niedziela, 28 lutego 2016

Róża Wiatrów - Koziegłowy (27 II 2016)

"Niemożliwe nie istnieje"   
    Otwieram szybko drzwi do bazy rajdu i łapczywie zerkam w prawo i w lewo - nie widzę nikogo z TP50. Widzę jedynie p. Alicję i Zbyszka Hornika (orgów rajdu). Pytam się - który jestem... mówię dodatkowo, że jestem z pięćdziesiątki. Zbyszek aż wielkie oczy z wrażenia zrobił, zaś p. Alicja na kartce z czasami przybycia zawodników do mety wpisuje obok mojego nazwiska jedynkę. Już wiem, że wygrałem!!!! Skaczę z radości (ostatnio chyba z 17 lat temu tak skakałem, gdy zostałem mistrzem woj. leszczyńskiego w BnO) i w tej chwili ni stąd ni zowąd zjawił się mój trener BnO z czasów, gdy miałem jeszcze 12-15 lat - p. L.Kosiński (który startował w kat TP25) - nie mogłem nie przyjąć od niego gratulacji. Oczywiście przyjąłem także od Zbyszka H. i migiem poszedłem do sali gimnastycznej ochłonąć się... Nawet nie marzyłem o wygranej w TP50 i to zaliczanego do Pucharu Polski w Maratonach na Orientację...To był wręcz dla mnie szok!
  To miał być szybki rajd na orientację, tj. typowy dla "łydkowiczów". Przynajmniej tak zinterpretowałem plakat promujący Różę Wiatrów (chyba najładniej brzmiąca nazwa rajdu na orientację wśród rajdów zgłoszonych do PMnO). W zeszłym roku tak było, więc założyłem, że pobiegnę swoje (zahartuję stal - jak mawiał Zbyszek H.) oraz liczyłem na miejsce w pierwszej dziesiątce. 
  To był też mój trzeci udział w tym rajdzie - dwa lata temu wybrałem najdłuższą trasę (TP100)zaś w minionym roku - najkrótszą. Oba rajdy niezbyt mile wspominam ze względu na liczne błędy, jakie popełniłem. Tym razem miało być inaczej - wybrałem "królewską" dla mnie trasę, czyli TP50. Chciałem jedynie ustrzec się przed błędami nawigacyjnymi i w miarę możliwości utrzymać spokojne i równe tempo biegu.
    Nadzieja na dobry wynik przyszła w momencie, gdy dowiedziałem się, że punktów kontrolnych będzie 23. Czyżby org rajdu zmienił koncepcję budowy trasy? Czy będzie sporo nawigacji? Tradycyjnie też przed startem sprawdziłem listę zgłoszonych i wiedziałem, że będzie trzeba ostro napierać, by wywalczyć 30 punktów do rankingu PMnO zważywszy na to, iż zgłosił się M.Jędroszkowiak (dla mnie absolutne TOP3 w rajdach na orientację do którego zaliczam także R. Nowaka oraz M. Plesińskiego). Rzecz jasna - jak wcześniej podkreśliłem - miejsce na podium pozostawiłem w sferze marzeń (w zasadzie w ogóle o tym nie myślałem :)). 
    Na 15 minut przed startem otrzymujemy mapy i już wiem, że trzeba będzie dobrze zaplanować trasę oraz sprawnie nawigować. Kondycja odegra tym razem mniejszą rolę niż w zeszłym roku. Dość długo zastanawiam się nad wyborem przebiegu z punktu 1 - najpierw do 2 czy może od razu część punktów z Dziewiczej Góry? Ale jak sprawnie dotrzeć na Dziewiczą Górę? Na szczęście w zeszłym roku uważnie przeanalizowałem relację "LIVE" na sledzGPS.pl i wiedziałem, że jest to możliwe - tylko jak to zrobić? Wojtek mi mówi, że któryś lasek jest zaminowany... Kurczę - a może z 1 do 2 od razu przebiec? - ale nie chciałem dokładać. Zobaczę co inni zawodnicy zrobią. W każdym razie wiedziałem, że chcę od razu część punktów z Dziewiczej Góry zebrać, a potem skoczyć po punkt 2. 

Start (9:00) - PK1(płotek, wsch. strona) 0,7 km, 00:05 
  Wystartowałem minutę po godz. 9 i na spokojnie biegnę do punktu 1. Widzę, że niektórzy ostro rozpoczęli start. Nie widzę z kolei M. Jędroszkowiaka - ale to jest zawodnik "widmo" - bardzo często startuje w niemal w ostatniej chwili i z reguły wygrywa zawody. Myślałem, że tak będzie i tym razem. Ten punkt był usytuowany w punkcie widokowym (i zapewne promujący zawody na orientację wśród mieszkańców Koziegłów).

