Trzydniowe zawody zaliczane do CTZ PZBnO organizowane przez Azymut Mochy odbyły się w Głuchołazach. Pierwszy etap miał charakter sprintu, drugi - klasyk, zaś trzeci - średniodystansowy. Przy czym drugi etap odbył się w Czechach i miał charakter Mistrzostw regionu na trasie klasycznej (więcej: Euroliga). Pierwszy i trzeci etap odbył się w Parku Zdrojowym oraz Nad Białką w Głuchołazach, zaś trasy były zbudowane przez Remika Nowaka.
Nie ukrywam, że w tym roku nieco więcej uwagi skupiam się na typowych biegach na orientację - kosztem maratonów na orientację. Po pięciu latach obecności zrezygnowałem z Grassora. Udział w tych zawodach spowodował także konieczność rezygnacji z Mazurskich Tropów (w przyszłości napewno tam będę!). Z Monisią postanowiliśmy wziąć krótki weekendowy urlop i nie zawiedliśmy się :)
Pierwszy etap rozpoczął się dość późno, bo o godz. 19 i do tego wylosowałem bardzo późną minutę. Wystartowałem jako jeden z ostatnich zawodników. Tym samym żona nie miała już szansy na spacerek ze mną po moim biegu w kat. OPEN.
W kat. M35 wystartowało sześciu zawodników - w tym główny faworyt T.Tkaczuk. Do punktu 11 miałem przewagę niemal 100 sekundową wobec drugiego miejsca. Niestety PK12 sprawił, że spadłem na 5 miejsce - 3,5 minuty straciłem tam z powodu braku koncentracji - punkt stał dosłownie obok, gdy biegłem do przodu.
Walczę jednak dalej, bo są to trzydniowe zawody - liczy się suma zajętych miejsc. Trzy kolejne punkty zdobyte jako najlepszy zawodnik. Była znów szansa na zwycięstwo, gdyby nie dekoncentracja przy PK17 - stał ok. 30 metrów na południe, pobiegłem na północ do PK22 i musiałem wrócić do PK17. Minuta w plecy i zamiast awansować na 2 miejsce, spadłem na 5 miejsce. I znowu musiałem gonić konkurencję - do mety było już zbyt blisko, by ugrać więcej niż 4 miejsce w tym biegu.
Nie ukrywam, że byłem nieco rozczarowany tym biegiem. Czterech zawodników ukończyło bieg w tej samej minucie. Sześć sekund do 3 miejsca, zaś niecała minuta do 1 miejsca - pokonać T.Tkaczuka - długo takiej szansy nie będzie. Błędy o łącznym koszcie 4,5 minuty - to zbyt wiele jak na moje możliwości.
Wyniki z etapu 1:
1. Tomasz Tkaczuk (Azymut Pabianice) 27:02
2. Mateusz Wiktorowicz (LKS Górzanka Nawojowa) 27:19
3. Sławomir Ciećwierz (Azymut 45 Gdynia) 27:54
4. Seba Wojciech (Wilga Orient) 27:59
5. Lubos Hepnar (SK SKI-OK Stemberk) 30:08
6. Andrzej Domagała (UKS Grom Sokolniki) 50:24
Drugi etap odbył się w Czechach - w miejscowości Rejviz. Było tam czuć atmosferę święta orienteeringu. Zupełnie inny świat - 480 uczestników, piękny krajobraz, bardzo wysokie górki. Baza w schronisku, piękny niezaśmiecony las, upalny dzień, różne zabawy dla dzieci, spiker, itp. Była nawet woda w miskach do obmycia z wozu strażackiego. Aż chciałoby się tam wracać.
Co do biegu - było to bardzo ciężki dla mnie bieg. Dla mnie były to całkowicie dziewicze tereny, nawet mapa była dla mnie "nowa". Nie była do końca aktualna, zaś w wielu miejscach oznaczenie powinno być nieco inne - ale to wynikało zapewne z wielu wycinek. Poniżej mapa dla M35.
