Śnieżne Konwalie jak zwykle rozpoczyna mój sezon rajdów na orientację (w oczywiście "królewskiej" dla mnie trasie 50 km). Czułem, że krótsze trasy są zdecydowanie nie dla mnie z uwagi na to, iż jestem zbyt wolnym zawodnikiem. Na dłuższym dystansie bardzo dużą rolę odgrywa psychika i to mi bardzo odpowiadało :).
W zeszłym roku aż za bardzo chwaliłem ten rajd, więc w tym roku odpuszczę sobie pochwały dla orgów. W każdym razie tereny leśne w woj. lubuskim stanowią raj dla biegaczy na orientację. Gdziekolwiek byś był w tym województwie, to możesz mieć pewność, że niedaleko są lasy w przeciwieństwie do mojego miejsca zamieszkania, gdzie lasów jest tyle, co kot napłakał.
Założenia przedstartowe miałem proste - przede wszystkim ukończyć rajd w ciągu dnia (tak do godz. 16:30, bowiem w zmierzchu poszukiwania punktów są znacznie trudniejsze - stąd dość długie odstępy czasowe zawodników, którzy przybiegli na metę między 9 a 10 h). Po drugie - zabrać możliwie jak najmniej żarcia i picia - krótko pisząc - najchętniej w ogóle bym nie zabierał plecaka :) A po trzecie - wytrzymać cały dystans bez żadnego leżenia czy siedzenia po 30 km.
Pełna koncentracja po ok, 1 km od startu |
Na około 15 minut przed startem otrzymujemy mapy i wiedziałem, że zaczynam od północy. Najcięższy teren na mapie do BnO "Bobrowice" zostawiam na sam koniec. Nie jest bowiem sztuką szybko ukończyć etap na mapie Bobrowice, by po 20 km opaść z sił zdobywając punkty na mapie 1:50000 (a więc po długich przelotach).
S - 27 : 5,2 km, 00:30
Start miał charakter masowy i oczywiście biegłem gdzieś na środku stawki, choć zaraz za kanałem Dychowskim - stawka rozdzieliła się. Oczywiście znaczna większośc biegła na południe. Na północ bodajże 5-7 zawodników. Super - będę mógł sobie spokojnie pobiegać. Punkt 27 na przystawkę łatwo zdobyty w towarzystwie małżeństwa Duszaków i w tym momencie rozdzielamy się.
27 - mapa do BnO "Kępniak" : 12,1 km, 01:17
Wszedłłem odważnie w teren podmokły i widząc wracających z punktu K.Rochowskiego i kilku innych zawodników - wiedziałem, że punkt 56 jest blisko. Z kolejnymi punktami nie miałem większych problemów - starając omijać zbędne wspinaczki - za wyjątkiem górki Kępniak (w tej górce stał jeden z punktów kontrolnych na Olimpiadzie Młodzieży w 1999 roku, który zdecydowanie wygrał A. Bernaciak).
W okolicach punktów 54,53 i 52 widzę P.Dopierałę, K.Rochowskiego, braci(?) Lewandowskich czy M. Kliniewskiego, a nawet M. Hippnera (przy punkcie 57). To są zawodnicy "ciężkiego kalibru" i z tej grupki byłem zdecydowanie najwolniejszym zawodnikiem :) Ale jakoś się trzymałem, choć wiedziałem, że zaraz mi znikną z mojego pola widzenia. Ale za to już wiedziałem, że będzie dobrze.
Kępniak - 25 : 16,3 km, 1:48
Długi przelot do punktu 25. Wymienieni wcześniej zawodnicy oddalają się ode mnie. Mogłem jednak wybrać odważniejszy wariant przez łąkę podmokłą (tak właśnie postąpił zwycięzca rajdu - M. Plesiński). Z pewnością co najmniej pół kilometra bym zaoszczędził.
25 - 28 - 24 - 26 -29 : 24,4 km, 2:52
Kolejny punkt okazał się bardzo łatwy, bowiem nietrudno jest znaleźć stare wyrobisko na środku lasu. Las w tym rejonie był przekiękny, zaś "dywanik z mchów" stanowił dla mnie masaż stóp :) Wychodząc z punktu widzę braci Lewandowskich - ocho i już ich mam po sprawnej nawigacji. Ale znów szybko mi uciekają i od czasu do czasu odwracają głowy w moim kierunku - co stanowiło dla mnie komplement. Chyba odczuli respekt co do mojej osoby :P.
Przy punkcie 26 troszkę poszalałem z tym biegiem na krechę. Pomyslałem - nietrudno będzie znaleźć najwyższy szczyt w okolicy. Zbliżając się do górki - widzę charakterystyczne drzewka i polankę świadcząca o tym, że gdzieś tam jest punkt triangulacyjny (takie myslenie pozostało mi w trakcie przebytych rekonesansów z Wilgi Orient :)). No cóż pomyliłem się, ale po chwili zauważam jeszcze wyższą górkę. No cóż - będzie kolejna wspinaczka.
Z punktem 29 nie miałem problemów, bo od południowej strony był znacznie łatwiejszy do zdobycia. Po około 1 km widzę J. Konczalskiego (czyżby kolejny zawodnik "ciężkiego kalibru"?), a po kolejnych 500 metrach widzę kolejnego zawodnika, zaś po kolejnych kilkuset metrach - Krasusa (zajął 3 miejsce), P. Kwitowskiego (5 miejsce) - oczywiscie bez pozdrowienia nie mogło się odbyć. Po kolejnych 100 metrach widzę M. Kargola ("Słoiczka") i chyba on zapytał mnie o tą górkę. Oczywiście wszystkim powiedziałem gdzie mniej więcej ta górka jest, choć nie musiałem. Jestem jednak zdania, że jeśli ktoś zadaje mi pytanie, to odpowiadam. Nawet jeśli jest to dla mnie rywal :) Biegamy przecież dla przyjemności, delektując się widokiem lasu i nie tylko, zaś rywalizacja powinna pozostać tak na 3-4 a może i dalszym miejscu :).
Widząc takich zawodników (a właśnie, gdzie podziali się: M. Plesiński czy M. Jędroszkowiak - ciekawe, gdzie oni teraz się znajdują i jaki czas uzyskają?) poczułem pozytywny przypływ adrenaliny, bowiem czułem, że mogę pobić osobisty rekord. Trzeba zaznaczyć, że przede mną jeszcze decydujące 25 km, a z doświadczenia wiem, że tak po 40 km spotykam się ze ścianą.
29 - mapa do BnO "Bobrowice": 28 km, 3:17
Wydaje mi się, że wybierając ten wariant można było sporo zaoszczędzić. Niepewna była jedynie szerokość (i rzecz jasna głębokość) rzeczki odpływającej z j.Wełmicko. Ale skoro zaliczyłem trzy przejścia przez rzeczkę Samica na czwartkowym treningu na TP25 z Śnieżnych Konwalii 2013 roku (troszkę ryzykowny był to trening, ale skoro 25-28 km treningi na 2 dni przed rajdem przynoszą mi skutek, to czemu nie miałoby być tym razem?), to tym razem też z tego wyjdę cało :) Na szczęście był tam mostek i ten teren pokonałem suchą stopą. W tym momencie widzę kolejnego zawodnika "ciężkiego kalibru" - M. Krasuski (zajął przecież w 2013 roku 3 miejsce na TP50) - oczywiście w trakcie biegu nie wiedziałem kim on jest, ale świetnie nawigował.
Wejście na mapę do BnO "Bobrowice" - 33-32-37-38-36-31 : 33,1 km, 3:59
Podjarany adrenaliną oraz możliwością BnO ostro szalałem z nawigacją. Nie było zmiłuj, bowiem skoro jesteś słaby w nogach, to chociaż nawigacyjnie nadrób. Nie ukrywam, że miałem "wsparcie" innego zawodnika, tj. M. Krasuskiego (choć wybieraliśmy nieco inne warianty). Przy 36 punkcie kontrolnym musiałem się położyć na minutkę, by zregenerować się. Oczywiście bezpowrotnie straciłem z pola widzenia tak świetnego zawodnika, a szkoda...
W dobiegu do punktu 30 zabrakło mi picia - ewidentnie zbyt mało napojów zabrałem ze sobą (tylko 1,4 litra). Jednak 10 stopniu powyżej zera, to nie mróz :) Na szczęście w tym punkcie byli dwaj piechurzy, którzy pozwolili mi skosztować wody gazowanej. Ufff - nawodniony i zmotywowany widokiem "dywaniku z mchów" biegłem dalej. W punkcie 34 spotykam W.Wiatr (ciekawe jaki wariant wybrał?), zaś w drodze powrotnej z 30 punktu znów spotykam J. Konczalskiego (znowu???).
30 - 45 - 35 - 44 - 43: 41,5 km, 5:11
Kolejne punkty są dla mnie łatwe do znalezienia, starałem się omijać zbędne wspinaczki. Moje tempo było jednak zbyt wolne, by myśleć o przełamaniu 6h (!!!). Była taka chwilowa myśl - zwłaszcza, gdy zobaczyłem, że w 45 punkcie miałem czas 4h45 min. Skoro na Morasku ok. 10 km robię w godzinę na orientację... Ale co innego biegać na świeżości, a co innego - mając na nogach 38 km :]. Realne było i to bardzo przełamanie 7h. Były obawy - czy wytrzymam kondycyjnie, ale przecież nieraz z takich opresji wychodziłem i w tym momencie kluczową rolę odgrywała psychika.
43 - 40 - 39- 41 - 42-49-51-50-47-48-46-M: 52,5 km, 6:51
Im bliżej mety, tym większa walka o przetrwanie. Chyba z trzy razy musiałem na chwilkę się położyć. Niestety po drodze wyprzedziło mnie aż 6 zawodników. Ale sorry, byli po prostu znacznie szybsi ode mnie. Jak tylko zobaczyłem przy punkcie 49 - M. Kliniewskiego, to mysłałem jedynie o tym, zeby biegać tak jak on. Z drugiej strony - mając jego tempo mógłbym śmiało dobijać się do pierwszej dziesiątki :). Patrząc na czas - byłem przekonany, że jest to czas na pierwszą dziesiątkę. Ale te mysli szybko odsunąłem po tym, jak w końcówce wyprzedziło mnie 6 zawodników (dobrze, że chociaż D. Wels mnie nie wyprzedził :)).
Podsumowując, był to niezwykle silnie obsadzony rajd. Tylu znanych nazwisk jeszcze nie widziałem. Wiadomo było (wg mnie), że walka o zwycięstwo rostrzygnie się między M. Plesińskim a M. Jędroszkowiakiem. Wydaje mi się, że 3 miejsce równie dobrz mógł zająć np. dziesiąty zawodnik.
O silnej obsadzie rajdu niech świadczy fakt, iż przełamując czas 7h w tym rajdzie pozwoliłoby zająć zaledwie 28 miejsce, wobec 7 miejsca w 2015 roku czy aż 4 miejsca w 2013 roku. O ile rajdu ŚK ciężko porównać do rajdu z 2013 roku z uwagi na trudny teren leśny położony w okolicach rzeki Samicy (liczne tereny podmokłe), to można śmiało porównać z rajdem z lat 2014-2015. Nie ulega wątpliwości, że poziom uczestników rośnie, a przecież poziom trasy ŚK od lat jest podobny. Coraz lepszy czas uzyskuje zwycięzca zawodów (co prawda niezmiennie M. Plesiński), a także pozostali zawodnicy (oczywiście, w tym także Ja :]]]]). Tego rodzaju rajd jest zawsze budujący nie tylko dla mnie, lecz także dla wielu innych zawodników. Nie ma lepszego uczucia jak pobić rekord życiowy na trasie TP50 (zaliczany do PMnO) już na początku sezonu.
Wyszczególnienie | 2013 | 2014 | 2015 | 2016 |
Liczba uczestników | 51 | 108 | 84 | 96 |
Liczba uczestników z kompletem punktów | 35 | 72 | 49 | 73 |
Udział liczby uczestników z kompletem punktów w ogóle uczestników | 69% | 67% | 58% | 76% |
Czas zwyciężcy | 6:28 | 5:57 | 5:19 | 4:54 |
Czas dziesiątego zawodnika | 8:25 | 7:27 | 7:13 | 6:14 |
Miejsce zawodnika z czasem ~7h | 4 | 8 | 7 | 28 |
Co do statystyk, to rzecz jasna - był to najlepszy bieg z moim udziałem. Średnio na 1 km przebiegłem 7:51 min. By zająć trzecie miejsce należałoby przebiec średnio o 1min 10 sekund szybciej. Tyle to ja biegam na orientację na dystansie 10-12 km :), a nie na 50 km.
Statystyki z mojego biegu na ŚK 2016 |
Zawody wygrał - po raz czwarty z rzędu (!!!) - M. Plesiński pokonując o 10 min M. Jędroszkowiaka. Trzecie miejsce padł łupem M. Krasonia. Barierę siedmiu godzin przełamało aż 27 zawodników. To jest dopiero poziom zawodów...
Podsumowując:
TP50, 34 punkty kontrolne
Czas: 6h 51 min
Miejsce: 25/96
Nieoficjalne wyniki:
1. Mariusz Plesiński 4:54
2. Michał Jędroszkowiak 5:04
3. Marcin Krasoń 5:51
4. Piotr Dopierała 5:52
5. Piotr Kwitowski 5:56
6. Bartłomiej Wower 6:03
...
25. Sebastian Wojciech 6:51
...
96. Wojciech Zając 2:18 (8 PK)
Dzięki Seba za te górki. Na 100% stracilibyśmy kilka minut i jeszcze wkurw by był;)
OdpowiedzUsuńA Twoja obserwacja o wzroście poziomu jest podobna do naszej - wracając sobie w samochodzie o tym gadaliśmy. Śnieżne Konwalie to przecież jedna z tych trudniejszych nawigacyjnie imprez, sporo PK, a tu takie czasy! Ja zakładałem, że z 7h może wyjść, czołówkę miałem w plecaku (dla bezpieczeństwa), a tu po 5:51 udało się być na mecie.