltowej nie widać. Inną sprawą był kompas, który wskazywał północ, a po kilku minutach południe. Napiszę tyle, że byłem w fazie kurwicy. Na dodatek nie zauważyłem niedokończonej drogi i oczywiście, jako wisienkę na torcie, biegłem na północ wokół j.Dłusko zamiast na południe (oczywiście to wina beznadziejnego kompasu). Ostatecznie punkt zdobyłem o godz. 19:23 (a więc po 1h 43 min). W tym momencie wiedziałem, ze nie mam szans na dobry wynik (mam na myśli zdobycie więcej niż 30 punktów).



     Kolejny punkt 7 (szczyt góry, drzewo ok. 30 m na wschód) był bardzo trudnym punktem do znalezienia. Znaczna część odcinka z punktu 1 do 7 prowadziła leśna droga. Tego punktu szukało w sumie czterech zawodników i udało się znaleźć o godz. 20:20 (a więc po 57 min). Ukrył ten punkt Wigor, naprawdę... Sam bym tego punktu nie znalazł.


    Do punktu 3 (ruiny, małe drzewo w środku) prowadziła dobrej jakości droga leśna. Wystarczyło jedynie przebiec na wschód od punktu 7. Niestety mój kompas znów dał znać o sobie i jak amator biegłem drogą na zachód, zamiast na południe. W konsekwencji biegłem do wioski Ścienne. Błąd ten zauważyłem dopiero, gdy biegłem po asfalcie. Szybki zwrot w tył i piorunem do lasu. Sprawy nie ułatwiły nowe poręby i nowe drogi leśne. Co więcej ruiny miały stać na pd-wsch od drogi, a nie na pn-zach. Na szczęście nie byłem sam w poszukiwaniu tego punktu, bowiem byli też inni trzech napieracze. Punkt ten zdobyliśmy o godz. 21:30 (a więc po 1h 10 min). Zauważyłem też, że jeden z nich dobrze nawigował (nie wiem który, ale napewno M.Gliszczyński albo P.Ploch). Wobec moich problemów z kompasem postanowiłem z nimi pomaszerować. Była to dla mnie żenująca sytuacja, ale nie miałem innego wyjścia. Nie miałem już sił na bieganie w oślep. Miałem za sobą pięć punktów i aż 21 km. Co więcej, nie dało się znaleźć  w miarę szybko samodzielnie punktów (może jestem zbyt słabym nawigatorem?)
   Do punktu 2 (przepust nad niedokończoną autostradą, południowy wlot) przez większą część odcinka prowadziła droga asfaltowa. Znów sporo czasu zajęło nam poszukiwanie wlotu, bowiem okazało się, że zbyt wcześnie szukaliśmy punktu. Zmyliła nas linia wysokiego napięcia. Okazało się, że ów wlot był ok 600 m na wschód od punktu naszych poszukiwań. Punkt ten zdobyliśmy o godz. 23:30 (a więc po 2 h). Warto zaznaczyć, że przepust ten był w wymiarach 1metr x 1metr (tylko Wigor mój wymyślić taki punkt :))
    Punkt 11 (drzewo ok 10 m od zachodniego brzegu jeziorka) również nie był łatwy, bowiem znajdowało się tam mnóstwo malutkich jeziorek. Punkt ten szukało 14 zawodników :) Przez 20 min nikt nie mógł go znaleźć... Ten fakt mówi samo za siebie. Ostatecznie punkt ten zdobyłem o godz. 0:25 (a więc po 55 min).
   Punkt 6 (północno-wschodni skraj jeziorka) nie był łatwiejszy od punktu 11. Ja już w zasadzie czekałem, aż ktoś znajdzie ten punkt. Szukało ośmiu zawodników z TP50 oraz napewno dwóch z TP500 (tj. Buhajewicz i Szaciłowski). Szczególną uwagę zwrócił mi Buhajewicz - przy nim wyglądałem jak amator :). Niemniej jednak również dość długo szukał tego punktu i ostatecznie to on znalazł ów punkt o godz. 1:55 (a więc po 90 minutach).
     W tym momencie na nogach miałem 10h biegu i marszu. Postanowiłem, że nie ma sensu dalej napierać nie mając szans na dobry wynik. Tym bardziej, że baza zawodów była blisko. Po 1h 23 min marszu zameldowałem się w bazie widząc same znajome twarze, tj. M. Baszczak, S. Kaczmarek czy P.Dopierała. Byłem przekonany, że któryś z nich wygrał. Szybko się zwinąłem do samochodu i odjechałem do Poznania.
    Na poniższej mapie znajdują się cztery punkty, które postanowiłem odpuścić. Problemy z kompasem, brak motywacji do biegania już po 21 km i w dodatku zniechęcony katastrofalnymi błędami nawigacyjnymi zrobiło swoje. Mógłbym powalczyć o zdobycie punktów 8 i 5, ale po co? Skoro i tak wiedziałem, że wysokiego miejsca nie zajmę.
   No i tutaj bardzo się pomyliłem...

    Końcowe wyniki są bardzo zaskakujące. W tak silnie obsadzonych zawodach niespodziewanie wygrali: S. Godlewska i Sz. Szkudlarek z teamu Bolimie Noga, którzy pokonali całą trasę w 14 h i 7 min. Warto zaznaczyć, że tylko sześciu zawodników ukończyło całą trasę w limicie 15 h, zaś dziesięciu zawodników zeszło z trasy (w tym siedmiu bez zdobytego punktu kontrolnego).

    Normalnie żal w dupę mi ściskało... Jak mogłem tak frajersko odpuścić bieganie po 21 km, no i w ogóle ten cały rajd. Z drugiej strony takie doświadczenie przyda mi się w przyszłości, że należy walczyć do końca. Tym bardziej, że miałem w zapasie sporo sił (choć łącznie przebiegłem/przemaszerowałem 51 km).


     Nic zmieniło się w końcowym rankingu PMnO, bowiem tegoroczną edycję wygrał J. Lenczowski, zaś kolejne miejsca zajęli: M. Baszczak oraz S.Kaczmarek. Warto podkreslić, że przed Nocną Masakrą sprawa drugiego i trzeciego miejsca nadal była otwarta.

     Co do mnie - po cichu liczyłem na zajęcie miejsca w TOP50. Musiałbym jednak zdobyć w Nocnej Masakrze co najmniej 30 punktów, co nie było zadaniem łatwym. Tym bardziej, że nie mam zbyt dużego doświadczenia w nocnych marszach na orientację. Zalążki nocnego biegu poznałem w Grassorze oraz Babim Lecie. Cel ten nie został w pełni zrealizowany z powodu fatalnych błędów nawigacyjnych w początkowej części trasy.


Podsumowanie:
TP50, 12 punktów kontrolnych
Zdobyto: 8 punktów (240 punktów przeliczeniowych na 360)
Czas: 11 h 2 min
Miejsce: 24/97

Oficjalne wyniki:
Wyniki TP50

Track z biegu (do punktu 3)
Track z biegu do mety (od punktu 3)

Klasyfikacja generalna PMnO (2013): 57 /739


Mocne i słabe strony Nocnej Masakry:

Mocne strony:
  - nietuzinkowa trasa z bardzo dobrze ukrytymi punktami,
  - bardzo mocna obsada rajdu,
  - świetne wyczucie Wigora co do kwintesencji marszu na orientację (mało kto tak potrafi zbudować trasę).

Słabe strony:
 - słaba organizacja przed startem (nie usłyszałem sygnału start, co spowodowało, że wielu zawodników wyruszyło w trasę znacznie wcześniej niż 16:15),
 - liczne drogi niezaznaczone na mapie oraz poręby skutecznie zniechęciło mnie do pokonania trasy w całości,
 - nadmierna koncentracja punktów w niejednoznacznie określonych miejscach na mapie (szczególnie pkt 2 i 3)
 - brak punktu odżywczego (podobnie było w Grassorze). Zawodnik wracający z marszu po 10 h walki w mrozie ma prawo oczekiwać ok. 2-3 nad ranem ciepłego jedzenia.
 - zbyt wysokie wpisowe, jak na ilość/jakość świadczeń.


Pełna koncentracja nad wyborem optymalnego wariantu biegowego.
(autor zdjęcia: Michał Zieliński) 

(Płetwonurek, kapitan Octopus, górnik, itp.)
W trakcie marszu do punktu 11
(autor zdjęcia: Szymon Szkudlarek)

czwartek, 12 grudnia 2013

Poznaj Poznań Nocą 2 - Zawady (11 XII 2013)

Etap 3 edycji Poznaj Poznań Nocą 2 odbył się na Zawadach. Teren zawodów był dość trudny i bardzo urozmaicony. Org postarał się, by zawody były bardzo wymagające pod względem technicznym. W mojej kategorii (średniacy) czołowe miejsca można było zająć tylko wtedy, gdy popełniało się mało błędów.

Tym razem start był interwałowy (co 30 sekund). A ja startowałem jako jeden z ostatnich zawodników, co w tym biegu było pozytywem. 

Udało mi się wygrać ten etap przede wszystkim dzięki szybkiej reakcji na popełnione w trakcie biegu błędy techniczne oraz mocnemu tempu od startu do punktu 1 (w ten sposób uzyskałem sporą przewagę nad drugim zawodnikiem). 


Podsumowując: bieg dość przeciętny, zaś zajęte miejsce... obym tylko nie usiadł na laurach.

2,5 km, 16 pkt kontrolnych
Czas: 21:08 
Miejsce 1/49
Klasyfikacja generalna (po 3 etapach) : 4 miejsce

Z analizy międzyczasów zawodników startujących w średniakach wysnułem kilka ciekawych miejsc, gdzie można było popełnić błędy techniczne, tj.:
1. S -> pkt 1
Możliwości były dwie - wybrać lewą (asfaltową) bądź prawą(częściowo trawiastą) drogą. Wybrałem krótszą prawą stronę (o ok. 60 m). Z moich obserwacji wynikało, że większość zawodników wybrała lewą stronę. Wydaje mi się, że duże utrudnienie stanowiło położenie punktu (dolny stopień schodów skierowanych do piwnicy).

2. Pkt 3 -> Pkt 4
Punkt znajdował się pd-zach części malutkiej gęstwineczki. Był pozornie prosty, bowiem wystarczyło przebiec 50 metrów z punktu 3. Okazało się, że ów punkt znajdował się w wewnętrznej stronie ok. 2-metrowego muru otoczony z trzech stron. Wielu zawodników wyłożyło się na tym punkcie - choć straty czasowe były stosunkowo niewielkie.

3. pkt 4 -> pkt 5
Wariant dla asfaltowiczów był znacznie dłuższy, bowiem konieczny był przebieg dookoła bloku (na dolnej lewej stronie mapy). Krótszy był wariant wokół terenu prywatnego, choć po drodze należało bardzo uważać na jeżynkę i błoto :).

4. pkt 8 i pkt 9
Znaleźć bezbłędnie punkty wśród wielu drzew graniczyło się z cudem.

5. pkt 11 -> pkt 12
Nowacki celowo wybrał punkt 12 obok punktu 2 - wielu zawodników było przekonanych, że jest na punkcie 12 (choć tak naprawdę byli na punkcie 2). 
Co więcej, jeden z czołowych zawodników mylnie podbił punkt 12 z punktem 16 z kat. Elity (stał w tym samym miejscu, lecz w bloku położonym na prawo od bloku z punktem 12 widocznym na powyższej mapie).

6.  pkt 13
Lider rankingu średniaków dość długo szukał punktu 13 (wśród wielu garaży), co pogrzebało jego szanse na wygranie etapu 3. 

Krótka analiza pokazała, jak trudny był teren Zawadów (charakteryzował się bardzo chaotyczną infrastrukturą). Składam pokłony dla Ł.Nowackiego za udany wybór terenu oraz nietuzinkową trasę.