PK1 - PK9 (mulda, między gęstwinkami) 4,7 km, 00:28
     Nie planowałem tego wariantu, bowiem ten punkt chciałem zdobyć w drodze powrotnej. Ale skoro już tam dotarłem, to nie chciałem niepotrzebnie dokładać kilkuset metrów tylko po to, by zrealizować początkowo narysowany przeze mnie plan trasy. Tym bardziej, że dośc gładko wszedłem w mapę Dziewicza Góra - czas rozpocząć BnO :)

PK9 - PK5 (korzeń) - PK4 (dół) - PK3 (północy dół/ brak południowego) 6,1 km, 00:42
     Skoro już jestem w PK9, to szkoda było mi odpuścić teraz PK5. Najpierw omijam górkę (po co mi zbędna wspinaczka), zaś następnie ładną szutrową drogą docieram do słynnej wieży "Dziewicza Góra", by na północ dotrzeć do korzenia drzewa (choć teren był dość ciężki z uwagi na liczne pozostałości po wyciętych lasów). Do kolejnego punktu docieram wykorzystując liczne podłużne muldy. Do PK3 obieram nieco okrężny wariant z uwagi na chęć ominięcia wspinaczki oraz pozostałości po wycince lasu. Dodatkowe utrudnienia stanowiły świeże ścieżki powstałe w trakcie wyrębu lasu. Niemniej jednak rzeźba terenu była bardzo bogata, co bardzo mi pomogło w sprawnym nawigowaniu. 
    Wychodząc z PK3 widzę J. Konczalskiego, który rozłożył "bezradnie" ręce. Wołam go i pokazuję ręką, że punkt jest na górze. Niestety byli tam też inni zawodnicy i skwapliwie z mojej podpowiedzi skorzystali. No ale ja też czasami korzystam z pomocy niektórych zawodników. Po chwili spotykam kolejnych znanych mi z "przynajmniej widzenia" zawodników, w szczególnosci Runowskiego i Skawińskiego (mieli przyjemność udziału w moim rajdzie Wilga Orient). Wyczuwam od nich, że też mają problem z przejściem z mapy 1:50 000 na mapę do BnO - zresztą mało, kto nie miał takich problemów. Ja zresztą na początku też miałem wątpliwości tego rodzaju. 

PK3 - PK2 (skrzyżowanie drogi i suchego rowu) 6,9 km, 00:47
   Do punktu 2 trzeba było kawałek przebiec na azymut do pieknego suchego rowu, a potem biec wzdłuż tegoż rowu. Jest fantastycznie... ale wiele jeszcze przede mną...

PK2 - PK8 (góra) 9,3 km, 01:02
   Co dalej? Najpierw 8 a potem 22 czy najpierw 22, zaś 8 zdobywam w drodze powrotnej. Chyba przez 1,5 km analizowałem za i przeciw... Do PK8 prowadziły wyrażne ścieżki, zaś ze zbliżeń wynikało, że ten punkt będzie można w miarę gładko zdobyć. Nietrudno bowiem nie zauważyć terenu "półtotwartego" przy rozwidleniach ścieżek. Z drugiej strony trudno będzie zdobyć PK22 - ale za to "łatwy na azymut" - wystarczy przecież biec na wschód. Z kolei przebieg z PK2 do PK22 byłby za długi dla mnie - tym bardziej, że nie mam szybkości. Tak więc klamka zapadła...
    Biegnę do punktu 8 i nikogo nie widzę z tyłu. Z przodu - dwóch biegaczy - ale nie wiem czy zdobyli punkty z Dziewiczej Góry. W pewnym momencie skręcają w lewo i wiem, że punkt jest blisko. Widzę też, że wspomniani zawodnicy wybierają wariant drogowy do PK22 - a więc mocno wydłużą przebieg....

PK8 - PK22 (obniżenie) 10,2, 1:11
    Ryzykowny przebieg, lecz bardzo udany. Bardzo trudny punkt zdobyty bardzo gładko. Wiem, że już mogę śmiało myśleć o pierwszej dziesiątce. Bardzo pomógł "podłużny" teren otwarty z obniżeniem tak z 50 metrów na południe od ściezki. Zdobywając ten punkt - powiedziałem sobie na głos - "To się nazywa kunszt nawigacyjny" :)

PK22 - PK17 (róg ogrodzenia) 15,9 km, 1:46
    Długi przelot i widzę bardzo nieliczne ślady butów. Jest ok - pomyślałem sobie. Pierwsza dziesiątka jest bardzo realna. Były myśli o pierwszej piątce, ale jak zobaczyłem trzech zawodników w okolicach Ludwikowa - te myśli odrzuciłem :). Zbliżam się do nich i oczom nie wierzę - to przecież moi kumple, tj. Artur, Wojtek i Tomek :) Ale przecież oni od czasu do czasu maszerowali - pomyślałem, że moga mieć nieco mniej punktów niż ja (tym bardziej, że Wojtek planował zdobycie PK2 bezpośrednio z PK1). Miło przynajmniej będzie z nimi ponapierać. Punkt zdobyty bardzo łatwo i w zacnym towarzystwie - coś tam gawędzimy, choć akurat ja (zresztą introwertyk) niewielę mówię :) 
    Wychodząc z PK17 widzę z oddali nadbiegającego J. Gallę - na 100% nie biegł z drugiej strony, bo niemożliwe przebiec ponad 35 km w 1h 45min. Co to oznacza? Że jest super - pierwsza dziesiątka jest naprawdę w moim zasięgu. To przecież zawodnik, którego już przed startem obstawiłem do TOP3. A własnie - gdzie jest M. Jędroszkowiak? Wystartował czy nie? Nigdzie go nie widziałem - nawet jego śladów... Może faktycznie nie wziął udziału w rajdzie...?

PK17 - PK18 (mulda, brzeg) 18,8 km, 2:06
   Najpierw biegniemy ścieżką skierowaną na północ, choć za krzyżówką już jej nie ma. Nagle stanąłem, bo wiem, że za daleko biegłem na pł-wsch., a przecież ja chcę na północ (tym bardziej, że nie chciałem dodatkowo obiegać jeziorka). Odwracam się i widzę, że Artur stoi i przeprowadza dywagacje nad mapą i z kompasem. Wiem już, że trzeba będzie ponapierać na azymut. Tym bardziej, że Artur nie jest zawodnikiem, który popełnia proste błędy nawigacyjne.

PK18 - PK20 (rozwidlenie drogi i ścieżki) 21,0 km, 2:22
    Widzę, że Artur i Wojtek nie chcą skazywać Tomka na "pożarcie wilkom" :) Wiem już, że dalej bedę musiał sam ponapierać. Punkty są jednak łatwe, jak również przebiegi do nich. W pierwszej kolejności PK20 - typowy dla rowerzystów. Mi nie pozostało nic innego, jak po prostu biec w swoim tempie, tj. 6:20-6:30 min/km. Skręcając w prawo do tego punktu z głównej drogi widzę nadbiegającego J.Gallę - jaki on wariant wybrał? Z 20 na 18? Nie wiem - ja wiem, że z PK20 biegnę ścieżką skierowaną na pn-zach.

PK20 - PK19 (rozwidlenie dróg) 24,1 km, 2:42
   Bardzo łatwy przelot, bez historii. Po drodze spotykam wyłącznie rowerzystów. Nie widzę żadnego zawodnika biegającego z przeciwnej strony - a powinienem już zauważyć M. Jędroszkowiaka. Na 80% byłem przekonany, że tym razem go nie będzie... Zachodzą już poważne myśli o pierwszej piątce w tym rajdzie. Ale spokojnie, bo jeszcze przede mną "ściana", która pojawia się u mnie tak między 38 a 42 km.

PK19 - PK21 (obniżenie) 29,7 km, 3:24
    Dłuuugi przelot i widzę M. Kliniewskiego (tj. przy 28 km wg Endomondo). Oczywiście pozdrawiamy się wzajemnie. Mam przewagę, ale też świadomość, że on biegnie jak chart, zaś ja jak mops :]. Pytanie - czy zdobył już punkty kontrolne z Dziewiczej Góry oraz trudny przebieg z 8 do 22? Pocieszam się tym, że punkt 21 już blisko i koniec dłuugich przelotów. Tak z 500 metrów przed asfaltem widzę, że ścieżka się kończy (tj. kieruje na północ) i wiem, że dalej będę musiał napierać na azymut - ryzyko, że się pogubię niskie. Bowiem w końcu będę musiał dotrzeć do asfaltu i na szczęście za asfaltem była piekna leśna ścieżka - hurra... Punkt 21 coraz bliżej...
    Bardzo pomocny był "zoom" tegoż punktu. Widzę, że między ogrodzeniami jest ścieżka - to fantastyczna informacja. Obniżenie znalezione bez trudu.

PK21 - PK16 (kapliczka) 31,7 km, 3:42
    W pierwszej kolejności bez zastanawiania się biegnę na południe przez las - byle do granicy lasu i pola. Oczywiście mijam niezliczone kanały (co prawda wąskie, ale niestety ulokowane wzdłuż dolin rynnowych - co sprawia, że często trza zbiegać i wspinać). W pewnym momencie trafiam centralnie w oczko wodne - pomyślałem namoczenie nóg w zimnej wodzie tylko na dobre mi wyjdzie. Niestety w pewnym momencie ugrzązłem się w zgniliznie i na domiar złego oddałem zbyt długi krok, by swodobnie wyjść :) Na szczęście w zasięgu ręki był jakiś wystający korzeń i jakoś uporałem się z tym problemem - zawodnik,który był w zasięgu mojego wzroku tylko się zatrzymał (przynajmniej miałbym pomoc z jego strony) - krzyknąłem do niego, że jest ok. Uff - troszkę ryzykowne było moje postepowanie - ale jak chce się zajmować wysokie miejsca, to trzeba się z takimi sytuacjami liczyć... W pewnym momencie kończy się las i zaczyna się pole, chyba po 50-100 metrach pojawia się ścieżka zmierzająca się do Trzaskowa. W połowie drogi widzę A. Staniewską (po chwili A.Skupnia) i oczywiście pozdrawiam ją - ze wzajemnością :) (do tej pory jako jedyna kobieta wygrała rajd TP50 w PMnO w kat. OPEN!!!). Oczywiście moje gały zrobiły się wielkie z wrażenia świadom, że mam wobec niej sporą przewagę... Czuję przypływ adrenaliny, ale bieg pod wiatr nie pomaga. Z drugiej strony - przede mną łatwe punkty, tj, 15 i 10, a potem etap BnO. Z kolei A. Staniewska ma dość trudny przebieg do PK21... Miałem zatem silną motywację do dalszego napierania mimo, że mógl organizm miał powoli dość.

PK16 - PK10 (koniec ścieżki) 33,4 km, 3:57
   Widzę już zawodników z TP25, ależ poszalał org budując trasę TP25 - z pewnością mają trasę przekraczającą 25 km... Widzę już M. Wąsowskiego czy Ł.Klója, a po 10 min - P.Wolniewicza. Oczywiście wszystkich pozdrawiłem :) A ja już myślami byłem w etapie BnO - Trakt Poznański, gdzie do zdobycia było 5 punktów kontrolnych.

