wtorek, 25 lipca 2017

VI Szaga - Chodzież (15 VII 2017)


   W lipcu każdego roku odbywa się Szaga w centralnej części woj. wielkopolskiego organizowana przez KS Hades (znani również z organizacji Grand Prix Hadesu - bardzo cenionych przeze mnie zawodów ze względu na poziom sportowy:)). 
    Pod kątem mojego udziału w tym rajdzie - to już był mój czwarty udział (częściej byłem jedynie na Grassorze). Jedynie w zeszłym roku nie zdołałem wziąć udziału w tym rajdzie, zaś w tym roku - po raz pierwszy zabrałem ze sobą Monisię. To już był trzeci udział w rajdzie i do tej pory nie spadła poniżej 4 miejsca :) Niemniej jednak trasa zbudowana przez Remika N. była dość wymagająca kondycyjnie i dało mocno we znaki mojej partnerce (choć głównie ze względu na zbyt długi dystans). 
     Baza rajdu znajdowała się w Chodzieży, co spowodowało, że kilka kilometrów przemaszerowaliśmy przez miasto (zarówno do PK1, jak i z PK11). Trasa w kat. TP25 w głównej mierze była ulokowana na terenie leśnym, choć momentami nie brakowało terenów otwartych (zwłaszcza z PK5 do PK6) oraz krótki odcinek z PK10 do PK11 w niesamowitej saunie (asfalt bardzo szybko się nagrzewa). Trasa była tak zbudowana, że aż czterokrotnie musieliśmy przejść przez drogę krajową.
    Punktów na trasie było jedenaście, zaś sześć z nich miało dodatkowe zbliżenia w celu ułatwienia odnalezienia punktu kontrolnego. Nie ukrywam, że zbliżenia te bardzo ułatwiły nawigację, choć nie były aktualne (zwłaszcza w okolicy punktu 3). Najgorsze dla mojej partnerki były górki (szczególnie PK8, gdzie trzeba było na odcinku ok. 3 km pokonać wysokość względną na poziomie ok. 150 metrów). Wzniesienia były też w okolicy PK3 i na dobitkę w okolicy PK11 - jak Monisia zobaczyła opis tego punktu, to skomentowała jednoznacznie: Remik to lubi ustawiać punkty na górze... :)
     Start TP25 i TP50 odbył się o godz. 9 - biegacze z przodu, zaś piechurzy z tyłu. I na spokojnie docieramy do PK1, choć nieco za wcześnie odbiłem z drogi asfaltowej (może minutkę na tym straciliśmy). W końcu marsz, to nie bieg - zaś wszelkie błędy kosztują znacznie więcej czasu niż w przypadku biegu. Byliśmy tak w połowie stawki...
   W trakcie marszu do PK2 mieliśmy okazję poznać co to znaczy iść przez zarośla przy brzegu łąki podmokłej. Bardzo przyjemnie przechadzało się przez tę łąkę, zaś do PK2 szliśmy na azymut, choć nie mogłem rozgryźć zbliżenia do tego punktu. Tam gdzie był punkt - las nie był bardzo dobrze przebieżny. Niemniej jednak praktycznie od tego punktu nie rozstawaliśmy się znacząco (tzn. na dłużej niż kilka minut) z rodziną Filipiaków oraz M. Pawłowskim. Staraliśmy się nie rywalizować z nimi, choć zawsze przyjemniej się robi, gdy na trasie są inni zawodnicy...
Mapa z TP25
   
    Pierwsze problemy mieliśmy ze zdobyciem PK3 - układ ścieżek nie zgadzał się, choć na ratunek przyszedł kompas, bowiem wystarczyło przejść przez kilkaset metrów na zachód. W pewnym momencie widzimy innych zawodników, którzy zbyt wcześnie szukali punktu. Niestety częściowo dałem się wyprowadzić, bowiem straciłem orientację w pobliżu PK3. Monisia staneła na górce - punkt był w następnej górce na południe. Niestety poszedłem na północ, bo myślałem, że rodzina Filipiaków znalazła ten punkt. I lipa - nie mieli punktu. Jesteśmy w lesie - gdzieś pomiędzy górkami :) W pewnym momencie znalazłem w końcu punkt - ale nie miałem przy sobie kart startowych :) Musiałem wrócić po Monisię i razem podbijamy nieszczęsny punkt (ok. 15 minut w plecy).
    Kolejne punkty były już znacznie łatwiejsze, choć w okolicy PK5 znów nie zgadzały się ścieżki... Ot taki już urok starych map :) Do punktu 6 udajemy się w uśmiechach, co widać na poniższym zdjęciu. Punkt ten zdobywamy po 2h i 20 min mając za sobą ponad 11 km marszu. 
Z uśmiechami na twarzy tuż przy punkcie 6
    Przy PK6 robimy 5 minutową przerwę, zaś do PK6 dajemy się wyprzedzić rodzinie Filipiakom, choć ku naszemu zaskoczeniu również W.Wąsikiewiczowi czy M.Pawłowskiemu (coś tam za nawigacją musiało im nie pójść) i jeszcze chyba parze z Pazura Gryfa. 
Karty startowe już uszykowane :)