Media o biegu:

poniedziałek, 18 listopada 2013

10 GP. Dziewicza Góra (17 XI 2013)

Ostatni BnO w tym sezonie GP organizowany przez KS Hades odbył się w Dziewiczej Górze. Trasa była bardzo wymagająca kondycyjnie oraz nawigacyjnie.

Trasa liczyła 9,6 km z 36 pkt kontrolnymi. Dodatkowo przez ostatni rok wiele się zmieniło w lesie (tj. wycięte lasy, dodatkowe ścieżki czy nieistniejące na mapie ogrodzenia).


Z mojego przebiegu wynika, że moje tempo biegu było przeciętne (8:21 min/km), co było podyktowane wieloma wniesieniami i oczywiście bardzo trudnym terenem.

Błędy popełniłem w przebiegu do punktu 7, 13, 24, 30, 34 i 35. Niestety instynkt stadny zrobił swoje (vide pkt 7, 13 i 24). Kiedy biegłem sam, to nie popełniałem rażących błędów za wyjątkiem punktu 30.

Track z biegu

Podsumowując:
Dystans 9,6 km, 36 pkt kontrolnych
Czas: 111:50
Miejsce: 25/56

Klasyfikacja generalna GP2013: 38/89 (l.występów 3/10). 

środa, 13 listopada 2013

Poznaj Poznań Nocą 2 - os. Lecha (13 XI 2013)

Po bardzo słabym etapie 1 edycji Poznań Poznań Nocą 2 odniosłem mały sukces w postaci 4 miejsca w średniakach.

Start był masowy, a więc na zasadzie: kto pierwszy pojawi się na mecie, ten wygrywa. Tym razem przed biegiem założyłem jedno: i tak zawalisz ten bieg... (tak było w dwóch poprzednich biegach).

Tym razem nie zawaliłem biegu, no i tempo również miałem świetne (jak na moje możliwości).
Popełniłem w zasadzie dwie drobne błędy, tj. przebieg do punktów: 10 (mogłem wybrać lepszy wariant) i 12 (na szczęście miałem przy sobie kompas).

Podsumowując: bieg marzeń w bieżącym roku :)
(za: epoznan.pl)

3,1 km, 19 pkt kontrolnych
Czas: 20:47
Miejsce 4/60.

czwartek, 31 października 2013

Babie Lato (26 X 2013)

     Dwa miesiące po średnio udanym rajdzie Izerska Wyrypa, gdzie startowałem na trasie TP20 i zmagając się z kontuzją więzadła bocznego, postanowiłem wziąć udział w kolejnym rajdzie. Początkowo wybór padł na Jesienne Trudy, choć z powodów rodzinnych zrezygnowałem ze startu. Z kolei rezygnacja z Kaczawskiej Wyrypy była podyktowana niewygodnym dojazdem do bazy zawodów. Harpagan odpadał z uwagi na to, iż nie lubię dużych imprez :). W końcu wybrałem rajd o wdzięcznej nazwie Babie Lato, który został przełożony z końca sierpnia.
     Baza rajdu znajdowała się w domu w Milanówku  przy ulicy Pięknej. Miasto słynie z krówek oraz jedwabiu. Organizacją rajdu zajęli się państwo Wanatowie, którzy są znani w światku rajdowców na orientację.
    Przeglądając listę startową trasy TP50 pomyślałem - co ja tutaj robię? Same znane nazwiska, którzy w rankingu pucharu zajmują czołowe miejsca. Brakowało w zasadzie J.Lenczowskiego. Muszę zaznaczyć, że jestem w zasadzie początkującym biegaczem na orientację, który rozpoczął treningi od maja 2013 r. A więc po 15 latach przerwy w bieganiu i przez ten czas zdążyłem przytyć 25 kg :). No cóż, jedziesz tam, by pobiegać swoje i przy okazji nabrać doświadczenia w nawigacji nocą.
   Przed startem w zasadzie nic nie zakładałem, choć powinienem analizując komunikat startowy. Szczególną uwagę zwróciłem na ZS2, gdzie przydatna była maczeta. Z drugiej strony skala mapy 1:6000 uspokoiła mnie. W końcu nie taki diabeł straszny, jak go malują.
   Trasa po optymalnym wariancie wyniosła 47,2 km z liczbą punktów kontrolnych 22 (w tym 4+5 z zadań specjalnych). Trasa miała dwie pętle.

 I pętla - 28,2 km, 8 PK + ZS1 (ortoftomapa z 4 PK)
 II pętla -  19,0 km, 5 PK + ZS2 (mapa baza obiektów kartograficznych, 5 PK).

Start masowy rozpoczął się z 20-25 min opóźnieniem, zaś mapy otrzymaliśmy ok 10 min wcześniej. Krótka analiza trasy i start. Postanowiłem biec za P. Kwitkowskim, choć wiedziałem, że prędzej nie dam rady utrzymać jego tempa. Niemniej jednak zależało mi na tym, żeby możliwie jak najwięcej punktów zdobyć zanim zapadnie zmrok. Dotyczyło to w szczególności 7 punktu (górka).
Pierwszym punktem był klub taneczny, który znajdował się w lesie. No proszę, zaczyna się robić ciekawie :). Został znaleziony po 18 min (średnie tempo 6:44 km/min), czyli bardzo nieźle. Znaczna część dystansu została pokonana asfaltem.