PK10 - PK13 (dół) - PK14 (obniżenie) - PK12 (obniżenie) - PK15 (siodło, pomiędzy górkami) - PK11(mulda) 38,3 km, 4:42
    Ależ to był ciężki teren... Najpierw z punktu 10 nie byłem w stanie odbić się na wschód - z uwagi na ogrodzenie. Potem przeszkadzało mi liczne bagienka i wkurwioza... Mogłem przecież od razu lecieć na wschód do śceżki i bym miał bliżej do PK13. W końcu, gdy zauważam ścieżkę (bardzo wyrażna) i po mojej prawej stronie widzę charakterystyczny zakręt ścieżki - wiem już, że przede mną 500 metrów biegania po trakcie. Widzę już ogrodzenie po lewej, zaś po prawej ścieżkę - sytuacja wraca już do normy. PK12 zdobyty szybko wraz z Jarkiem K.(to ten w charakterystycznych spodenkach - postępy aż nadto widzoczne robi - myślę, że kwestią czasu będzie, gdy zajmie miejsce na podium w TP50). Oczywiście zamieniamy kilka słów - kto ile punktów ma juz za sobą. Wiem, że Jarek mnie nie weźmie, ale też wiem, że zajmie w tym rajdzie wysokie miejsce. Punkt 12 łatwo zdobyty, bowiem nietrudno nie zauważyć dwóch terenów otwartych z bagnem mimo, iż ścieżki były ledwo widzoczne. Pamiętajmy, że lasy w Trakcie Poznańskim w przeważającej mierze były liściaste. Zgrabnym tempem zdobyłem PK15. Do PK13 już nie chciałem wydłużać ścieżką, więc wybrałem bardziej ryzykowny wariant - między granicami kultur, bagienkami czy terenami podmokłymi (o ile to były podmokłe, bo w zasadzie to były suche). Trochę przekombinowałem z wylotem z PK11 - bowiem nie wiedziałem, że znajdowałem się w bagnie nie do przejścia. Niemniej jednak i z tym bagnem sobie poradziłem, choć niepotrzebnie kilka minut straciłem - z drugiej strony - krioterapia dla mych nóg znów okazała się zbawienna :)

PK11 - PK23 (cypel) 40,7 km, 5:01
   Etap BnO za mną i wracam do ciągłego biegania. Droga kamienista - a więc męka dla mych stóp. Prawe pięto zaczyna mnie doskwierać. Ale pocieszam się tym, że do mety coraz bliżej. Punkt oczywiście bardzo łatwy do znalezienia, jak również jego przebieg z mapy BnO. Z około 700 metrów od PK23 widze nadbiegającego J. Gallę - jeszcze raz go pozdrawiam i wiem, że w tym momencie walczę już o podium. Adrenalina skoczyła od razu w górę... Ale po chwili uspakajam się, bowiem wiem, że Jacek jest szybszy ode mnie, zaś moja przewaga wobec niego wynosi zaledwie 1,4 km (czyli około 10 minut - to naprawdę niewiele...). W tym momencie wiem już, że na Dziewiczą Górę muszę przebiec przez pole. Niepokoiło mnie jeziorko - bowiem różnie z tym bywa... Na szczęście trafiłem jedynie w rów z wodą do przeskoczenia i czas na przebieżkę przez pole - uważnie pilnując wieży Dziewicza Góra, która jest widoczna z daleka i oczywiście lasu z lewej strony. W pewnym momencie fajne podłoże do biegania w polu kończy się i zaczyna się szybki marsz po świeżo zaoranym polu. Wyciągam izotonik i od czasu do czasu popijam go. Po drodze do celu trafiam na dwa rowy - na szczęście jeden z nich suchy, zaś drugi z wodą - choć nawet nie wymagało przeskoczenia. Widzę już kisownię - obiegam ją z lewej strony i widzę, że las już blisko...

PK23 - PK7 (koniec drogi, ogrodzenie) 45 km, 5:42
    Odwracam się i widzę, że Jacka G. nie ma - pewnie wybrał wariant ścieżkowy (bezpieczniejszy, ale z pewnością nieco dłuższy). Jest już ścieżka, ale nie widzę czerwonego oznaczenia ścieżki rowerowej. Droga niezbezpiecznie skierowana jest na wschód i kiedy widzę po prawej stronie pole, a z dala kisownię - wiem już, że to nie ta ścieżka - to co robię? biegnę na południe do właściwej ścieżki. Ale oczywiście rów z wodą musiał się pojawić :) Tym razem nie było żartów - ten rów był jakiś zdradziecki... Oparłem się jedną ręką o drzewo i sprawdzałem podłoże - nie pomyliłem się - był zbyt głeboki... Śmierdział ten rów niemiłosiernie... Szukam zwężenia rowu i oczywiście  drzew po jednej, jak i drugiej stronie rzeczki - na szczęscie po 15 metrach widzę i na szczęście udało mi się, choć przyznam się, że nie czułem w ogóle dna rzeczki....
    Wiem, że nie przełamię 6h, bowiem w wielu momentach teren rajdu był zbyt cięzki na swobodne bieganie... Ale co tam czas - ważne, by nie dać się wyprzedzić Jackowi G. Dośc niepewnie biegam po ścieżce - bowiem zbyt wiele musiałem skręcać i nagle widzę charakterystyczne ogrodzenia i rozwidlenie z prawej strony - zerkam na mapę Dziewicza Góra i kamieć z serca mi spadł...  