A po krótkiej przerwie ... marsz do punktu 7
    Punkt 7 dość prosty, zaś do PK8 początkowo nie prowadziła żadna droga. Pozostało nam przejść na azymut przez las do drogi krajowej. Profilaktycznie uprzedzam partnerkę, że PK8 będzie sporym wyzwaniem kondycyjnym... Dała radę, choć potrzebowała kilkuminutowej przerwy w tym punkcie na regenerację :) Dajemy się wyprzedzić konkurentom, choć czułem, że PK9 i PK10 nie będą łatwe. Tak też się stało - przy PK9 widzimy M.Pawłowskiego, co utwierdziło nam, że jest ok. Że to nie ta górka, bowiem ze zbliżenia wynikało, że musi być za terenem półotwartym. Wszędzie był las - nawet żółta ścieżka nie zgadzała się z mapą. 
    Jeszcze ciężej było z przebiegiem do PK10 - nie czułem się pewnie, a do tego jeszcze musiałem myśleć o Monice (przecież musi wytrzymać do mety, choć była już bardzo zmęczona). Nie było ścieżki leśnej, choć na szczęście była jedna ścieżka ukierunkowana na wschód - w pewnym momencie słychać nadjeżdzający pociąg - jest dobrze :) Teraz tylko ulokować pozycję, by jak najmniejszym nakładem dotrzeć do PK10 - trafiliśmy jak ulał, co spowodowało uśmiech na twarzy mojej partnerki :). Jeszcze tylko PK11 i meta...
Mapa z naniesionym trackiem
    Prosty nawigacyjnie, choć nie bez wzniesienia w pobliżu PK11 - oczywiście punkt był na mniejszym wyciągu, ale za to na górze (nie musieliśmy dodatkowo się wspinać). Do mety docieramy piekną scieżką pieszo-rowerową wzdłuż jeziora (choć od strony wschodniej ciężko było na nią trafić). Do mety szliśmy dróżkami osiedlowymi pilnując kościoła (bowiem niedaleko widocznych wież kościoła znajdowała się meta). I w ten sposób po 6h 25 min wraz z M.Komorowskim (zajął 3 miejsce na trasie TP50) docieramy do mety. Troszkę pogaduszek ze znajomymi (w końcu w tym rajdzie udział bierze sporo osób z Poznania i okolic) i do domku na odpoczynek. Było to najdłuższy dystans pokonany przez moją partnerkę i dała radę :) Gorąco polecam piesze rajdy z partnerką jako odmianę do biegów w kat. TP50.

Podsumowanie:
TP25, 11 PK
Czas: 6:25
Miejsce: 19/40 (Monika 4/13)
Pokonaliśmy 28,9 km

Wyniki z TP25
1. B. Małecki 3:20
1. K. Molski 3:20
3. P. Szarlik 3:58
4. P. Niedzielski 3:59
5. A. Bultrowicz 4:10
5. M. Bultrowicz 4:10
...
19. Monia Wojciech 6:25
19. Seba Wojciech 6:25
...
40. A. Szawdzin DSQ

sobota, 8 lipca 2017

XV Grassor - Reptowo (24 VI 2017)


   Kolejna edycja Grassora odbyła się w Reptowie, zaś teren zmagań na trasie TP50 obejmował nie tylko Puszczę Bukową, lecz także Puszczę Goleniowską. Punktów na trasie było aż 22, lecz na mapie były zaznaczone cztery punkty kontrolne i obowiązywała zasada Grassora (jedyne takie zawody zaliczane do PMnO). Chodzi o to, że na każdym odnalezionym punkcie dostajemy wskazówki, gdzie znajdują się najbliższe punkty. Niemniej jednak na starcie wiemy, że ilość wszystkich punktów jest znana (na podstawie opisu punktów kontrolnych).
     Z mojej strony, to był już piąty z kolei udział w tym rajdzie. Stanowi niejako dla mnie zakończenie poprzedniego i rozpoczęcie kolejnego maratonu na orientację. Stanowi również wyznacznik mojej formy. 
     Na starcie dowiaduję się o zaznaczonych czterech punktach. Zakładam, że wariant Grassora nie może być oczywisty. Bo po to w ogóle wprowadzono zasadę Grassora. Niestety optymalny wariant był aż zanadto oczywisty. Wystarczyło rozpocząć bieg do PK1 lub PK2 i wykonać jedną pętlę do mety - zdobywając po drodze pozostałe 21 PK. Oczywiste nieprawdaż? Wybrałem dość oryginalny wariant mając nadzieję, że w PK4 odsłonią się dwa punkty na północ oraz na północny-zachód. 