     Po punkcie 1 obowiązywało zadanie specjalne nr 1 na ortoftomapie. Do zdobycia były 4 punkty, którego poziom trudności nie był wysoki. Biegłem w tak doborowym towarzystwie (tj. Lisak, Kwitowski i Baszczak), że nie było możliwości straty czasu na poszukiwanie punktów. Po 32 min miałem za sobą PK1 i ZS1.
     Punktem 2 był południowo-zachodni róg pola. Biegłem średnio 6 min/km i starałem się dotrzymać kroku P. Kwitowskiego. Punkt ten był dość łatwy nawigacyjnie, zaś znaczną część odcinka między PK1 a PK2 pokonałem drogą utwardzoną. Podobnie było z PK3 (wschodnia część niecki). W pewnym momencie straciłem z pola widzenia Lisaka oraz Kwitowskiego, co mnie nie zdziwiło. Jestem jeszcze zbyt wolny... W poszukiwaniu PK3 nieco zagalopowałem się, bowiem nie zdołałem w porę zorientować drogi, która nie była tak wyraźna, jak na mapie. Znajdując się ok. 300 m na pn-wsch od PK3 szukałem przez 10 min niecki. Dopiero napotkany po drodze inny biegacz uświadomił mnie, że znajduję się w zupełnie innej ścieżce. Szybka korekta i znalazłem właściwą ścieżkę, a tym samym właściwą nieckę.
   Punktem 4 był północny brzeg otwartego bagna. Z punktu 3 przebiegłem w zasadzie w całości przez azymut. Las w tej części był bardzo przebieżny, co pozwoliło odpalić silnik (w pewnym momencie biegłem 3 min/km (sic!)). Oczywiście po chwili znacznie zwolniłem, bo trasa wynosi 50 km, a nie 400 metrów :). W punkcie 4 spotkałem M. Baszczaka, co mnie mocno zaskoczyło. Byłem przekonany, że jest w punkcie 5-6, a nie dopiero 4.
  Po zdobyciu punktu 4 miałem za sobą 19 km i 1h 57 min, czyli rewelacja, jak na moje możliwości.

Naturalnie, już po 300-400 metrach zniknął z mojego pola widzenia. Jest po prostu zbyt szybki. Tym bardziej, że do punktu 5 znów prowadziła piękna droga umożliwiając łydkowiczom na szybki bieg. Biegłem średnio 6:30 min/km, zaś punkt 5 zdobyłem bez problemów (jeszcze za dnia).
     Punktem 6 była płaska niecka. Znalazłem ów punkt jeszcze za dnia, co znacząco skróciło mój pobyt w jego poszukiwaniu. Znajdowało się tam wiele niecek i akurat Wanat wybrał ten najmniej charakterystyczny :). w tym momencie miałem za sobą 23,8 km i 2h 30min biegu.
   Wyzwaniem było zdobycie 7 punktu (górka), bowiem zapadł już zmrok. Mając przy sobie czołówkę oraz latarkę (ze strumieniem świetlnym 100 lumenów) dość długo nie mogłem znaleźć owego punktu. Na szczęście ów punkt poszukiwali także zawodnicy z TP25. Po 20 min poszukiwania udało mi się znaleźć nieszczęsny punkt. Trudność tego punktu wynikała ze zbyt wielkiej liczby wzniesień oraz zbyt dużej liczby przecinek, co znacząco utrudniało poszukiwanie tejże punktu w nocy.
     Pk 8 (przepust, północna strona) był dość prosty nawigacyjnie, bowiem wystarczyło przebiec utwardzonymi ścieżkami. Niestety w pewnym momencie, zamiast kierować się na pd-zach uliczkę, wybrałem kierunek pn-zach. Ów błąd został dość szybko skorygowany, choć dalej nie mogłem "wejść" w drogę nr 104 do Owczarni.Na tym odcinku straciłem 8 min. Co więcej znów spotkałem M. Baszczaka... Oj nie miał dziś dnia. Punkt 8 w zasadzie zdobyliśmy razem.

     Z punktu 8 należało skierować się do bazy rajdu na II pętlę. Kawałem przebiegłem obok rzeczki, zaś następnie drogą do drugiej przecinki na północ do bazy rajdu. Zameldowałem się po 4h i 25 min, zajmując aż 5 miejsce (stracić 43 min do L.Maliszewskiego czy 10 min do M. Baszczaka ujmy nie przynosi :). Pół roku temu marzyłbym o takiej stracie).
   Na miejscu przywitali państwo Wanatowie oraz stół pełen łakoci :) Aż chciałoby się tam zostać dłużej. Wytrzymałem 20 min. Dostałem mapę II pętli (teoretycznie łatwiejszej i krótszej) i zastanawiałem się od czego zacząć - od punktu 13 czy od ZS2, gdzie przydatna była maczeta. Postanowiłem zacząć od ZS2, co pogrzebało moje szanse na zdobycie bardzo dobrego miejsca (może nawe czwartego). W tym momencie padł mój telefon komórkowy. Szkoda, bo ciekaw jestem jak przebiegłem ZS2.

Track z I pętli



     Zmotywowany ruszyłem do ZS2. Planowałem kolejność zaliczania P-S-T-U-W. Ostatecznie skończyło się na kolejności P-T-U-W-S. Punkt P był łatwy do znalezienia, choć oczywiście w nocy musiałem troszkę się zamotać kierując się na północ, a nie w poszukiwaniu rogu lasu.
    Pogrążył mnie punkt S, którego szukałem 90 min (kara za brak punktu z tego zadania wyniosła zaledwie 30 min). Nie mam pojęcia, dlaczego nie potrafiłem odpuścić tego punktu. Przeczesałem w zasadzie wszystkie kanały i niestety nie mogłem znaleźć punktu. Zrezygnowany, bo musiałem także pokonywać niezliczoną liczbę splątanej nawłoci czy gałęzi.
   Około godz. 21 (a więc po 100 min od momentu wyjścia z bazy) postanowiłem usiąść i na spokojnie przemyśleć taktykę zdobycia kolejnych punktów. Postanowiłem rozpocząć poszukiwanie punktu T maszerując pod linią wysokiego napięcia przemierzając przez 2 metrowe wysuszone trzciny. Nie będę używał niecenzuralnych słów, ale tyle przekleństw z mojej strony jeszcze nie wypowiedziałem. Dodam tylko, że przestraszyła się nawet kura, która wystrzeliła wprost z procy. Latała bodajże przez 15 sekund :) Tak, to na pewno była kura.
  Jeśli ktoś nie wierzy w te trzciny, proponuję obejrzeć krótki filmik:

Film z ZS2 (za: B. Grabowski, http://www.stryki-byki.pl/)

