wtorek, 25 lutego 2014

IV Złoto dla Zuchwałych w Lasach Łabiszyńskich (22 II 2014)

     Budowniczy trasy pieszej Łukasz Putz stwierdził, że kto zuchwały, ten wygrywa. Z mapy wynikało, że spora część trasy przebiega przez otwarte tereny (a więc przez pola). Spodziewałem się zatem, że ten rajd będzie szybki i każdy większy błąd będzie kosztować bardzo dużo.
   Postanowiłem, podobnie jak w Śnieżnych Konwaliach, że pobiegnę według wskazówek zegara. Oznaczało to, że Jabłowskie Góry zostawiam możliwie na sam koniec. Nie była to jednak dobra decyzja pod kątem mojej kondycji, która w tym dniu nie była najlepsza. Z drugiej strony od Śnieżnych Konwalii zrobiłem zaledwie 2 treningi biegowe, więc nie mogłem oczekiwać tempa z Babiego Lata w Milanówku (z końca X 2013 roku).

Start - Z (skrzyżowanie drzewo 10m SE) - 7:09 (9 min)
     Polowanie na pierwszy punkt rozpocząłem dość asekuracyjnie, choć powinienem biec na azymut.              Tym bardziej, że punkt stał na skrzyżowaniu dróg. 

G (wielki pień na skarpie) - 7:27 (18 min)

     Do tego punktu przebiegłem przez pole, zaś będąc już lesie nieco za wcześnie zacząłem szukać punktu (a raczej taśmy na drzewie, bowiem lampiony były z reguły ustawione z tyłu drzewa). Znów dała mi znać skala 1:50000, której do dziś nie mogę jej wyczuć. 

M (dolina - zagłębienie) - 7:58 (31 min)

     Większość odcinka przebiegła przez otwarty teren, co jest dla mnie zmorą. Po prostu najlepiej się czuję w lesie. Punkt został znaleziony bezproblemowo. Niemniej jednak 4,5 km odcinek przebiegłem w 30 minut, co było poniżej moich możliwości. 
H (skrzyżowanie) - 8:07 (9 min)

     Bardzo łatwy punkt wymagający w zasadzie szybkiego tempa biegu. Niestety nie miałem dziś dobrego dnia, bowiem przebiegniecie 1,5 km odcinka  zajęło mi 9 min.

P (zagłębienie złamane drzewo) - 8:31 (24 min)

     Nieco dłużej zajęło mi poszukiwanie punktu P, bowiem był położony o ok.200-250 metrów na zachód od punktu. W tym punkcie straciłem w zasadzie 5 min na poszukiwanie punktu oraz kolejne 5 minut na nieoptymalny wybór wariantu biegu (między dwoma jeziorkami).

R (skrzyżowanie strumieni) - 8:52 (21 min)

    Do punktu R dotarłem drogą asfaltową, zaś punkt ten nie wymagał wysokich umiejętności nawigacyjnych. W tym punkcie ponownie spotkałem R. Kędziorę (ostatnio go widziałem w punkcie G). Szybko jednak się rozstaliśmy z uwagi na odmienny wybór wariantu do punktu N. Tak więc dalej będę biegał sam :) 

N (skrzyżowanie dróg) - 9:09 (17 min)

     Od gajówki Plurek przebiegłem w zasadzie na azymut z uwagi na to, iż las był przebieżny. Tempo biegu było jednak ślamazarne, bowiem 2,2 km odcinek przebiegłem 17 min...

O (początek ścieżki) - 9:21 (12 min)

     W pobliżu punktu O spotkałem liczne ogrodzenia zaoranych lasów, choć punkt był stosunkowo łatwy do znalezienia. 

Y (przepust) - 10:01 (40 min !!)