Start - PK3 3,5 km 00:21
     Na początek prosty PK3, który zdobyłem w samotności. Większość zawodników wybrało PK2 bądź PK1. Odsłoniły się dwa punkty położone na zachód od tego punktu. Nie tego oczekiwałem, choć nadzieja na punkty ulokowane na północ od mapy jeszcze była.
Prosty PK3 na początek
PK3-PK4-PK2 9,6 km 1:02
    Po zdobyciu PK4 byłem zaniepokojony całą sytuacją - choć była jeszcze nadzieja na to, że na PK2 odsłonią się punkty na północ. Gdy zobaczyłem nadbiegających z przeciwnej strony Romanowskiego, Staszka K. czy Pawła W. - czułem, że to już koniec walki o wysokie miejsce w tym rajdzie. Spoglądając na lampion PK2 wiedziałem, że już po zawodach. Nic się nie odsłoniło i pozostał mi jedynie bieg do PK1 przez start. Dołożenie ok. 4 km z powodu błędnie obranego wariantu nie należy do przyjemnego uczucia... Nie tak to miało wyglądać - z powodu zbyt oczywistego wariantu przebiegu jak na Grassora zaprzepaścić szansę na podium...
Mała pętelka wokół startu
PK1-PK6-PK22-PK5 19,6 km 2:06
     Punkty kontrolne nie były trudne i nie wymagały wyrafinowanych umiejętności nawigacyjnych. Wchodzą mi jak po maśle. Poza niektórymi wyjątkami - opis punktu Pn-Zach., to punkt był położony na Pn-Wsch. (tam traciłem po ok. 2 min). A może ja nie znam kierunków świata opierając się o kompas? Wszystko mi było już jedno - ale w końcu nie po się jechało taki kawał do okolic Szczecina, by poddać się po kilkunastu kilometrach. Tym bardziej, że było o co walczyć, jeśli chodzi o punkty do rankingu PMnO. W końcu była to impreza za 50 punktów (Czy zasadna? Kapituła PMnO stwierdziła, że tak - w przeciwieństwie do mnie). W tym roku zdecydowanie tak mimo bardzo oczywistego wariantu przebiegu. Inna sprawa - okolice Szczecina nie za bardzo umożliwiało efektywne stosowanie zasad Grassora.
Początkowe punkty w Puszczy Bukowa
PK12-PK15-PK13 25,5 km 3:09
    Kondycyjnie nie jest źle - 25 km w 3h - jak na Grassora, to całkiem niezły wynik. Czuję w nogach, że z pewnością nie zamknę w 50 km. Nadzieję daje mi teren Puszczy Bukowej (a szkoda, że org nie wykorzystał żadnej mapy do BnO). Sporo mi dał udział w Trudach 2016, bowiem niektóre tereny zapamiętałem i w wielu miejscach nieźle ścinałem na azymut. Czy jednak wystarczy na podium?

PK13-PK9-PK19 30,5 km 4:08
    Zaczynają się konkretne wzniesienia i w dobiegu do PK9 za bardzo mnie wywiozło na pd-zachód. Na szczęście zdołałem w porę zorientować swój błąd nawigacyjny w tak trudnym pagórkowatym terenie. Olałem po prostu ścieżki, które nie wiadomo w jakim kierunku dążyły. Przy PK9 widzę M.Jędroszkowiaka oraz Szaciłowskiego i praktycznie nie rozstaję się z nimi do PK21... 

PK19-PK17-PK21-PK16 33,5 km 4:33
     Wspomniani zawodnicy są dużo szybsi ode mnie, lecz nawigacyjnie sporo nadrabiałem. Zaczynam lubić Puszczę Bukową :). Dopiero w PK21 osłonił się upragniony PK16 będący jednocześnie punktem odżywczym. Kawałki arbuza, izotoniki czy woda - cóż chcieć więcej...Wytrzymałem 2,5 minuty - nie chciałem tracić zbyt wiele czasu - tym bardziej, że około 2 km wcześniej zauważyłem P. Wolniewicza (zajął 2 miejsce), zaś ok. 8 km wcześniej Romanowskiego (zwycięzcę TP50). Zaczęła się kalkulacja - czy wystarczy na zajęcie 2 miejsca. Organizm zaczyna jednak odczuwać trudy dzisiejszego biegu - w końcu cztery miesiące przerwy w bieganiu na 50 km robi swoje...

PK18-PK20-PK8-PK11 41,6 km 5:48
    Nikogo nie widzę z tyłu czy z przodu - to oczywiste. Wybór nieoczywistego wariantu robi swoje.... Martwił mnie jedynie długi przelot z PK14 (ostatniego) do mety. Powoli już siadam kondycyjnie, choć staram się biegać - nawigacyjnie na terenie Puszczy Goleniowskiej już nie da rady cokolwiek ugrać. Pozostało mi jedynie utrzymać tempo nie robiąc żadnych przerw. 42 km na nogach, zaś do mety jeszcze daleko. Za około 1 km Romanowski będzie już na mecie.

PK11-PK7-PK10-PK14 50 km 7:05
    Asfaltówka z PK11 do PK7 oraz proste PK10 i PK14 i do tego 3 min przerwa w trakcie dobiegu do PK10 i aż 6 min przerwa przy PK10 (sic!) spowodowało, że definitywnie straciłem 3 pozycję mimo błędnie obranego wariantu. Po co mi była ta przerwa na regenerację... Cały czas sobie obiecywałem, że nie robię żadnych przerw - odpocznę na mecie i otrzymałem zasłużoną karę za złamanie mojej zasady :)

PK14 - Meta 54,6 km 7:41 
   Ostatnie 4,5 km przebiegłem w 36 minut - czyli w 8 min/km (a więc bieg przeplatany kilkumetrowym marszem). Na poniższej mapie - sytuacja wyglądała następująco - i tylko jeden miał szansę na 4 miejsce (SW - Szymon Wojtczak, SR - Seba Rożko (wraz z A.Urbańskim i A. Bartosiewicz) i ja. Pytanie za 100 punktów - który z nich ostatni przybiegł na mecie :)
    Na poniższej mapie - P.Wolniewicz prawie na mecie. Staszek zapewne ok. 1 km za Pawłem W. Mi pozostał jeszcze 3 km bieg do mety po asfalcie (bolały nóżki, oj bardzo bolały). Cierpię, gdy biegnę po asfalcie. Tylko asfalt - zero szutru czy leśnej ścieżki. Nienawidzę biegania po asfalcie - na Wildze Orient staram się tak konstruować trasę, by nie biegać za dużo po asfaltach. Bieg po drodze asfaltowej mając na nogach 50 km napierania na orientację - męczarnia dla nóg i stawów :)
    Niestety zająłem odległe ósme miejsce mimo, iż zdołałem nieco nadrobić stratę z początku trasy w Puszczy Bukowej. Zabrakło zaledwie 6 minut do wyniku lepszego niż w zeszłym roku (zająłem wtedy 4 miejsce). Gdybym nie durny wariant, to spokojnie zająłbym 2 miejsce. Jak pisałem wcześniej - Grassor stanowi wyznacznik mojej formy i nie sposób nie porównać mojego biegu z zeszłorocznym. Średnio 8:27 min/km przy 8:49 min/km - mówi samo za siebie. Trzeba pamiętać, że punktów było aż 22 (i trzeba było nie tylko podbić, lecz również wpisać godzinę i minutę na karcie oraz przerysować kolejne punkty kontrolne - te czynności zajmowały przeciętnie ok. 45 sekund).
Pamiątkowe zdjęcie na pocieszenie :)

Trochę statystyk z mojego udziału w rajdzie
    Zawody w kat. TP50 wygrał Ł.Romanowski z czasem poniżej 6h, by zająć drugie miejsce trzeba było pokonać trasę w 7h 20 min, zaś 8 miejsce - 21 minut dłużej. Mimo błędnie obranego wariantu była szansa na 3 miejsce - wystarczyło nie siedzieć 6 min przy PK14 (ależ czas szybko płynie...) i nie kombinować z wariantem - wystarczyło biegać wraz z grupką innych zawodników. Ale czy o to chodzi w rajdach na orientację (w szczególności w Grassorze)????

Podsumowując:
TP50, 22 PK
Czas: 7h 41 min
Miejsce: 8/41
Przebiegnięte: 54,5 km

Wyniki:
1. Łukasz Romanowski 5:56
2. Paweł Wolniewicz 7:20
3. Stanisław Kaczmarek 7:35
4. Sebastian Rożko 7:39
4. Andrzej Urbański 7:39
4. Adam Bartosiewicz 7:39
..
8. Seba Wojciech 7:41
...
41. Brygida Wańtuch Z