 Postanowiłem, że jeśli nie zdobędę punktu T, to wracam do bazy. Na szczęście udało się znaleźć ów punkt. Z małymi problemami udało mi się także zdobyć punkt U, przemierzając przez 2 metrowe trzciny. Od strony północnej udało mi się także dość gładko znaleźć punkt W. No i został nieszczęsny punkt S, którego nie mogłem odpuścić. Oczywiście znów straciłem 30-40 min na jego poszukiwanie. Ostatecznie znalazłem właściwy koniec rowu (i byłem na 100% pewny, że to ten), lecz nie było punktu. Zadzwonić do Wojtka również nie mogłem, bo padł mi tel.kom. Na szczęście byłem z dwoma innymi napieraczami, którzy zgłosili brak punktu S. Szkoda.... Na przyszłość będę pamiętał, że czasami lepiej otrzymać karę czasową niż nieskończenie szukać trefnego punktu.
   Wykończony nieszczęsnym zadaniem napierałem dalej w poszukiwaniu 5 "dużych" punktów. Najpierw musiałem jednak dobiec do lasu przez Podkowę Leśną. Zapasy prawie skończyły się w wyniku zbyt wyczerpującego, jak na moje możliwości, zadania specjalnego. Niestety nie udało mi się znaleźć sklepu całodobowego (a była już godz. 23). Na szczęście noc była dość chłodna i odpowiednio wilgotna.
  Punkt 9 (górka) był kolejnym, choć ostatnim poważnym wyzwaniem. Wiedziałem, że będę musiał przeznaczyć trochę czasu na penetrację drzew (punkty znajdowały się na drzewach). Atakując na górkę od strony południa nie zdołałem znaleźć owego punktu. Na szczęście atak od strony zachodniej zakończył się sukcesem. Ufff, odetchnąłem. Jednak nie jestem tak ślepy jak kret. Warto też dodać, że po drodze spotkałem się z rodzinką dzików, dość dużego psa (który pękł na głos mojego syczenia) oraz zapewne lisa/kota. W końcu to była noc :)
     Punkt 10 (skrzyżowanie przecinki i ścieżki) wydawał się łatwy do zdobycia, Niestety od strony zachodniej wkroczyłem nie w tą przecinkę co trzeba. Przez 400 metrów szukałem drzewa z lampionem oraz perforatorem. Postanowiłem zastosować metodę kroków, bowiem kierując się na południe po 150 metrów powinienem spotkać kolejną przecinkę. Faktycznie była i punkt także.
    Punkt 11 (rozwidlenie przecinki i drogi) - dość szybko znalazłem, bo był bardzo prosty nawigacyjnie. Całe szczęście, bo na nogach miałem już 55 km.

    Punkt 12  (zakręt zarośniętej drogi (obok nowej poręby)) nie był trudny, choć straciłem w jego poszukiwaniu dobre 20 minut. W miejscu zaznaczonym X zacząłem maszerować, bowiem nie byłem już w stanie biegać. ZS2 doszczętnie mnie wyczerpał, zaś niezliczone kanały sprawiły, że miałem mokre buty i często rozwiązane (przez to na stopach pojawiły się dwie bąbelki, które potem utrudniały mi bieg).
   Moment dekoncentracji i zamiast iść konsekwentnie na północ, postanowiłem wrócić na południe. Uznałem bowiem, że jestem nie na tej przecince co trzeba. A przecież droga była zarośnięta i była też obok poręba. Niestety nadmiernie zaufałem mapie z której wynikało, że droga powinna być piękna, a nie zarośnięta. Atakując od strony południa trafiłem na punkt... Szkoda straconych, zupełnie niepotrzebnych, minut.
Pk 13 (północno-zachodni róg lasu) był dość łatwy nawigacyjnie, lecz znów musiałem przemierzać przez trzciny... A ześ k..., znów trzciny... :)

Szybkim marszem wylądowałem na mecie o godz. 2:20.
Podsumowując:
Zająłem 8 miejsce z czasem 11 h 10 min (po I pętli 4h 25 min) na 20 zawodników. Warto dodać, że aż 8 zawodników otrzymało kary czasowe, zaś dwóch zawodników zrezygnowało. Świadczy o tym, że trasa nie była łatwa. Miałem za sobą także ok. 70 km (z czego 10-15 km przeznaczyłem na ZS2). Analizując czasy, mogłem spokojnie zająć 5 miejsce. Niemniej jednak muszę być zadowolony z zajętego miejsca.

Miejsce 8/20
Czas: 11 h 10 min (czas zwycięzcy: 6 h 38 min)

Oficjalne wyniki:
Wyniki TP50

Na koniec pozwolę sobie ocenić mocne i słabe strony rajdu Babie Lato:
Mocne strony:
 - zadanie specjalne 2,
 - cudna kuchnia,
 - rodzinna atmosfera w bazie rajdu,
 - mocna obsada rajdu,
 - maksymalne wykorzystanie Rezerwatu M.Tyrakowskiego,
 - II pętle z "pić stopem" w bazie rajdu.
Słabe strony
 - prysznic (w szczególności bardzo słaby odpływ wody. Musiałem bardzo uważać, żeby nie zalać sąsiedniego pomieszczenia :)),
 - tylko 45 punktów do rankingu PMNO (impreza zasługuje na 50 pk),
 - wykorzystanie z dość niebezpiecznej drogi nr 719 (zapewne wojewódzkiej).

Co do mojej osoby, to z tego rajdu mogłem wysnuć wiele wniosków:
 - inwestycja w buty znakomicie się sprawdziła (w końcu nie odniosłem kontuzji więzadła bocznego),
 - muszę zainwestować w mocniejszy i bardziej precyzyjny kompas,
 - znacznie większą wydajność energetyczną charakteryzują się produkty pochodzenia organicznego niż batony czy wafle,
 - w sytuacjach kryzysowych lepiej zachować chłodną głowę  (otrzymać karę czasową) niż motać się w poszukiwaniu punktu,
 - biegać, biegać i biegać...
Sebastian Wojciech (autor zdjęcia: Anna Rek)

sobota, 26 października 2013

Poznaj Poznań Nocą 2 - Etap 1 os. Jana III Sobieckiego (23 X 2013)

Tym razem powtórka z Term Maltańskich. 