     W końcu popełniłem pierwszy poważny błąd. Nie wiedzieć czemu miałem nadzieję na jakiś most w rzece Noteć, skoro 1,5 km na północ takowy był i to oznaczony na mapie. Rozważałem nawet przepłynięcie owej rzeki. Z tego pomysłu szybko zrezygnowałem, bowiem nie byłbym w stanie wytrzymać kolejnych 30 km w mokrych ubraniach. Na dokładkę tuż przed mostem zrobiłem małe kółeczko wokół kanałów... Przechodząc przez most postanowiłem już nie kombinować i przebiec asfaltem do Załachowa. Tutaj musiałem stracić ok. 15 min. 

T (początek strumienia) - 10:18 (17 min)

    Pewnymi drogami przebiegłem/przeszedłem w lesie z uwagi na przewyższenia do punktu wraz z dwoma rowerzystami z TR100. 

S ( drzewo 5m na SW od skraju lasu) - 10:45 (27 min)

     Nudny przelot do punktu S, choć nie ma to jak uatrakcyjnić bieg z mojej strony. Okazało się, że na południu była dośc dobra droga prowadząca do tego punktu (z mapy nic nie wynikało). A tak to musiałem przechodzić przez błotne pole. Wariant biegu był nieco asekuracyjny, bowiem jedna droga kończyła się na gospodarstwie i musiałbym dalej napierać przez pole (zapewne jego własności). Z innych relacji wyczytałem, że tak było i nieraz chciał wezwać policję. Na szczęście mnie to nie spotkało :)

W (skraj lasu słupek wysokości) - 11:15 (30 min)

     Podobne obawy miałem co do gospodarstwa w Olechowie. Z daleka widziałem jednak dwóch innych napieraczy, stąd postanowiłem ściąć przez pole. W punkcie W spotkałem wielu innych napieraczy (głównie z TP20, w tym B. Grabowskiego). 

X (szczyt górki) - 11:52 (27 min)

     Zmęczony już ścinaniem przez pola oraz licznymi skurczami (choć co 2-3 km próbowałem rozciągać mięśnie) postanowiłem dojść/przebiec do punktu X drogami. Wyraźnie dało we mnie znaki niedotrenowania , stąd liczne skurcze. A przecież przede mną 8 punktów w Jabłowskich Górach....


V (skrzyżowanie kanałów) - 12:24 (32 min)

    Dość długi czas wynikał z 4 km odcinka między punktem X a V. Mogłem jednak odważniej ścinać przez tereny "podmokłe" - w ten sposób zaoszczędziłbym 5-10 min.

L (skrzyżowanie przecinek) - 12:38 (14 min)

     Tutaj już nie miałem skrupułów co do przejścia przez tereny podmokłe. Zimna woda w mych nóżkach zrobiła prawdziwą ulgę. Miałem tylko nadzieję, że w końcowej części trasy nie odparzę jakiego palca u stóp. Odcinek między V a L w zasadzie przemaszerowałem.

K (drzewo na SE skraju lasu) - 12:49 (11 min)
J (drzewo na granicy kultur) - 13:00 (11 min)
I ( ruiny wieży drzewo 20m na N) - 13:08 (8 min)

     Punkty te były bardzo proste, choć starałem się biegać. Niestety samemu naprawdę ciężko się zmotywować. W punkcie I spotkałem też zwycięzcę TR50. 

D (szczyt górki) - 13:53 (45 min, !!!)

     Tutaj popełniłem drugi, poważny w skutkach błąd. Niestety warstwice na mapie były niejednoznaczne. Z drugiej strony, co mi szkodziło rozpocząć atak ze skraju lasu (z lewej strony) i przebiec 400-500 metrów. Przeszkadzał także zaorany las... Po 30 min bezskutecznego poszukiwania (zresztą dwóch innych zawodników też miało z tym problem) postanowiłem zadzwonić do orga z prośbą o małą podpowiedź. Powiedział, że najlepiej zacząć poszukiwania od zaoranego lasu - hmmm, górek jest sporo... Na moje szczęście postanowiłem rozpocząć poszukiwania od zaoranego lasu - no i proszę - jest punkt. Dwaj inni napieracze nawet nie ruszyli... Przynajmniej będą później na mecie - pomyślałem.