PK7 - PK6 (róg granicy lasku) 46 km, 5:53
     Zaćmienie umysłu w końcówce miałem Najpierw na azymut do ambony, potem ściezką do jego zakończenia a potem między górkami i za górą na lewo do wyższej górki. Niestety między dwoma górkami nie wiedzieć czemu doznałem kompletnego zaćmienia umysłu... Nie mam pojęcia co tam ze mną się działo, że popełniłem tak prosty błąd nawigacyjny...W pewnym momencie - czuję, że jest już niedobrze - za długo to trwa. Stanąłem, wziąłem głęboki oddech i obserwuję rzeźbę terenu - widzę dookoła trzy porządne górki, w tym jedna bardzo rozległa... Zerkam na mapę i widzę, że do tej dużej górki prowadzi wąska ścieżka - widzę ją - czyli tam jest punkt - wspinam się na tą górkę i kamień z serca mi spadł :) Co więcej - widzę też odbiegającego od tego punktu J. Gallę oraz B. Górczyńską (startowała w TP25 i zajęła 2 miejsce). Nie wraca do mety w przeciwieństwie do mnie... Czyli ma do zdobycia inne punkty z Dziewiczej...

PK6 - Meta 51,3 km, 6:30
    Przede mną bieg do mety - wiem, że mam przewagę w odniesieniu do Jacka G. - wiem, że to jest walka o podium. Wiem, że nie mogę odpuścić, choć co 1-1,5 km robiłem skłony w celu rozlużnienia mięśni nóg. Wszystko wiem, ale czy nogi wytrzymają - najpierw bieg do bazy Dziewicza Góra, mijam rodziny z dziećmi przy ognisku i biegam płaską ścieżką omijając wspinaczkę. Biegnę i biegnę - ale wiem, że powrót ma być identyczny jak bieg z PK1 do PK9 - z tyłu nikogo nie widzę. Widzę trakt i biegnę kawałek leśną ścieżką i widzę teren otwarty i wiem, że po ok. 500 metrach będą zabudowania. Wiem, że trzeba będzie skręcić w prawo a potem kawałek w lewo, by przeciąć las. Jest dobrze - wszystko się zgadza. Teraz tylko do asfaltu Czerwonak - Kicin. Z tyłu nikogo nie widzę - może Jacek Galla wraca z Kicina do Koziegłów? Nie wiem - walczę dalej. Wszystko się zgadza, meta coraz bliżej - biegnę tak jakbym miał za sobą 22 km, a nie 49 km... (tak wynika z tracka w endomondo). Nawet w snach mi się nie śniło, że jestem w stanie przebiec średnio poniżej 7 min/km w końcowych kilometrach, zaś przedostatni kilometr przebiegłem z czasem 5:55 min/km. No tak działa adrenalina i świadomość, że mogę osiągnąć życiowy sukces... Pokonanie Jacka G. gwarantuje podium - tym bardziej, że Aga Staniewska sporo musiała stracić na Dziewiczej Górze albo w Trakcie (a może w innych punktach?). Pozostały mi jedynie dwie niewiadome - Czy startował M. Jędroszkowiak? Czy M.Kliniewski jest już na mecie? (mając świadomość, że są to zawodnicy, którzy naprawdę biegają bardzo szybko). 
Mapa TP50 z naniesionym trackiem
     Otwieram szybko drzwi do bazy rajdu i łapczywie zerkam w prawo i w lewo - nie widzę nikogo z TP50. Widzę jedynie p. Alicję i Zbyszka Hornika. Pytam się - który jestem... mówię dodatkowo, że jestem z pięćdziesiątki. Zbyszek aż wielkie oczy z wrażenia zrobił, zaś p.Alicja na kartce z czasami przybycia zawodników do mety wpisuje jedynkę. Już wiem, że wygrałem!!!! Skaczę z radości (ostatnio chyba z 17 lat temu tak skakałem, gdy zostałem mistrzem woj. leszczyńskiego w BnO) i w tej chwili ni stąd ni zawąd zjawił się mój trener z dzieciństwa - p.L.Kosiński (który startował w kat TP25) - nie mogłem nie przyjąć od niego gratulacji. Oczywiście przyjąłem także od Zbyszka H. i migiem poszedłem do sali gimnastycznej ochłonąć... Nawet nie marzyłem o wygranej w TP50 i to zaliczanego do Pucharu Polski w Maratonach na Orientację...To był wręcz dla mnie szok!
    Będąc samemu w sali - kilka minut dochodziłem do siebie nie wierząc, że udało mi się wygrać ten rajd. Do teraz jeszcze nie wierzę mimo, że okazały puchar znajduje się za moim laptopem na stole :). To jest wręcz dla mnie szok i napewno dla wielu innych zawodników.... Pokonać Kliniewskiego, J. Gallę czy A.Staniewską - to jest naprawdę coś!
Dekoracja najlepszych w kat. TP50
autor zdjęcia: A.Bednarek
    Podsumowując, trasa bardzo premiowała nawigatorów. 23 punkty kontrolne, dwie mapy do BnO i do tego jeszcze trzy punkty "zoom" - asfalt tylko na początku i na końcu trasy. Trudno wymagać więcej od orga zawodów (który był jednocześnie budowniczym trasy). Trasa była znacznie ciekawsza i wymagająca niż w zeszłym roku. Bardzo pozytywnie jestem zaskoczyny tegoroczną edycją - oby za rok było podobnie. 
Rozkład mojego tempa z rajdu Róża Wiatrów 2016
Rozkład mojego tempa z rajdu Złoto dla Zuchwałych 2014 (TP50)
Statystyka z mojego biegu Róża Wiatrów 2016

Podsumowując:
TP50, 23 punkty kontrolne
Czas: 6h 30 min
Miejsce: 1/46
Faktycznie przebiegnięty dystans: 53,3 km (wg Endomondo), 51,3 km (wg QuickRoute)