Zająłem zaledwie 27 miejsce na 56 uczestników (w średniakach). Zaliczyłem aż 3 wtopy, co wzbudziło we mnie spore zdziwienie. No cóż w końcu pierwszy biegałem na orientację w mieście i to w nocy. Ten bieg potwierdził, że najlepiej biegam w lesie.

Na pocieszenie: 5 km przebiegłem najszybciej od 15 lat :)

Track z biegu


Podsumowując:
Dystans 3,5 km, 22 pkt kontrolne
Czas: 32:31
Miejsce: 27/56

niedziela, 8 września 2013

Poznaj Poznań z Mapą - FINAŁ (7 IX 2013)


Ostatni etap edycji Poznaj Poznań z Mapą w Termach Maltańskich w sobotę 7 IX. Z uwagi na to, iż nie brałem udziału w III etapie, nie mam szans na zajęcie dobrego miejsca w ogólnej klasyfikacji wśród średniaków. Bardzo dobry wynik w IV etapie może mi zapewnić 10-11 miejsce (aktualnie zajmuję 15 miejsce). 

Tym razem bardzo słabe 26 miejsce na 41 uczestników. Mój czas: 31:50, zaś czas zwycięzcy: 21:14. Jednak nie nadaję na parkowe biegi na orientację, gdzie nawet minimalny błąd może drogo kosztować. Tym razem popełniłem takiego babola w poszukiwaniu 11 punktu, że aż szkoda słów (dołożyłem aż 1 km). Bieg do zapomnienia
Podsumowując:
Dystans: 3,8 km, 22 pkt kontrolne
Czas: 31:50
Miejsce: 26/41

niedziela, 25 sierpnia 2013

Orientacja na Rakownię (25 VIII 2013)






Piękne tereny i piękna pogoda. Nic tylko spędzić wolną sobotę z rodzinką w Puszczy Zielonka. Co do zawodów, w swojej kategorii startowałem jako pierwszy i zająłem 2 miejsce na 10 uczestników (większość zawodników startowało w kategorii Długa). Dwie poważne wtopy (w 2 i 10 punkcie) nie pozwoliły na zwycięstwo.


Podsumowując:
Dystans: 3,6 km, 11 pkt kontrolnych
Czas: 35:23
Miejsce: 2/10

wtorek, 20 sierpnia 2013

Izerska Wyrypa 2013 Lwówek Śląski (17 VIII 2013)



Startowałem na trasie TP20 z uwagi na kontuzję lewego więzadła bocznego.

Niezły postęp zważywszy na to, iż suma przewyższeń na trasie wyniosła 450 m (może to nie był górski bieg na orientację, ale z pewnością "pagórkowaty" :)




W "normalnych warunkach" bieg do zapomnienia. Niemniej jednak przez 3/4 trasy zmagałem się z kontuzją. W końcówce trasy spotkałem M. Jędroszkowiaka (aktualnego Mistrza Polski w setce), który znalazł ostatni punkt w kilka minut (ja męczyłem się ok. 20 min). 




Zjeść obiad z mistrzem Polski i ta mina - bezcenne :)

TP20
Czas: 4 h 8 min
Miejsce 12/80

niedziela, 28 lipca 2013

IV Rajd Konwalii (27 VII 2013)

Tydzień po dość udanym występie w Szadze postanowiłem wziąć udział w Rajdzie Konwalii. Nie mogłem tegoż rajdu ominąć, bowiem tereny powiatu wolsztyńskiego były mi dość dobrze znane. Wiedziałem czego można oczekiwać po tym rajdzie. Duże zdziwienie wzbudzili zawodnicy ubrani w krótkie spodenki wiedząc, że będą musieli przeprawić się z "bujną roślinnością" no i z niezliczonymi chmarami owadów. Jeszcze większe zdziwienie wzbudzili zawodnicy z bardzo małą ilością napojów. Ale co tam...moim celem było ukończenie rajdu w 9-10 godzinach. Byłem przygotowany na niemiłosierne upały, na bagna i kanały które pozwoliłyby znacząco skrócić dystans. Nie przewidziałem jednak innego ryzyka - kontuzji. Ale po kolei...
Start odbył się w Chorzeminie, choć spodziewałem się w Karpicku. Analizując pierwsze pięć punktów wiedziałem, że jest duża szansa na dobry (a nawet bardzo dobry) wynik. Kilka dni wcześniej przeanalizowałem listę startową i zakładałem, że utrzymując moje tempo będę w stanie zając 3-5 miejsce (R. Nowak i P. Górczyński byli absolutnie poza moim zasięgiem).