C (drzewo na granicy kultur) - 14:02 (9 min)
B (brzeg kanału) - 14:13 (11 min)

     Wbrew pozorom taka przerwa w poszukiwaniu pozwoliła mi odzyskać częściowo siły, bowiem punkt C znalazłem już po 9 min biegu. Z kolei punkt B już po 11 min.

E (drzewo na granicy kultur) - 14:39 (26 min)

     Mało brakowało bym ominął punkt E. Mając za sobą 48,3 km myślałem jedynie o tym, by jak najszybciej być na mecie. Na szczęście od tego punktu nie było już przewyższeń, co pozwoliło mi utrzymać w miarę rozsądne tempo biegu/marszu.

F (skrzyżowanie drzewo 10m na SW) - 14:54 (15 min)

    Wiele osób narzekało na ten punkt. Według mnie ów punkt stał w prawidłowym miejscu. Chyba, że został przestawiony z niewłaściwej ścieżki... W końcu ten punkt znalazłem o godz. 14:54.

A (drzewo 15m na SE od skarpy) - 15:14 (20 min)

     Tutaj straciłem ok 7 min na poszukiwanie lampionu nie w tej skarpie co trzeba. Znów wyłączyłem myślenie szukając bezsensownie punktu. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się mapy zauważyłem małą skarpę między dwoma oczkami... 

Meta 15:42 (26 min)

     W końcu na mecie byłem o godz. 15:42, a więc po 8 godz. i 42 min. Czas biegu jest daleki od moich możliwości. Liczne błędy kosztowały mnie ok. 70 min. Słabe było też moje tempo, co wynikało ze zbyt małej liczby treningów. Realne było zajęcie miejsca 8-12. 
    Bieg wygrał M. Plesiński (podobnie jak w Śnieżnych Konwaliach 2) z fantastycznym czasem 4h 37 min. Oznacza to, że do rankingu Pucharu Polski zdobędę tylko 23,88 punktów. 



Mocne i słabe strony rajdu "Złoto dla Zuchwałych"

Mocne strony:
- ciekawa i niestandardowa trasa,
- orgowie wyraźnie wzięli do serca krytykę z zeszłego roku 
- znacznie trudniejsza i bardziej wymagająca trasa w porównaniu z poprzednią edycją (bardzo mocna strona),
- duża liczba punktów kontrolnych,
- pyszny posiłek regeneracyjny i oczywiście dostęp do napojów,
- ciepły prysznic,
- niesztampowe perforatory.

Słabe strony:
- złe umiejscowienie punktu P
- brak biegu na orientację na mapie Jabłowskie Góry - aż się prosiło...
- słabe wykorzystanie terenów leśnych na północnej części mapy (punkty H,P,R,T i S można było odpuścić na poczet punktów z górnej części mapy),
- przeciętna jakość druku i zbyt twarda folia, co utrudniało utrzymanie mapy w ręku.

     Jak widać przewaga mocnych stron nad słabymi :) Za rok nie powinno mnie zabraknąć.

Podsumowując:
TP50, 24 punkty kontrolne
Czas: 8 h 42 min
Miejsce: 20/43

Oficjalne wyniki:
Wyniki IV Rajd na Orientację Złoto dla Zuchwałych

1. Mariusz Plesiński 4:37 (!!!)
2. Marcin Krasoń 6:35
3. Jędrzej Giełda 6:37
4. Wojciech Wiatr 6:37
5. Sławomir Ćwirko 6:45
...
20. Sebastian Wojciech 8:42
...
43 Świetlik Krzysztof 10:30 (17 pkt kontr.)

(autor zdjęć: Szymon Szkudlarek, SS)

Ranking PMnO 2014 (po Włóczykiju Trip Extreme - 1 III 2014; w nawiasie - liczba występów)
1. Bartłomiej Grabowski 179,99 (4)
2. Mirosław Baszczak 157,68 (4)
3. Marcin Krasoń 116,56 (3)
4. Marcin Miśkiewicz 116,49 (3)
5. Piotr Kwitowski 114,38 (3)
...
24 Sebastian Wojciech 55,93 (2)
...
406. Mariusz Ryniak 1,44 (1)



poniedziałek, 3 lutego 2014

Śnieżne Konwalie 2 w Zielonej Górze (1 II 2014)

     Druga edycja Śnieżnych Konwalii za mną. Zgodnie z hasłami M. Krasusa (bardzo ciekawymi) powinienem mój bieg nazwać jako: Ten, któremu udało się ominąć dłuuugą kolejkę do perforatora). Niemniej jednak nie będę w kolejnych postach parafrazował cudzych (i oryginalnych) myśli innych zawodników :)
    Był to dla mnie, swego rodzaju, debiut w zimowym rajdzie na orientację. Nie wiedziałem do końca jak mój organizm zareaguje na zimowe warunki. Dlatego postanowiłem w ciągu tygodnia zrobić trening na zeszłorocznej trasie TP25 edycji Śnieżnych Konwalii w Nietążkowie. Udało mi się ukończyć ten bieg z czasem 4h30mim (przy temp. -5 stopni). Nie ukrywam, że po tym biegu miałem bardzo poważne wątpliwości czy zdołam ukończyć sobotni rajd na trasie TP50. Dlatego postanowiłem zakupić stuptuty, antypoślizgowe nakładki oraz rękawiczki, które wytrzymają ujemne temp. (dzięki Natural Born Runners). Miałem już dosyć zimnych rąk oraz mokrych butów - szczególnie przy przenikliwym zimnie.
     Przechodząc do rajdu, to podstawowe założenie było proste - na wszelkich przewyższeniach maszeruję. Postanowiłem także zostawić Górę Wilkanowską możliwie na sam koniec. Wiem z doświadczenia, że na początku rajdu adrenalina potrafi nieźle zamieszać (tak było w Grassorze, gdzie już po 10 km złapały mnie skurcze). 
   O godzinie 8:30 nastąpiła odprawa techniczna oraz rozdanie map (a właściwie trzech map w formacie A4). Trasa liczyła 50 km z 31 punktami kontrolnymi, w tym 14 na mapie 1:10000 oraz 6 na mapie 1:15000. Minęło trochę czasu do momentu ustalenia ostatecznej trasy (zresztą autorskiej). Jak tylko spojrzałem mapę pt. Góra Wilkanowska wiedziałem, że większość zapoluje prosty punkt o numerze 40. Dlatego postanowiłem rozpocząć bieg od punktu 37, co okazało się trafnym wyborem. Niewielu zawodników wybrało taki wariant. 

     Gdybym rozpoczął bieg od punktu 40, to zapewne bym czekał w komitecie kolejkowym :)
(autor zdjęcia: Robert Waś,
 https://picasaweb.google.com/101773263741219332670/SniezneKonwalie2014?noredirect=1 )

     Kolejne punkty (tj. 36-34-31-49) nie sprawiły mi większych trudności. W końcu BnO to jest to, co lubię najbardziej. Po zdobyciu punktu 49 musiałem przejść do mapy "Zalew" (choć tam żadnego zalewu nie widziałem :)) z aktualizacją z 1990 roku. Wiedziałem, że trzeba będzie bardzo uważać, zaś pewne były jedynie warstwice oraz główne ścieżki.

     Ze zdobyciem punktów 15-14-13-12 nie miałem większych problemów. Jedynie punkt 12 mógł budzić wątpliwości, bowiem zamiast terenu półotwartego był młodnik. W końcu mapa była z 1990 roku, więc można było się tego spodziewać. Sam niedawno biegłem z mapą "Lgiń -Stanica ZHP) z 1994 roku i też miałem styczność z tą samą sytuacją.


     Po zdobyciu punktu 12 z mapy "Zalew" powoli musiałem wyjąć kolejną mapę w skali 1:50000. Miałem niemały problem z wyczuciem ścieżki, bo zamiast na wschód (do ścieżki) skierowałem się na południe i przez to musiałem nieco ściąć na azymut. Na szczęście ślady na śniegu zrobiły swoje i zadziwiająco łatwo dotarłem do punktu 11. Ścieżka była tak wydeptana, że na bank ten punkt mieli zawodnicy z TP25.
    Bieg między punktami 11-9-8 był w zasadzie samotny, bowiem żywe dusze widziałem jedynie w 9 punkcie. Zastanawiałem się, dlaczego tak się stało? Czyżby zły wariant wybrałem? Jak później się okazało, znaczna większość zawodników wybrała odwrotny wariant do mojego. Niemniej samotny bieg bardzo mi odpowiadał :) Momentami jedynie widywałem niejakiego pana SAO (ten sam, co wygrał Nocną Masakrę w 2012 roku). Wtajemniczeni wiedzą o kogo mi chodzi :)
    W punkcie ósmym był bufet obok charakterystycznego bunkra (godz. 12). Kilkaset metrów dalej spotkałem B. Grabowskiego i byłem pewny, że mijam zwycięzcę tegorocznej edycji Śnieżnych Konwalii. Pomyślałem, że mam szansę na przyzwoity wynik.
(autor zdjęcia: Robert Waś,
https://picasaweb.google.com/101773263741219332670/SniezneKonwalie2014?noredirect=1 )

     Docierając do punktu 7 spotykam wiele znanych mi twarzy, m.in. P. Dopierałę czy M.Baszczaka.         Za mną ok. 3,5h biegu i ok. 25 km za mną. Czyżby miałbym przełamać barierę 8h?
    Do punktu 6 (górka) spotkał mnie kryzys i musiałem w końcu coś zjeść - na szczęście bułka ze smalcem i boczkiem postawiła mnie na nogi i znów byłem gotowy do dalszego napierania. W tym punkcie trochę za wcześnie wszedłem w las, choć szybko zorientowałem się, że jestem nie w tym miejscu co trzeba. Podobnie było z punktem 5 - straty czasowe były jednak niewielkie.
    Trudny był punkt 4 (rozwidlenie strumieni), bowiem punkt był w drugim strumieniu (położony na południu od pierwszego strumienia). Strata czasowa znów była niewielka. No i ślady na śniegu również zrobiły swoje.
    Do punktu 3 trasa przechodziła przez wieś Słonie. Po drodze spotkałem sklep i nie mogłem sobie odmówić puszki coli. W tym punkcie spotkałem pana SAO z butlą wody :). Szybko jednak rozeszliśmy, bowiem pan SAO polował na punkt 2, zaś na punkt 10.
    Przelot między punktem 3 a 10 był mało przyjemny, bowiem przechodził przez krajową drogę. Nawet nie próbowałem biegać... Na przyszłość ominę tego typu drogi - nie jest przyjemnością wdychać spaliny czy słuchać ryku silników.
    Z punktu 10 postanowiłem zdobyć punkt 17 i tutaj miałem niemały problem, bowiem warstwice się nie zgadzały. Po 10 min bezskutecznego poszukiwania spotkałem D. Welsa (Aktualnie zajmuje 3 miejsce w edycji Poznaj Poznań Nocą 2 - podobnie jak, ja. Tyle, że w Elicie, zaś ja w Średniakach :P). Byłem mega zaskoczony, że takiej klasy zawodnik osiągnie podobny czas co ja. W końcu sprint na 4 km, to nie bieg na 50 km...
    W końcu udało mi się znaleźć ten nieszczęsny punkt. Nie ukrywam, że wielu zawodników miało problemu z tym punktem o czym świadczyły wydeptane ścieżki leśne. W tym punkcie spotkałem tez D. Śmieję, który miał za sobą punkt 2 o czym świadczył jego czas lepszy o ok. 30 min ode mnie.
     Z punktu 17 postanowiłem zdobyć punkt 1, a następnie 16. Nie miałem większych problemów, bowiem te punkty były widoczne z daleka (szczególnie wieża ppoż na górze Wilkanowskiej). Po zdobyciu punktu 16 należało przejść do mapy "Góra Wilkanowska" i pobawić się w bieg na orientację. Po drodze musiałem zdobyć jeszcze punkt 2 (na mapie 1:50000). Dlatego najpierw musiałem zdobyć punkty 48-47-46-45, a potem punkt 2. Następnie z punktu 2 wrócić znów do mapy "Góra Wilkanowska", by zdobyć punkty: 44-43-38-39-40-Meta.



  W przelocie między pkt 48-47 spotkałem P. Kwitowskiego i oczywiście nie obeszło bez wzajemnego pozdrowienia. Pomyślałem, że nie jest tak źle z moją kondycją, skoro dalej byłem w stanie biegać. W punkcie 45 założyłem czołówkę i heja do punktu 2. Znów spotkałem D. Welsa i w zasadzie nie rozstawaliśmy się do punktu 39 (każdy z nas inaczej wybierał wariant, lecz w punktach spotykaliśmy się w mniej więcej tym samym czasie). Na szczęście dla mnie D. Wels nie miał punktu 37, choć nie od razu ten fakt skojarzyłem. Zorientowałem się dopiero wtedy, gdy szedł na południe zamiast na wschód. Ale dałem się nabrać... Na szczęście karygodny błąd szybko naprawiłem...
    Podsumowując, zająłem bardzo przyzwoite 27 miejsce z czasem 9h i 17 min (zamiast oczekiwanych 11h). Udało mi się tez zrealizować inny cel, tj. zdobycie co najmniej 30 punktów do rankingu PMnO (w Nocnej Masakrze tego celu nie zrealizowałem).

Mój wariant: S-37-36-34-31-49-15-14-13-12-11-9-8-7-6-5-4-3-10-17-1-16-48-47-46-45-2-44-43-38-39-40-M

Podsumowując:
TP50, 31 punktów kontrolnych
Czas: 9 h i 17 min.
Miejsce: 27/108

Oficjalne wyniki:
Wyniki TP50 - Śnieżne Konwalie 2

1. Mariusz Plesiński 5:57
2. Bartłomiej Grabowski 6:35
3. Waldemar Binkowski 6:36
3. Mariusz Błachowiak 6:36
3. Wiesław Prozorowski 6:36
...
27. Sebastian Wojciech 9:17
...
- Kamil Nijak NKL (108)

Mocne i słabe strony Śnieżnych Konwalii:

Mocne strony:
- atrakcyjna i ciekawa trasa z 20 pkt kontrolnymi w ramach BnO (oby w Rajdzie Konwalii był "porządny" etap BnO, a nie w parku Wolsztyńskim :))
- bufecik w ósmym punkcie kontrolnym,
- trasa z pominięciem dróg szybkiego ruchu (jeśli już, to w minimalnym zakresie),
- pyszny posiłek regeneracyjny,
- organizatorzy rajdu.

Słabe strony:
- impreza przestaje być kameralna (dla wielu ten czynnik jest niewątpliwie silną stroną),
- słabo oznakowana baza rajdu (jeden lampion to za mało)

Trasę Śnieżnych Konwalii 2 uważam za najlepszą z dotychczas przebytych rajdów (chyba jedynie Rajd Konwalii może przebić pod względem atrakcyjności trasy).