Nieoficjalne wyniki:
1. Sebastian Wojciech 6h 30 min ;]]]]
2. Maciej Kliniewski 6h 44 min
3. Jacek Galla 6h 45 min
4(1). Agnieszka Staniewska 6h 56 min
5.  Marcin Skawiński 7h 7 min
6. Jarosław Konczalski 7h 8 min
...
46. Krzysztof Radomski 10h 13 min (braki pkt)

niedziela, 7 lutego 2016

Grand Prix Hadesu 2016 - Etap 2 - Łysy Młyn


   Kolejny etap z cyklu Grand Prix Hadesu odbył się w Łysym Młynie. Teren popoligonowy i świetna robota autorów mapy D.Zalewskiego i P. Zielińskiego sprawiło, że tego rodzaju zawody są niezapomniane. Nawet trasa łatwa, którą miałem przyjemność wzięcia udziału z córką Krysią okazała się wymagająca :) 

     Siedem punktów do zdobycia - w tym głównie obniżenia, skarpy czy nawet okop (a może mur) utwardzony. Teren zawodów dawał orgom niesamowite możliwości zbudowania ciekawej trasy i myslę, że nikt nie marudził na poziom tras. W tym momencie miałbym małą prośbę co do umiejscowienia punktu 1 - myślę, że dla małych dzieci (przynajmniej dla mojej córki) ten punkt był nieco niebezpieczny z uwagi na przepaść za pagórkiem. 
     Generalnie na tym zawodach miało mnie nie być. Zmiana planów nastąpiła, gdy żona zachorowała. Mi nie pozostało nic innego jak spędzić aktywnie czas na świeżym powietrzu. Te zawody pasowały mi jak ulał i na szczęście zostało jedno wolne miejsce w kat. łatwej. 
W drodze do bazy (po zawodach)
Autor zdjęcia: R. Nowak
     Bardzo mi się podobało na tych zawodach, parking był pełny i z trudem znalazłem jedno wolne miejsce. nie dziwię się nawet wybornej stawki w kategorii Zaawansowana z uwagi na bardzo ciekawy teren zawodów, piękną pogodę, renomę GP Hadesu, itp. Z drugiej strony mogę przypuszczać, że wielu zawodników nie miało dosyć wymagającego rajdu Śniężne Konwalie (coś za pozytywny element) i oby tak dalej. 
Mapa z kat. łatwa - Łysy Młyn
P.S. Dopiero co Śnieżne Konwalie czy Etap 2 GP Hadesu za nami, a już w środę kolejny bieg - tym razem na os. Piastowskim w Poznaniu w ramach Etapu 5 cyklu Poznaj Poznań Nocą - oczywiście gorąco polecam tego typu zawody.
Według mnie - najpiękniejszy punkt kontrolny w biegach na orientację :)
Autor zdjęcia: R.Nowak

Więcej info o GP Hadesu: GP Hades
GP Hadesu na Facebook'u: GP Hades

poniedziałek, 1 lutego 2016

Śnieżne Konwalie - Bobrowice (30 I 2016)

  Śnieżne Konwalie jak zwykle rozpoczyna mój sezon rajdów na orientację (w oczywiście "królewskiej" dla mnie trasie 50 km). Czułem, że krótsze trasy są zdecydowanie nie dla mnie z uwagi na to, iż jestem zbyt wolnym zawodnikiem. Na dłuższym dystansie bardzo dużą rolę odgrywa psychika i to mi bardzo odpowiadało :).
   W zeszłym roku aż za bardzo chwaliłem ten rajd, więc w tym roku odpuszczę sobie pochwały dla orgów. W każdym razie tereny leśne w woj. lubuskim stanowią raj dla biegaczy na orientację. Gdziekolwiek byś był w tym województwie, to możesz mieć pewność, że niedaleko są lasy w przeciwieństwie do mojego miejsca zamieszkania, gdzie lasów jest tyle, co kot napłakał.

   Założenia przedstartowe miałem proste - przede wszystkim ukończyć rajd w ciągu dnia (tak do godz. 16:30, bowiem w zmierzchu poszukiwania punktów są znacznie trudniejsze - stąd dość długie odstępy czasowe zawodników, którzy przybiegli na metę między 9 a 10 h). Po drugie - zabrać możliwie jak najmniej żarcia i picia - krótko pisząc - najchętniej w ogóle bym nie zabierał plecaka :) A po trzecie - wytrzymać cały dystans bez żadnego leżenia czy siedzenia po 30 km. 
Pełna koncentracja po ok, 1 km od startu
   Na około 15 minut przed startem otrzymujemy mapy i wiedziałem, że zaczynam od północy. Najcięższy teren na mapie do BnO "Bobrowice" zostawiam na sam koniec. Nie jest bowiem sztuką szybko ukończyć etap na mapie Bobrowice, by po 20 km opaść z sił zdobywając punkty na mapie 1:50000 (a więc po długich przelotach). 

S - 27 : 5,2 km, 00:30   
 Start miał charakter masowy i oczywiście biegłem gdzieś na środku stawki, choć zaraz za kanałem Dychowskim - stawka rozdzieliła się.  Oczywiście znaczna większośc biegła na południe. Na północ bodajże 5-7 zawodników. Super - będę mógł sobie spokojnie pobiegać. Punkt 27 na przystawkę łatwo zdobyty w towarzystwie małżeństwa Duszaków i w tym momencie rozdzielamy się.

27 - mapa do BnO "Kępniak" : 12,1 km, 01:17
    Wszedłłem odważnie w teren podmokły i widząc wracających z punktu K.Rochowskiego i kilku innych zawodników - wiedziałem, że punkt 56 jest blisko. Z kolejnymi punktami nie miałem większych problemów - starając omijać zbędne wspinaczki - za wyjątkiem górki Kępniak (w tej górce stał jeden z punktów kontrolnych na Olimpiadzie Młodzieży w 1999 roku, który zdecydowanie wygrał A. Bernaciak). 