Start - P1
Wystartowałem jako ostatni, zaś do punktu 1 trafiłem jako pierwszy :P Nie spodziewałem się, że R. Nowak i P. Górczyński znajdą się w tym punkcie później niż ja. A to wszystko przez bagna i dość szeroki kanał. Pierwsza kąpiel zaliczona. Warto dodać, że stawka od razu się rozciągnęła. Podobało mi się to.
P1->P2
W tym punkcie byłem czwarty, choć z bardzo niewielką stratą do liderów. Znowu poczułem się zaskoczony, bowiem biegłem swoim tempem.
P2->P3
Do punktu 3 biegłem na szagę i byłem na czwartym miejscu. Punkt dość łatwy nawigacyjnie, zaś las był bardzo przebieżny.
P3->P4
Bardzo gęsta sieć dróg pozwała dość łatwo dojść do punktu 4. Dzięki sprawnej nawigacji udało mi się dogonić trzeciego zawodnika. Znów zaskoczenie, bo jak to możliwe przy moim truchcie... Ale nie bez powodu trasę zbudowali byli zawodnicy Azymutu Mochy, którzy byli zaliczani do najlepszych orientalistów. Trasa dawała szansę dla słabych biegaczy, lecz dobrych nawigatorów.
P4->P5
Do punktu piątego przebiegłem przez drogę krajową 32, a następnie granicą kultur i mając na widoku tory kolejowe trafiłem do punktu 5. Pomogła też wydeptana ścieżka przez liderów trasy.
P5 -> P6
Do etapu kajakowego i sprintu w Wolsztynie chciałem przebiec drogą polną ukierunkowaną na zachód. Niestety tejże drogi nie było i musiałem na szagę (na południowy-zachód) przebiec do następnej drogi polnej ukierunkowanej do Wolsztyna-Komorowo. Niestety po 3 km biegania poczułem mocne ukłucie w lewym kolanie. O matko... Czyżby sygnał kontuzji kolana??? Akurat w tym rajdzie, gdzie byłem bardzo dobrze przygotowany pod względem psychicznym? Po kolejnych 500 metrów poczułem coraz mocniejszy ból w lewym kolanie i postanowiłem założyć opaskę uciskową. Ból ustąpił i jakość dobiegłem do punktu kajakowego i wiedziałem, że od tego momentu będę walczył o przetrwanie.
P6 -> Etap kajakowy
Zacząłem od mocnego tempa do punktu KA, a następnie do KC i KB. Cały czas miałem nadzieję, że ból w kolanie ustąpi...
Etap kajakowy -> Sprint
Niestety już po 100 metrach ból w kolanie nasilił się uniemożliwiając bieg. Od tego momentu maszerowałem. Zastanawiałem się, co zrobiłem źle. Tempo było właściwe dla mnie. Może organizm nie zdołał zregenerować się po Szadze (odbył się tydzień wcześniej)? Może za późno założyłem opaskę uciskową? Poczułem się rozczarowany. Została już mi tylko siła woli i nadzieja, że maszerując ból ustąpi.
Sprint -> P7
Sprint ukończyłem kilka minut po godz. 12. Do punktu 7 maszerowałem przez Wolsztyn (bez problemów, bowiem znałem dość dobrze to miasto), a następnie do Berzyny. Skomplikowana ścieżka dróg i nowe budownictwo sprawiło, że punktem konstrukcyjnym był 2-3 metrowy kanał. Maszerowałem ścieżką dla wędkarzy obok kanału wiedząc, że w pewnym momencie będę musiał go przekroczyć wpław. Kiedy na przeciwko kanału skończył się las wiedząc, że 100-200 metrów na wschód jest punkt, postanowiłem przepłynąć kanał. Miałem jednak szczęście przejść przez złamane drzewo i to z gałązkami... Marne pocieszenie wobec nasilającego bólu kolana...
P7 -> P8
Maszerowałem w zasadzie na azymut, bowiem lasy były przebieżne. Było też sporo punktów konstrukcyjnych dzięki któremu nie byłem w stanie się zgubić. Co 10-15 min robiłem przerwy na masaż kolana. Pojawiła się myśl o rezygnacji z punktów 9,10,11 i 12. Oznacza to, że po zdobyciu punktu 8 maszerowałbym do punktu 13, a następnie pomaszerować na orientację w celu zdobycia punktów 14-19. Nic z tego... Momentami ból był nie do zniesienia. Nie byłem w stanie nawet zgiąć nogi... Doczłapałem się jakoś do punktu 8 (czyli w ok. 30 kilometrze trasy) i o godz. 14:30 postanowiłem zadzwonić do biura zawodów w celu zgłoszenia zejścia z trasy. Poczułem duże rozczarowanie, bowiem jak napisał P. Górczyński niewiele osób zdołało ukończyć rajd.
Szkoda, ale przegrałem z kontuzją kolana... Uznałem, że zdrowie jest najważniejsze.


Ostateczny wynik: NKL/36 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Szaga 2013 (20 VII 2013)

Relacja z marszu Szaga 2013
Start -> P1 Pomnik przyrody, dąb
Mając na myśli mało udany debiut w Grassorze, postanowiłem zacząć od kilometrowego marszu. Kiedy traciłem z pola widzenia grupę biegających, zmieniłem zdanie. Niestety na skrzyżowaniu dróg leśnych skręciłem w lewo do jeziora Małego zamiast napierać prosto szlakiem żółtym i czerwonym. Okazało się, że trzeci zawodnik TP50 popełnił ten sam błąd. Na szczęście ów błąd został szybko skorygowany, choć kilkaset metrów musiałem biec mokrą ścieżką. Punkt bardzo prosty nawigacyjnie. W tym punkcie sędzia Remik Nowak zrobił zdjęcia chyba wszystkich zawodników TP50 :)
P1 -> P2 Skarpa ziemna u góry
Punkt bardzo prosty nawigacyjnie. Biegłem ok. 1 km (5 serii po 90 podwójnych kroków-pomysł liczenia kroków zaczerpnąłem od Macieja Więcka).
P2 -> P3 Skrzyżowanie drogi ze strumieniem. Południowa strona
Bieg 2,5 km drogą. Kiedy nastąpiło zakończenie drogi postanowiłem ściąć na szagę mając na widoku obszar polny z budynkiem. W ten sposób zaoszczędziłem 1-1,5 km i udało mi się znaleźć w połowie drugiej dziesiątki.
P3 -> P4 Stara żwirownia, południowy narożnik
Przez las biegłem z trzyosobową grupką. Kiedy skończył się las miałem do wyboru drogę prowadzącą do wsi Kaleje, albo do wysypiska śmieci, a następnie przez sad i drogą polną . Wybrałem drugi wariant - bardziej wyczerpujący. Sadu oczywiście nie było, więc kilkaset metrów biegłem przez pole. Na szczęście nikt mnie nie zauważył :P. Chyba byłem jedyny, którzy wybrał ten wariant i niestety sporo też straciłem, bowiem w polu widzenia było 2-3 piechurów.
P4 -> P5 Skrzyżowanie ścieżki z rowem
Bardzo łatwy punkt prowadzący przez ścieżkę. Zamiast biec prosto do celu niepotrzebnie dołożyłem 0,5-0,8 km biegnąc mniej zarośniętą ścieżką. Zważywszy na moje tempo straciłem ok. 5-6 min. W tym momencie coś strzeliło w prawym kolanie - na szczęście nic poważnego się nie stało.
P5 -> P6 Ambona myśliwska
Pierwsze 2 km biegłem ścieżką, a następnie w oparciu o warstwice dobiegłem do drogi 432 i w tym momencie popełniłem poważną wtopę. Zamiast biec na pn-wsch do skrzyżowania dróg asfaltowych pobiegłem na pd-zach. Ale to jeszcze nic, bowiem na deser pobiegłem do lasu z prawej strony zamiast z lewej. Ocknąłem się dopiero gdy zobaczyłem zbiorniki wody - pomyslałem, co jest k... :) Taka wtopa!!?
W poszukiwaniu punktu 6 zbyt blisko zacząłem szukać punktu. Na szczęście siódmy zawodnik TP50 popełnił ten sam błąd i wspólnymi siłami znaleźliśmy właściwą ambonę. Oczywiście po 0,5-1 km już mi uciekł, co mnie nie zdziwiło. Mam BMI na poziomie 27 i nie oczekiwałem, że po 15-20 km będę biegał z tempem 6-7 min/km :) Napieram dalej... mając nadzieję, że to koniec wtop. W tym punkcie musiałem stracić dobre 30 min.
P6 -> P7 Granica kultur, las z łąką
Trasa przebiegała przez wieś Dąbrowa - nie mogłem nie skorzystać z miejscowego sklepu mając nadzieję, że kupię zimną Colę lub Pepsi. Nic z tych rzeczy, ale za to był zimny Sprite - dobre i to :). Nie popełniłem błędu, bowiem ten punkt był położony blisko cuchnącej zatoczki. Niestety gosp. rolne w dalszym ciągu wylewają ścieki do okolicznych rzeczek, kanałów czy zatoczek, które następnie spływają do Warty...
P7 -> P8 Mostek, północna strona
Do pktu 8 prowadziła przebieżna droga, choć można było skrócić o ok. 0,5-1 km. W poszukiwaniu punktu za wcześnie zacząłem szukać punktu (myslałem, że R.Nowak bardzo ukrył ów punkt). Okazało się, że punkt był w najprostszym miejscu... kolejne minuty w plecy. Może 5-10 min.
P8 -> P9 Szczyt góry (Łysa Góra)
Początek świetny i niestety na pierwszej przecince biegnąc na azymut zacząłem szukać najwyższego szczytu w lesie. Oprócz mnie było 5-6 zawodników. po 5-10 min nieudanego poszukiwania postanowiłem pobiec na azymut najdalej jak się da i okazało się, że ów szczyt było o ok. 500 metrów za wyciętym lasem - szkoda. W tym punkcie stał sędzia, zaś ja zameldowałem się o godz. 13:13 (4h13min) (najszybszy był Kwitowski i Baszczak, którzy stawili się w tym punkcie o godz. 11:42). W tym momencie wiedziałem, że mam szansę na zajęcie 20-22 miejsca. Warunkiem było jednak ukończenie trasy ze wszystkimi punktami, co też nie było dla mnie łatwym zadaniem. Zdjąłem też opaskę uciskową z lewego kolana, bo za bardzo już doskwierał (założyłem zważywszy na obawy o kontuzję tegoż kolana. Tym bardziej, że po Grassorze nie byłem w stanie chodzić).
P9 -> P10 Głaz pamiątkowy
Bardzo łatwy punkt i udało mi się dogonić 3-4 zawodników, którzy obrali dłuższą ścieżką niż ja.
P10 -> P11 Koniec drogi, granica lasu i pola
Odcinek typowo biegowy i prosty nawigacyjnie. Dzięki utrzymaniu równego tempa dogoniłem kolejnych 3 zawodników. W polu widzenia był jeden piechur, który dość dobrze nawigował.
P11 -> P12 Granica kultur, las z łąką
Punkt przebiegający przez dwa kanały, w tym jeden z nich dało się przejść przez most. Do drugiego przeszedłem na bosaka docierając w mokradłach do punktu 12. Piechur zrobił to samo...
P12 -> P13 Szczyt górki
Postanowiłem dotrzeć do drogi na azymut i niestety trudno przebieżny las sprawił, że zamiast kierować się na wschód, biegłem na północ trafiając na kanał. No i kolejna mała wtopa, bowiem musiałem nadrobić 1 km. Oczywiście wspomniamy piechur był już 2 km za mną. Sił coraz mniej, a przede mną punkt 13 i 14 oraz bardzo długi,bo ok. 10 km powrót do mety. Małymi tup tupkami dogoniłem piechura. Zauważyłem też, że poprzednio miniętych 6 zawodników, tylko jeden zdołał mnie wyprzedzić. Pomyślałem, że uda mi się utrzymać na środku stawki, co mnie bardzo zadowoliło mimo takich wtop. Do punktu 13 trzymałem się ok. 200-300 metrów za piechurem.
P13->P14 Granica kultur, las z polem
Odcinek ten przeszedłem za piechurem, choć mogłem biec. Ale bałem się, że nie mogę dotrwać do mety. Kolana dały radę, ale pojawiały się pęcherze na nogach, no i ten ból w stawach (mam jeszcze nadwagę).
P14 ->Meta
Najdłuższy i monotonny odcinek. Po 2 km ominąłem piechura. Wiedząc, że nawet lekkim truchtem dotrę do mety z czasem poniżej 9 h (choć realne było zejście poniżej 8h). Było kilka przerw. Kilkanaście metrów szedłem z skarpetkami, bowiem ból momentami był nie wytrzymania. Na szczęście udało mi się dotrzeć do mety dzięki sile woli z czasem 8 h 53 min. 3 miesiące trenningów i zejście z BMI 30 do BMI 27 przyniosło efekt postaci ukończenia pierwszego maratonu na orientację na trasie TP50 i to w połowie stawki.


TP50
Czas: 8h 53 min
Miejsce 19/43