Nocna Masakra rzeczywiście była masakrą. Daniel Śmieja (Wigor) po raz kolejny zaskoczył wszystkich zawodników szykując niebanalną trasę z bardzo wysokim stopniem trudności. Punkty były bardzo dobrze ukryte. Nawet najlepsi mieli spore problemy z ich znalezieniem. Wydawało mi się, że po Grassorze nic mnie nie zaskoczy... lecz tylko tak mi się wydawało :)
Wyruszyłem z okolic Poznania kilka minut po godz. 12, zaś w Ińsku byłem dopiero o godz. 15:15. Zapomniałem, że w woj. zachodnio-pomorskim drogi są "obsrane" radarami. Niemniej jednak miałem jeszcze godzinę na przygotowanie się do startu. Okazało się, że zapomniałem długopisu, bowiem przy każdym punkcie trzeba zapisać na karcie godzinę potwierdzenia punktu (inaczej org doliczy 3 min karę). Problem ten, w porównaniu z tym co się działo na maratonie, był nic nie znaczący.
Planowany start miał nastąpić o godz. 16, choć znając Wigora wiedziałem, że będzie opóźnienie. Niestety w trakcie rozdania map nastąpił chaos i sam nie wiedziałem o której godzinie nastąpił start. Po chwili w bazie rajdu byli tylko rowerzyści... Gdzie są biegacze i piechurzy? Pewnie już wystartowali, a była godz. 16:23 - no cóż w trasę wyruszyłem praktycznie sam.
Początkowo planowałem zdobyć punkty od południa, jednak uwagę przykuł punkt 1 położony od wschodniej części kanału nie do przejścia. No i lipa, bowiem od punktu 2 musiałbym przebiec dookoła jeziora Dłusko) - musiałem zweryfikować plan. Czytając opisy punktów wiedziałem, że nie będzie łatwo -głównie górki i jeziorka. Z doświadczenia wiem, że znalezienie tych punktów i to w nocy jest zadaniem cholernie trudnym wymagający sporych umiejętności nawigacyjnych oraz spostrzegawczych.
Postanowiłem zacząć od punktu 12 i niestety przegapiłem pierwszą drogę asfaltową ukierunkowaną na lewo. Postanowiłem jednak nie wracać, lecz pobiec 500 m, a następnie przebiec na azymut do drogi położonej przy jeziorze Ińsko. Niestety nie było tak łatwo, bowiem sporo było nowych zabudowań nieujętych na mapie. Ostatecznie punkt ten zdobyłem o godz. 16:54 (a więc po 31 minutach).
Kolejny punkt 10 (szczyt górki, drzewo na południe) nie był trudny, bowiem prowadziła do niego dość dobra (choć błotna) droga. Problemem było znalezienie punktu, co mi zajęło 20 minut. Punkt ten udało mi się zdobyć o godz. 17:46 (a więc po 52 minutach). Po drodze spotkałem piękny tramwaj złożony z czterech zawodników, w tym R. Wasia na końcu :) Akurat biegli do punktu 3 (ja planowałem zdobyć ten punkt jako piąty z kolei).
Poważne problemy zaczęły się z przebiegiem do punktu 1 (zasypane jezioro, na dole po wschodniej stronie kanału, brak przejścia). chciałem przebiec do drogi asfaltowej na azymut i niestety cholerny kompas szwankował. Biegnę, biegnę a drogi asfaltowej nie widać. Inną sprawą był kompas, który wskazywał północ, a po kilku minutach południe. Napiszę tyle, że byłem w fazie kurwicy. Na dodatek nie zauważyłem niedokończonej drogi i oczywiście, jako wisienkę na torcie, biegłem na północ wokół j.Dłusko zamiast na południe (oczywiście to wina beznadziejnego kompasu). Ostatecznie punkt zdobyłem o godz. 19:23 (a więc po 1h 43 min). W tym momencie wiedziałem, ze nie mam szans na dobry wynik (mam na myśli zdobycie więcej niż 30 punktów).
Kolejny punkt 7 (szczyt góry, drzewo ok. 30 m na wschód) był bardzo trudnym punktem do znalezienia. Znaczna część odcinka z punktu 1 do 7 prowadziła leśna droga. Tego punktu szukało w sumie czterech zawodników i udało się znaleźć o godz. 20:20 (a więc po 57 min). Ukrył ten punkt Wigor, naprawdę... Sam bym tego punktu nie znalazł.
Do punktu 3 (ruiny, małe drzewo w środku) prowadziła dobrej jakości droga leśna. Wystarczyło jedynie przebiec na wschód od punktu 7. Niestety mój kompas znów dał znać o sobie i jak amator biegłem drogą na zachód, zamiast na południe. W konsekwencji biegłem do wioski Ścienne. Błąd ten zauważyłem dopiero, gdy biegłem po asfalcie. Szybki zwrot w tył i piorunem do lasu. Sprawy nie ułatwiły nowe poręby i nowe drogi leśne. Co więcej ruiny miały stać na pd-wsch od drogi, a nie na pn-zach. Na szczęście nie byłem sam w poszukiwaniu tego punktu, bowiem byli też inni trzech napieracze. Punkt ten zdobyliśmy o godz. 21:30 (a więc po 1h 10 min). Zauważyłem też, że jeden z nich dobrze nawigował (nie wiem który, ale napewno M.Gliszczyński albo P.Ploch). Wobec moich problemów z kompasem postanowiłem z nimi pomaszerować. Była to dla mnie żenująca sytuacja, ale nie miałem innego wyjścia. Nie miałem już sił na bieganie w oślep. Miałem za sobą pięć punktów i aż 21 km. Co więcej, nie dało się znaleźć w miarę szybko samodzielnie punktów (może jestem zbyt słabym nawigatorem?)
Do punktu 2 (przepust nad niedokończoną autostradą, południowy wlot) przez większą część odcinka prowadziła droga asfaltowa. Znów sporo czasu zajęło nam poszukiwanie wlotu, bowiem okazało się, że zbyt wcześnie szukaliśmy punktu. Zmyliła nas linia wysokiego napięcia. Okazało się, że ów wlot był ok 600 m na wschód od punktu naszych poszukiwań. Punkt ten zdobyliśmy o godz. 23:30 (a więc po 2 h). Warto zaznaczyć, że przepust ten był w wymiarach 1metr x 1metr (tylko Wigor mój wymyślić taki punkt :))
Punkt 11 (drzewo ok 10 m od zachodniego brzegu jeziorka) również nie był łatwy, bowiem znajdowało się tam mnóstwo malutkich jeziorek. Punkt ten szukało 14 zawodników :) Przez 20 min nikt nie mógł go znaleźć... Ten fakt mówi samo za siebie. Ostatecznie punkt ten zdobyłem o godz. 0:25 (a więc po 55 min).
Punkt 6 (północno-wschodni skraj jeziorka) nie był łatwiejszy od punktu 11. Ja już w zasadzie czekałem, aż ktoś znajdzie ten punkt. Szukało ośmiu zawodników z TP50 oraz napewno dwóch z TP500 (tj. Buhajewicz i Szaciłowski). Szczególną uwagę zwrócił mi Buhajewicz - przy nim wyglądałem jak amator :). Niemniej jednak również dość długo szukał tego punktu i ostatecznie to on znalazł ów punkt o godz. 1:55 (a więc po 90 minutach).
W tym momencie na nogach miałem 10h biegu i marszu. Postanowiłem, że nie ma sensu dalej napierać nie mając szans na dobry wynik. Tym bardziej, że baza zawodów była blisko. Po 1h 23 min marszu zameldowałem się w bazie widząc same znajome twarze, tj. M. Baszczak, S. Kaczmarek czy P.Dopierała. Byłem przekonany, że któryś z nich wygrał. Szybko się zwinąłem do samochodu i odjechałem do Poznania.
Na poniższej mapie znajdują się cztery punkty, które postanowiłem odpuścić. Problemy z kompasem, brak motywacji do biegania już po 21 km i w dodatku zniechęcony katastrofalnymi błędami nawigacyjnymi zrobiło swoje. Mógłbym powalczyć o zdobycie punktów 8 i 5, ale po co? Skoro i tak wiedziałem, że wysokiego miejsca nie zajmę.