Mapa z etapu II |
W mojej kategorii wystartowało 30 zawodników. Na ten bieg nie miałem żadnej strategii. Nie miałem pojęcia jak ten bieg rozegrać. Pobiegać swoje i zobaczyć co z tego będzie. Generalnie rzecz biorąc, to mam niemiłe wspomnienia z młodości - jeśli chodzi o górskie bno - wynikało z tego, iż rzadko biorę w tego rodzaju biegach. Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz :)
Przed startem - Etap 2 w Czechach |
W tle - w poszukiwaniu mapy ze swojej kategorii |
Po odebraniu map spotkała mnie niemiła niespodzianka - brak numerów i opisów punktów. Na szczęście zapobiegawczo wziąłem ze sobą te opisy i miałem w spodenkach... Gdybym nie wziął, to z pewnością źle podbiłbym PK10.
Start generalnie w terenie jest porządnie oznakowany - tutaj zaledwie był mały lampionik...Na szczęście PK1 był blisko, lecz niestety musiałem troszkę czasu stracić, by włożyć opisy punktów do mapy. Do PK2 wyszło brak doświadczenia w tego typu biegach - zauważyłem ogrodzenie niezaznaczone na mapie i straciłem tam 2 minuty zanim zorientowałem się gdzie jestem. Z kolejnymi punktami nie było już tak źle - choć wzniesienia naprawdę były konkretne, co odbiło się na przebiegu z PK8 do PK9 - nie byłem w stanie nawet truchtać... A przecież czekał mnie szalenie trudny fizycznie przebieg z PK9 do PK10.
Etap 2 - mapa z moim przebiegiem |
Przetrwałem mały kryzys, bowiem obiegowy wariant do PK10 sprawił, że znów nabrałem sił. Tam straciłem około 30 sekund - było tam więcej skał niż na mapie - szczególnie wzdłuż ścieżki. Do PK11 wybrałem niezbyt fortunny wariant - miałem co prawda fajny zbieg, ale potem ostrą wspinaczkę - tam po prostu czołgałem się na czworaka. Fizycznie tam nie wytrzymałem - cztery przerwy, do PK12 po prostu szedłem, jak do głównej ścieżki z PK12 do PK13 - cztery minuty w plecy.
Z PK13 do mety był po prostu zjazd na dół i niestety głupi błąd w okolicy PK14 - muszę utrzymać koncentrację do końca. Niepotrzebna strata dwóch minut. Tam po prostu teren mało się zgadzał z mapą. Albo mi się tak tylko wydawało....
Całą trasę pokonałem w 75 minut i w tym etapie wyszedł brak doświadczenia w tego typu bno. Zaskoczyła mnie dość wysoka lokata, bo naprawdę wiele bym w tym biegu poprawił. Spokojnie w tym biegu mogłem zaoszczędzić około 10 minut - wybierając nieco lepsze warianty oraz mając pewność siebie. W tym biegu nie byłem jednak zbyt pewny siebie - ten bieg nie przerósł moich możliwości, miałem jednak za sobą zbyt niemiłe doświadczenia sprzed 20 lat i stąd dość asekuracyjny bieg z mojej strony. Jest jednak co poprawiać.
Przy PK9 zauważyłem T.Tkaczuka - startował kilkanaście minut za mną. Już w tym punkcie mnie dogania? Jak to możliwe? To jakiś sprinter... Okazało się, że wybrał inną kategorię, tj. M21 i tym samym wypadł faworyt z ogólnej klasyfikacji. Wśród Polaków - byłem najlepszy. Zaznaczam jednak, że nie był to dobry bieg z mojej strony - wyszedł tutaj brak doświadczenia, choć miał zaprocentować w jutrzejszym etapie.
Wyniki z etapu 2:
1. Borunsky Tomas 58:22
2. Hecl Milos 59:31
3. Janku Marek 62:01
4. Kopecky David 63:24
5. Vaclavek Jiri 65:45
6. Matousek Milan 67:24
...
9. Seba Wojciech 75:14
15. Mateusz Wiktorowicz 79:04
16. Sławomir Ciećwierz 79:42
18. Lubos Hepnar 80:44
25. Andrzej Domagała 103:41
...