     W okolicach punktów 54,53 i 52 widzę P.Dopierałę, K.Rochowskiego, braci(?) Lewandowskich czy M. Kliniewskiego, a nawet M. Hippnera (przy punkcie 57). To są zawodnicy "ciężkiego kalibru" i z tej grupki byłem zdecydowanie najwolniejszym zawodnikiem :) Ale jakoś się trzymałem, choć wiedziałem, że zaraz mi znikną z mojego pola widzenia. Ale za to już wiedziałem, że będzie dobrze. 

Kępniak - 25 : 16,3 km, 1:48
  Długi przelot do punktu 25. Wymienieni wcześniej zawodnicy oddalają się ode mnie. Mogłem jednak wybrać odważniejszy wariant przez łąkę podmokłą (tak właśnie postąpił zwycięzca rajdu - M. Plesiński). Z pewnością co najmniej pół kilometra bym zaoszczędził. 

25 - 28 - 24 - 26 -29 : 24,4 km, 2:52
     Kolejny punkt okazał się bardzo łatwy, bowiem nietrudno jest znaleźć stare wyrobisko na środku lasu. Las w tym rejonie był przekiękny, zaś "dywanik z mchów" stanowił dla mnie masaż stóp :) Wychodząc z punktu widzę braci Lewandowskich - ocho i już ich mam po sprawnej nawigacji. Ale znów szybko mi uciekają i od czasu do czasu odwracają głowy w moim kierunku - co stanowiło dla mnie komplement. Chyba odczuli respekt co do mojej osoby :P. 
   Przy punkcie 26 troszkę poszalałem z tym biegiem na krechę. Pomyslałem - nietrudno będzie znaleźć najwyższy szczyt w okolicy. Zbliżając się do górki - widzę charakterystyczne drzewka i polankę świadcząca o tym, że gdzieś tam jest punkt triangulacyjny (takie myslenie pozostało mi w trakcie przebytych rekonesansów z Wilgi Orient :)). No cóż pomyliłem się, ale po chwili zauważam jeszcze wyższą górkę. No cóż - będzie kolejna wspinaczka.
   Z punktem 29 nie miałem problemów, bo od południowej strony był znacznie łatwiejszy do zdobycia. Po około 1 km widzę J. Konczalskiego (czyżby kolejny zawodnik "ciężkiego kalibru"?), a po kolejnych 500 metrach widzę kolejnego zawodnika, zaś po kolejnych kilkuset metrach - Krasusa (zajął 3 miejsce), P. Kwitowskiego (5 miejsce) - oczywiscie bez pozdrowienia nie mogło się odbyć. Po kolejnych 100 metrach widzę M. Kargola ("Słoiczka") i chyba on zapytał mnie o tą górkę. Oczywiście wszystkim powiedziałem gdzie mniej więcej ta górka jest, choć nie musiałem. Jestem jednak zdania, że jeśli ktoś zadaje mi pytanie, to odpowiadam. Nawet jeśli jest to dla mnie rywal :) Biegamy przecież dla przyjemności, delektując się widokiem lasu i nie tylko, zaś rywalizacja powinna pozostać tak na 3-4 a może i dalszym miejscu :). 
    Widząc takich zawodników (a właśnie, gdzie podziali się: M. Plesiński czy M. Jędroszkowiak - ciekawe, gdzie oni teraz się znajdują i jaki czas uzyskają?) poczułem pozytywny przypływ adrenaliny, bowiem czułem, że mogę pobić osobisty rekord. Trzeba zaznaczyć, że przede mną jeszcze decydujące 25 km, a z doświadczenia wiem, że tak po 40 km spotykam się ze ścianą.

29 - mapa do BnO "Bobrowice": 28 km, 3:17
    Wydaje mi się, że wybierając ten wariant można było sporo zaoszczędzić. Niepewna była jedynie szerokość (i rzecz jasna głębokość)  rzeczki odpływającej z j.Wełmicko. Ale skoro zaliczyłem trzy przejścia przez rzeczkę Samica na czwartkowym treningu na TP25 z Śnieżnych Konwalii 2013 roku (troszkę ryzykowny był to trening, ale skoro 25-28 km treningi na 2 dni przed rajdem przynoszą mi skutek, to czemu nie miałoby być tym razem?), to tym razem też z tego wyjdę cało :) Na szczęście był tam mostek i ten teren pokonałem suchą stopą. W tym momencie widzę kolejnego zawodnika "ciężkiego kalibru" - M. Krasuski (zajął przecież w 2013 roku 3 miejsce na TP50) - oczywiście w trakcie biegu nie wiedziałem kim on jest, ale świetnie nawigował.


Wejście na mapę do BnO "Bobrowice" - 33-32-37-38-36-31 : 33,1 km, 3:59
   Podjarany adrenaliną oraz możliwością BnO ostro szalałem z nawigacją. Nie było zmiłuj, bowiem skoro jesteś słaby w nogach, to chociaż nawigacyjnie nadrób. Nie ukrywam, że miałem "wsparcie" innego zawodnika, tj. M. Krasuskiego (choć wybieraliśmy nieco inne warianty). Przy 36 punkcie kontrolnym musiałem się położyć na minutkę, by zregenerować się. Oczywiście bezpowrotnie straciłem z pola widzenia tak świetnego zawodnika, a szkoda...

31 - 34- 30 : 35,8 km, 4:24
    W dobiegu do punktu 30 zabrakło mi picia - ewidentnie zbyt mało napojów zabrałem ze sobą (tylko 1,4 litra). Jednak 10 stopniu powyżej zera, to nie mróz :) Na szczęście w tym punkcie byli dwaj piechurzy, którzy pozwolili mi skosztować wody gazowanej. Ufff - nawodniony i zmotywowany widokiem "dywaniku z mchów" biegłem dalej. W punkcie 34 spotykam W.Wiatr (ciekawe jaki wariant wybrał?), zaś w drodze powrotnej z 30 punktu znów spotykam J. Konczalskiego (znowu???). 

30 - 45 - 35 - 44 - 43: 41,5 km, 5:11
   Kolejne punkty są dla mnie łatwe do znalezienia, starałem się omijać zbędne wspinaczki. Moje tempo było jednak zbyt wolne, by myśleć o przełamaniu 6h (!!!). Była taka chwilowa myśl - zwłaszcza, gdy zobaczyłem, że w 45 punkcie miałem czas 4h45 min. Skoro na Morasku ok. 10 km robię w godzinę na orientację... Ale co innego biegać na świeżości, a co innego - mając na nogach 38 km :]. Realne było i to bardzo przełamanie 7h. Były obawy - czy wytrzymam kondycyjnie, ale przecież nieraz z takich opresji wychodziłem i w tym momencie kluczową rolę odgrywała psychika.



43 - 40 - 39- 41 - 42-49-51-50-47-48-46-M: 52,5 km, 6:51
    Im bliżej mety, tym większa walka o przetrwanie. Chyba z trzy razy musiałem na chwilkę się położyć. Niestety po drodze wyprzedziło mnie aż 6 zawodników. Ale sorry, byli po prostu znacznie szybsi ode mnie. Jak tylko zobaczyłem przy punkcie 49 - M. Kliniewskiego, to mysłałem jedynie o tym, zeby biegać tak jak on. Z drugiej strony - mając jego tempo mógłbym śmiało dobijać się do pierwszej dziesiątki :). Patrząc na czas - byłem przekonany, że jest to czas na pierwszą dziesiątkę. Ale te mysli szybko odsunąłem po tym, jak w końcówce wyprzedziło mnie 6 zawodników (dobrze, że chociaż D. Wels mnie nie wyprzedził :)).  

     Podsumowując, był to niezwykle silnie obsadzony rajd. Tylu znanych nazwisk jeszcze nie widziałem. Wiadomo było (wg mnie), że walka o zwycięstwo rostrzygnie się między M. Plesińskim a M. Jędroszkowiakiem. Wydaje mi się, że 3 miejsce równie dobrz mógł zająć np. dziesiąty zawodnik. 
     O silnej obsadzie rajdu niech świadczy fakt, iż przełamując czas 7h w tym rajdzie pozwoliłoby zająć zaledwie 28 miejsce, wobec 7 miejsca w 2015 roku czy aż 4 miejsca w 2013 roku. O ile rajdu ŚK ciężko porównać do rajdu z 2013 roku z uwagi na trudny teren leśny położony w okolicach  rzeki Samicy (liczne tereny podmokłe), to można śmiało porównać z rajdem z lat 2014-2015. Nie ulega wątpliwości, że poziom uczestników rośnie, a przecież poziom trasy ŚK od lat jest podobny. Coraz lepszy czas uzyskuje zwycięzca zawodów (co prawda niezmiennie M. Plesiński), a także pozostali zawodnicy (oczywiście, w tym także Ja :]]]]). Tego rodzaju rajd jest zawsze budujący nie tylko dla mnie, lecz także dla wielu innych zawodników. Nie ma lepszego uczucia jak pobić rekord życiowy na trasie TP50 (zaliczany do PMnO) już na początku sezonu.

Wyszczególnienie 2013 2014 2015 2016
Liczba uczestników 51 108 84 96
Liczba uczestników z kompletem punktów 35 72 49 73
Udział liczby uczestników z kompletem punktów w ogóle uczestników 69% 67% 58% 76%
Czas zwyciężcy 6:28 5:57 5:19 4:54
Czas dziesiątego zawodnika 8:25 7:27 7:13 6:14
Miejsce zawodnika z czasem ~7h 4 8 7 28

    Co do statystyk, to rzecz jasna - był to najlepszy bieg z moim udziałem. Średnio na 1 km przebiegłem 7:51 min. By zająć trzecie miejsce należałoby przebiec średnio o 1min 10 sekund szybciej.  Tyle to ja biegam na orientację na dystansie 10-12 km :), a nie na 50 km. 
Statystyki z mojego biegu na ŚK 2016
     Zawody wygrał - po raz czwarty z rzędu (!!!) - M. Plesiński pokonując o 10 min M. Jędroszkowiaka. Trzecie miejsce padł łupem M. Krasonia. Barierę siedmiu godzin przełamało aż 27 zawodników. To jest dopiero poziom zawodów...

Podsumowując:
TP50, 34 punkty kontrolne
Czas: 6h 51 min
Miejsce: 25/96

Nieoficjalne wyniki:
1. Mariusz Plesiński 4:54
2. Michał Jędroszkowiak 5:04
3. Marcin Krasoń 5:51
4. Piotr Dopierała 5:52
5. Piotr Kwitowski 5:56
6. Bartłomiej Wower 6:03
...
25. Sebastian Wojciech 6:51
...
96. Wojciech Zając 2:18 (8 PK)