No i tutaj bardzo się pomyliłem...
Końcowe wyniki są bardzo zaskakujące. W tak silnie obsadzonych zawodach niespodziewanie wygrali: S. Godlewska i Sz. Szkudlarek z teamu Bolimie Noga, którzy pokonali całą trasę w 14 h i 7 min. Warto zaznaczyć, że tylko sześciu zawodników ukończyło całą trasę w limicie 15 h, zaś dziesięciu zawodników zeszło z trasy (w tym siedmiu bez zdobytego punktu kontrolnego).
Normalnie żal w dupę mi ściskało... Jak mogłem tak frajersko odpuścić bieganie po 21 km, no i w ogóle ten cały rajd. Z drugiej strony takie doświadczenie przyda mi się w przyszłości, że należy walczyć do końca. Tym bardziej, że miałem w zapasie sporo sił (choć łącznie przebiegłem/przemaszerowałem 51 km).
Nic zmieniło się w końcowym rankingu PMnO, bowiem tegoroczną edycję wygrał J. Lenczowski, zaś kolejne miejsca zajęli: M. Baszczak oraz S.Kaczmarek. Warto podkreslić, że przed Nocną Masakrą sprawa drugiego i trzeciego miejsca nadal była otwarta.
Co do mnie - po cichu liczyłem na zajęcie miejsca w TOP50. Musiałbym jednak zdobyć w Nocnej Masakrze co najmniej 30 punktów, co nie było zadaniem łatwym. Tym bardziej, że nie mam zbyt dużego doświadczenia w nocnych marszach na orientację. Zalążki nocnego biegu poznałem w Grassorze oraz Babim Lecie. Cel ten nie został w pełni zrealizowany z powodu fatalnych błędów nawigacyjnych w początkowej części trasy.
Podsumowanie:
TP50, 12 punktów kontrolnych
Zdobyto: 8 punktów (240 punktów przeliczeniowych na 360)
Czas: 11 h 2 min
Miejsce: 24/97
Oficjalne wyniki:
Wyniki TP50
Track z biegu (do punktu 3)
Track z biegu do mety (od punktu 3)
Klasyfikacja generalna PMnO (2013): 57 /739
Mocne i słabe strony Nocnej Masakry:
Mocne strony:
- nietuzinkowa trasa z bardzo dobrze ukrytymi punktami,
- bardzo mocna obsada rajdu,
- świetne wyczucie Wigora co do kwintesencji marszu na orientację (mało kto tak potrafi zbudować trasę).
Słabe strony:
- słaba organizacja przed startem (nie usłyszałem sygnału start, co spowodowało, że wielu zawodników wyruszyło w trasę znacznie wcześniej niż 16:15),
- liczne drogi niezaznaczone na mapie oraz poręby skutecznie zniechęciło mnie do pokonania trasy w całości,
- nadmierna koncentracja punktów w niejednoznacznie określonych miejscach na mapie (szczególnie pkt 2 i 3)
- brak punktu odżywczego (podobnie było w Grassorze). Zawodnik wracający z marszu po 10 h walki w mrozie ma prawo oczekiwać ok. 2-3 nad ranem ciepłego jedzenia.
- zbyt wysokie wpisowe, jak na ilość/jakość świadczeń.
(autor zdjęcia: Michał Zieliński)
(Płetwonurek, kapitan Octopus, górnik, itp.)
W trakcie marszu do punktu 11
(autor zdjęcia: Szymon Szkudlarek)
PK4 i PK9 nie masz co żałować, spędziliśmy tam dobre 30-40 minut na każdym, mimo że było nas tam z 15-20... Generalnie miałem podobne odczucia na trasie - zejść po 8 czy 10 punktach i odpuścić walkę. Ale potem sobie pomyślałem, że to zupełnie nie w moim stylu zrezygnować i warto było, bo bez kompletu punktów udało się w dziesiątce zmieścić:) Powodzenia w kolejnych startach!
OdpowiedzUsuń