30. Tomasz Michalak DISQ
Zwycięstwo w tym etapie sprawił, że nastała szansa na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. W etapie 3 musiałbym pokonać M.Wiktorowicza. Dystans o 2 km krótszy niż w etapie 2, lecz łączna suma przewyższeń taka sama, czyli 220 metrów. W kuluarach słyszę, że na pewno będzie wspinaczka do kaplicy św. Anny, zaś ostatnie 2 km ma być z górki. No to już miałem ustaloną strategię... Spokojny i bezbłędny początek, przetrwać wspinaczkę, zaś ostatnie 2 km - ile fabryka mi dała. Niewiadoma była jedna - czy będę startował przez M.Wiktorowiczem czy po nim? Wieczorem zerknąłem na listę startową - wylosowano mi start 2 minuty po nim....
Lepszej minuty startowej nie mogli mi dać - dogonić go, utrzymać się z nim do górki, a potem mu uciec :) Tak miałem plan. Punktów było 20 - sporo jak na 4,6 km trasę. Dla to przecież bieg średniodystansowy - trudny technicznie i wymagający fizycznie.
Początek spokojny - starałem się nie panikować. Lubię średnie dystanse - trudne nawigacyjnie. Nie mogło być źle... Było sporo obaw i niepewności - w końcu rzadko kiedy jest szansa na zwycięstwo w zawodach zaliczanych do CTZ (Centralnego Terminarza Zawodów). PK1 zdobyty, PK2 - także, choć miałem sporo obaw i niepewności. Czytam dokładnie opisy punktów - czuję już pewność siebie i PK3-6 zdobywam jako najlepszy zawodnik. Przy PK5 doganiam głównego rywala - teraz do PK12 (do kaplicy św. Anny) utrzymać się - nie spuszczając go z mojego pola widzenia.
Start-PK5 |
Jest bardzo dobrze - mam 2 minuty przewagi. Tylko spokojnie - to by się przydało przy PK7 - zamiast do końca na szagę dobiec do korzenia drzewa i skały- dostrzegłem po lewej stronie. Po co tam biegłem? Dopiero dołek mi uświadomił, gdzie jestem. Najważniejsze, że główny rywal nie uciekł mi - próbuję uciec od niego, ale znów przy PK11 miałem problem - mimo bezpiecznego wariantu - nie mogłem znaleźć dołka. Były dwa dołki przy lesie - ale nie było ich na mapie. Na szczęście chwilę potem pojawił się M.Wiktorowicz i razem dobiegamy do PK12.
PK5-PK12 |
W trakcie dobiegu do punktu ulokowanego tuż obok kaplicy św. Anny (za mną główny rywal) |
Punkt zdobyty |
Nie wyprzedza mnie jednak - czyżby uznał, że nie ma ze mną szans? No cóż - teraz zjazd na dół i walka na całego. Trochę za szybko zszedłem z PK13 - szybko poprawiony - rywal stracił tam ponad 2 minuty :). Czuję, że zwycięstwo jest moje - biegnę coraz szybciej - ale przy PK16 coś tam mi nie wychodziło. Na szczęście blisko był PK17. Do mety praktycznie biegnę sprintem....
PK12- Meta |
Mimo dużych obaw - udało mi się wykręcić całkiem fajny czas, tj. 51 minut pokonując M.Wiktorowicza o ponad 4 minuty. Dołożyłem mu jednak z PK12 do mety ponad 2 minuty... Na 20 PK w 12 PK byłem najlepszy i popełniłem 3 błędy (nie aż tak istotne jak w etapie 1 i 2). Czułem, że kamień ze serca mi spadł po tym biegu. Przełomem był jednak etap 2, zaś w etapie 3 nie miałem aż takich obaw co do moich umiejętności - w końcu bardzo lubię trasy zbudowane przez Remika Nowaka i na pewno ten czynnik wpłynął na moją decyzję co do wzięcia udziału w Głuchołazy Cup.
Wyniki z etapu 3:
1. Seba Wojciech 51:14
2. Mateusz Wiktorowicz 55:34
3. Sławomir Ciećwierz 58:50
4. Andrzej Domagała 119:28
W oczekiwaniu na dekorację najlepszych |
Podium w kat. M35 |
Klasyfikacja generalna (po 3 etapach)
1. Seba Wojciech 4+1+1=6
2. Mateusz Wiktorowicz 2+2+2=6
3. Sławomir Ceićwierz 3+3+3=9
4. Andrzej Domagała 6+5+4+15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz