Dwa miesiące po średnio udanym rajdzie Izerska Wyrypa, gdzie startowałem na trasie TP20 i zmagając się z kontuzją więzadła bocznego, postanowiłem wziąć udział w kolejnym rajdzie. Początkowo wybór padł na Jesienne Trudy, choć z powodów rodzinnych zrezygnowałem ze startu. Z kolei rezygnacja z Kaczawskiej Wyrypy była podyktowana niewygodnym dojazdem do bazy zawodów. Harpagan odpadał z uwagi na to, iż nie lubię dużych imprez :). W końcu wybrałem rajd o wdzięcznej nazwie Babie Lato, który został przełożony z końca sierpnia.
Baza rajdu znajdowała się w domu w Milanówku przy ulicy Pięknej. Miasto słynie z krówek oraz jedwabiu. Organizacją rajdu zajęli się państwo Wanatowie, którzy są znani w światku rajdowców na orientację.
Przeglądając listę startową trasy TP50 pomyślałem - co ja tutaj robię? Same znane nazwiska, którzy w rankingu pucharu zajmują czołowe miejsca. Brakowało w zasadzie J.Lenczowskiego. Muszę zaznaczyć, że jestem w zasadzie początkującym biegaczem na orientację, który rozpoczął treningi od maja 2013 r. A więc po 15 latach przerwy w bieganiu i przez ten czas zdążyłem przytyć 25 kg :). No cóż, jedziesz tam, by pobiegać swoje i przy okazji nabrać doświadczenia w nawigacji nocą.
Przed startem w zasadzie nic nie zakładałem, choć powinienem analizując komunikat startowy. Szczególną uwagę zwróciłem na ZS2, gdzie przydatna była maczeta. Z drugiej strony skala mapy 1:6000 uspokoiła mnie. W końcu nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Trasa po optymalnym wariancie wyniosła 47,2 km z liczbą punktów kontrolnych 22 (w tym 4+5 z zadań specjalnych). Trasa miała dwie pętle.
I pętla - 28,2 km, 8 PK + ZS1 (ortoftomapa z 4 PK)
II pętla - 19,0 km, 5 PK + ZS2 (mapa baza obiektów kartograficznych, 5 PK).
Start masowy rozpoczął się z 20-25 min opóźnieniem, zaś mapy otrzymaliśmy ok 10 min wcześniej. Krótka analiza trasy i start. Postanowiłem biec za P. Kwitkowskim, choć wiedziałem, że prędzej nie dam rady utrzymać jego tempa. Niemniej jednak zależało mi na tym, żeby możliwie jak najwięcej punktów zdobyć zanim zapadnie zmrok. Dotyczyło to w szczególności 7 punktu (górka).
Pierwszym punktem był klub taneczny, który znajdował się w lesie. No proszę, zaczyna się robić ciekawie :). Został znaleziony po 18 min (średnie tempo 6:44 km/min), czyli bardzo nieźle. Znaczna część dystansu została pokonana asfaltem.
Po punkcie 1 obowiązywało zadanie specjalne nr 1 na ortoftomapie. Do zdobycia były 4 punkty, którego poziom trudności nie był wysoki. Biegłem w tak doborowym towarzystwie (tj. Lisak, Kwitowski i Baszczak), że nie było możliwości straty czasu na poszukiwanie punktów. Po 32 min miałem za sobą PK1 i ZS1.
Punktem 2 był południowo-zachodni róg pola. Biegłem średnio 6 min/km i starałem się dotrzymać kroku P. Kwitowskiego. Punkt ten był dość łatwy nawigacyjnie, zaś znaczną część odcinka między PK1 a PK2 pokonałem drogą utwardzoną. Podobnie było z PK3 (wschodnia część niecki). W pewnym momencie straciłem z pola widzenia Lisaka oraz Kwitowskiego, co mnie nie zdziwiło. Jestem jeszcze zbyt wolny... W poszukiwaniu PK3 nieco zagalopowałem się, bowiem nie zdołałem w porę zorientować drogi, która nie była tak wyraźna, jak na mapie. Znajdując się ok. 300 m na pn-wsch od PK3 szukałem przez 10 min niecki. Dopiero napotkany po drodze inny biegacz uświadomił mnie, że znajduję się w zupełnie innej ścieżce. Szybka korekta i znalazłem właściwą ścieżkę, a tym samym właściwą nieckę.
Punktem 4 był północny brzeg otwartego bagna. Z punktu 3 przebiegłem w zasadzie w całości przez azymut. Las w tej części był bardzo przebieżny, co pozwoliło odpalić silnik (w pewnym momencie biegłem 3 min/km (sic!)). Oczywiście po chwili znacznie zwolniłem, bo trasa wynosi 50 km, a nie 400 metrów :). W punkcie 4 spotkałem M. Baszczaka, co mnie mocno zaskoczyło. Byłem przekonany, że jest w punkcie 5-6, a nie dopiero 4.
Po zdobyciu punktu 4 miałem za sobą 19 km i 1h 57 min, czyli rewelacja, jak na moje możliwości.
Naturalnie, już po 300-400 metrach zniknął z mojego pola widzenia. Jest po prostu zbyt szybki. Tym bardziej, że do punktu 5 znów prowadziła piękna droga umożliwiając łydkowiczom na szybki bieg. Biegłem średnio 6:30 min/km, zaś punkt 5 zdobyłem bez problemów (jeszcze za dnia).
Punktem 6 była płaska niecka. Znalazłem ów punkt jeszcze za dnia, co znacząco skróciło mój pobyt w jego poszukiwaniu. Znajdowało się tam wiele niecek i akurat Wanat wybrał ten najmniej charakterystyczny :). w tym momencie miałem za sobą 23,8 km i 2h 30min biegu.
Wyzwaniem było zdobycie 7 punktu (górka), bowiem zapadł już zmrok. Mając przy sobie czołówkę oraz latarkę (ze strumieniem świetlnym 100 lumenów) dość długo nie mogłem znaleźć owego punktu. Na szczęście ów punkt poszukiwali także zawodnicy z TP25. Po 20 min poszukiwania udało mi się znaleźć nieszczęsny punkt. Trudność tego punktu wynikała ze zbyt wielkiej liczby wzniesień oraz zbyt dużej liczby przecinek, co znacząco utrudniało poszukiwanie tejże punktu w nocy.
Pk 8 (przepust, północna strona) był dość prosty nawigacyjnie, bowiem wystarczyło przebiec utwardzonymi ścieżkami. Niestety w pewnym momencie, zamiast kierować się na pd-zach uliczkę, wybrałem kierunek pn-zach. Ów błąd został dość szybko skorygowany, choć dalej nie mogłem "wejść" w drogę nr 104 do Owczarni.Na tym odcinku straciłem 8 min. Co więcej znów spotkałem M. Baszczaka... Oj nie miał dziś dnia. Punkt 8 w zasadzie zdobyliśmy razem.
Z punktu 8 należało skierować się do bazy rajdu na II pętlę. Kawałem przebiegłem obok rzeczki, zaś następnie drogą do drugiej przecinki na północ do bazy rajdu. Zameldowałem się po 4h i 25 min, zajmując aż 5 miejsce (stracić 43 min do L.Maliszewskiego czy 10 min do M. Baszczaka ujmy nie przynosi :). Pół roku temu marzyłbym o takiej stracie).
Na miejscu przywitali państwo Wanatowie oraz stół pełen łakoci :) Aż chciałoby się tam zostać dłużej. Wytrzymałem 20 min. Dostałem mapę II pętli (teoretycznie łatwiejszej i krótszej) i zastanawiałem się od czego zacząć - od punktu 13 czy od ZS2, gdzie przydatna była maczeta. Postanowiłem zacząć od ZS2, co pogrzebało moje szanse na zdobycie bardzo dobrego miejsca (może nawe czwartego). W tym momencie padł mój telefon komórkowy. Szkoda, bo ciekaw jestem jak przebiegłem ZS2.
Track z I pętli
Zmotywowany ruszyłem do ZS2. Planowałem kolejność zaliczania P-S-T-U-W. Ostatecznie skończyło się na kolejności P-T-U-W-S. Punkt P był łatwy do znalezienia, choć oczywiście w nocy musiałem troszkę się zamotać kierując się na północ, a nie w poszukiwaniu rogu lasu.
Pogrążył mnie punkt S, którego szukałem 90 min (kara za brak punktu z tego zadania wyniosła zaledwie 30 min). Nie mam pojęcia, dlaczego nie potrafiłem odpuścić tego punktu. Przeczesałem w zasadzie wszystkie kanały i niestety nie mogłem znaleźć punktu. Zrezygnowany, bo musiałem także pokonywać niezliczoną liczbę splątanej nawłoci czy gałęzi.
Około godz. 21 (a więc po 100 min od momentu wyjścia z bazy) postanowiłem usiąść i na spokojnie przemyśleć taktykę zdobycia kolejnych punktów. Postanowiłem rozpocząć poszukiwanie punktu T maszerując pod linią wysokiego napięcia przemierzając przez 2 metrowe wysuszone trzciny. Nie będę używał niecenzuralnych słów, ale tyle przekleństw z mojej strony jeszcze nie wypowiedziałem. Dodam tylko, że przestraszyła się nawet kura, która wystrzeliła wprost z procy. Latała bodajże przez 15 sekund :) Tak, to na pewno była kura.
Jeśli ktoś nie wierzy w te trzciny, proponuję obejrzeć krótki filmik:
Film z ZS2 (za: B. Grabowski, http://www.stryki-byki.pl/)
Postanowiłem, że jeśli nie zdobędę punktu T, to wracam do bazy. Na szczęście udało się znaleźć ów punkt. Z małymi problemami udało mi się także zdobyć punkt U, przemierzając przez 2 metrowe trzciny. Od strony północnej udało mi się także dość gładko znaleźć punkt W. No i został nieszczęsny punkt S, którego nie mogłem odpuścić. Oczywiście znów straciłem 30-40 min na jego poszukiwanie. Ostatecznie znalazłem właściwy koniec rowu (i byłem na 100% pewny, że to ten), lecz nie było punktu. Zadzwonić do Wojtka również nie mogłem, bo padł mi tel.kom. Na szczęście byłem z dwoma innymi napieraczami, którzy zgłosili brak punktu S. Szkoda.... Na przyszłość będę pamiętał, że czasami lepiej otrzymać karę czasową niż nieskończenie szukać trefnego punktu.
Wykończony nieszczęsnym zadaniem napierałem dalej w poszukiwaniu 5 "dużych" punktów. Najpierw musiałem jednak dobiec do lasu przez Podkowę Leśną. Zapasy prawie skończyły się w wyniku zbyt wyczerpującego, jak na moje możliwości, zadania specjalnego. Niestety nie udało mi się znaleźć sklepu całodobowego (a była już godz. 23). Na szczęście noc była dość chłodna i odpowiednio wilgotna.
Punkt 9 (górka) był kolejnym, choć ostatnim poważnym wyzwaniem. Wiedziałem, że będę musiał przeznaczyć trochę czasu na penetrację drzew (punkty znajdowały się na drzewach). Atakując na górkę od strony południa nie zdołałem znaleźć owego punktu. Na szczęście atak od strony zachodniej zakończył się sukcesem. Ufff, odetchnąłem. Jednak nie jestem tak ślepy jak kret. Warto też dodać, że po drodze spotkałem się z rodzinką dzików, dość dużego psa (który pękł na głos mojego syczenia) oraz zapewne lisa/kota. W końcu to była noc :)
Punkt 10 (skrzyżowanie przecinki i ścieżki) wydawał się łatwy do zdobycia, Niestety od strony zachodniej wkroczyłem nie w tą przecinkę co trzeba. Przez 400 metrów szukałem drzewa z lampionem oraz perforatorem. Postanowiłem zastosować metodę kroków, bowiem kierując się na południe po 150 metrów powinienem spotkać kolejną przecinkę. Faktycznie była i punkt także.
Punkt 11 (rozwidlenie przecinki i drogi) - dość szybko znalazłem, bo był bardzo prosty nawigacyjnie. Całe szczęście, bo na nogach miałem już 55 km.
Punkt 12 (zakręt zarośniętej drogi (obok nowej poręby)) nie był trudny, choć straciłem w jego poszukiwaniu dobre 20 minut. W miejscu zaznaczonym X zacząłem maszerować, bowiem nie byłem już w stanie biegać. ZS2 doszczętnie mnie wyczerpał, zaś niezliczone kanały sprawiły, że miałem mokre buty i często rozwiązane (przez to na stopach pojawiły się dwie bąbelki, które potem utrudniały mi bieg).
Moment dekoncentracji i zamiast iść konsekwentnie na północ, postanowiłem wrócić na południe. Uznałem bowiem, że jestem nie na tej przecince co trzeba. A przecież droga była zarośnięta i była też obok poręba. Niestety nadmiernie zaufałem mapie z której wynikało, że droga powinna być piękna, a nie zarośnięta. Atakując od strony południa trafiłem na punkt... Szkoda straconych, zupełnie niepotrzebnych, minut.
Pk 13 (północno-zachodni róg lasu) był dość łatwy nawigacyjnie, lecz znów musiałem przemierzać przez trzciny... A ześ k..., znów trzciny... :)
Szybkim marszem wylądowałem na mecie o godz. 2:20.
Podsumowując:
Zająłem 8 miejsce z czasem 11 h 10 min (po I pętli 4h 25 min) na 20 zawodników. Warto dodać, że aż 8 zawodników otrzymało kary czasowe, zaś dwóch zawodników zrezygnowało. Świadczy o tym, że trasa nie była łatwa. Miałem za sobą także ok. 70 km (z czego 10-15 km przeznaczyłem na ZS2). Analizując czasy, mogłem spokojnie zająć 5 miejsce. Niemniej jednak muszę być zadowolony z zajętego miejsca.
Miejsce 8/20
Czas: 11 h 10 min (czas zwycięzcy: 6 h 38 min)
Oficjalne wyniki:
Wyniki TP50
Na koniec pozwolę sobie ocenić mocne i słabe strony rajdu Babie Lato:
Mocne strony:
- zadanie specjalne 2,
- cudna kuchnia,
- rodzinna atmosfera w bazie rajdu,
- mocna obsada rajdu,
- maksymalne wykorzystanie Rezerwatu M.Tyrakowskiego,
- II pętle z "pić stopem" w bazie rajdu.
Słabe strony
- prysznic (w szczególności bardzo słaby odpływ wody. Musiałem bardzo uważać, żeby nie zalać sąsiedniego pomieszczenia :)),
- tylko 45 punktów do rankingu PMNO (impreza zasługuje na 50 pk),
- wykorzystanie z dość niebezpiecznej drogi nr 719 (zapewne wojewódzkiej).
Co do mojej osoby, to z tego rajdu mogłem wysnuć wiele wniosków:
- inwestycja w buty znakomicie się sprawdziła (w końcu nie odniosłem kontuzji więzadła bocznego),
- muszę zainwestować w mocniejszy i bardziej precyzyjny kompas,
- znacznie większą wydajność energetyczną charakteryzują się produkty pochodzenia organicznego niż batony czy wafle,
- w sytuacjach kryzysowych lepiej zachować chłodną głowę (otrzymać karę czasową) niż motać się w poszukiwaniu punktu,
- biegać, biegać i biegać...
Sebastian Wojciech (autor zdjęcia: Anna Rek)
Nie masz co żałować, że nie poleciałeś drugiej pętli w przeciwnym kierunku.
OdpowiedzUsuńJa tak zrobiłem i dobrze nie było. Na dzień dobry władowałem się w trzciny (ten filmik to nie ZS2, tylko dojście do PK13 od zachodu). Od drugiej strony było łatwiej, choć jak czytam to też się w nie wpakowałeś :)
Największym jednak mankamentem było to, że na mapie nie był zaznaczony poligon. Lecąc z PK12 na PK11 chciałem wybrać bezpieczną drogę (czyli tą grubą na mapie), która albo kończyła się płotem z bramą i jakimiś budynkami, albo przekraczało się wyrwę w 3-metrowym betonowym płocie i wkraczało się na teren poligonu - a tam stare budynki, mosty itd, ogólnie straszno... Zobacz sobie jak to wygląda na google maps, a jak na mapie z Babiego Lata.
A wybryki na ZS2 to już wyłącznie moja zasługa - choć S nie było (stał podobno źle), a moim zdaniem także W był przy innym rowie)
Pozdrawiam i powodzenia na następnych zawodach
Było ciekawie w tym Rajdzie :). Potwierdzam, że punktu S nie było. Punkt W stał źle i tego jestem pewny, bowiem atakowałem od północy nie spuszczając oka od rowu (stał w oddalonym o ok. 50 m na wschód od właściwego rowu).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam