Będąc na prowadzeniu przy PK10 zbliża się do mnie M. Jędroszkowiak i wręcz musiał do mnie krzyczeć, bo nic do mnie nie docierało...
- Co Ty odpierdalasz? - krzyczy do mnie Michał.
- No dziesiątkę podbijam? - odparłem mu
- Obudź się Seba! Widzisz tu trasę pieszą? Zapierdalaj tam nad jezioro i jakoś tak było.
Musiał mną wstrząsnąć, bo byłem tak zamroczony mając na nogach ponad 32 km, że dopiero po chwili dotarło mnie, że prawie podbiłem punkt z trasy rowerowej! Wszystko posypało się... Nie dość, że kompasu nie zabrałem, że wysokie wpisowe, że sam musiałem dojechać do bazy (zamiast wybrać się z Wojtkiem i Tomkiem i przenocować w bazie), to jeszcze złą bluzę biegową zabrałem i do tego jeszcze apka na sporttrack nie zadziała, to jeszcze mega problemy z dotykowym telefonem komórkowym... O matko-- co to był za rajd!!!
Generalnie na tym rajdzie miało mnie nie być - remont działki dłużył się niemiłosiernie. Ale odczułem już brak dłuższego wybiegania, bowiem ostatnio wziąłem udział na 50 km w Wertepach (a więc w kwietniu b.r.). I do tego wysokie wpisowe + koszty paliwa... Ale to Grassor - chciałem w końcu przekonać się, że wygrana na Róży Wiatrów nie była przypadkowa.
Miałem bardzo wysokie oczekiwania wobec siebie co do tego rajdu. Generalnie nie zwracam uwagi na jakość bazy rajdu (może być gdzieś w lesie), na dostęp do prysznica czy różnego rodzaju fantów. Dla mnie liczy się trasa - wiedziałem, że T. Paszek czy D. Śmieja mnie nie rozczarują pod tym względem (i tak było już po raz czwarty). Nie kupuję jednak formuły, która była odmienna niż w minionych latach, zaś w regulaminie Grassora ani jednej wzmianki o tym...
Dostajemy mapy z czterema punktami kontrolnymi i oczywiscie nie wiedziałem, że dla TP50 będą obowiązywały punkty od 1 do 13. Na szczęście biegłem za Sontowskim, Bałchanowiczem - choć zdziwiłem się, że wybrali punkt 2 (dopiero M. Fiedosiuk przy PK7 uświadomił mnie, że dla TP50 nie obowiązują punkty 13-25)... Punkt ten zdobywamy we czwórkę, choć nikt nie palił się do prowadzenia tramwaju - mocno zdziwiłem się zbyt wolnego jak dla nich tempa. Po przeczytaniu relacji Morenka - już wiem dlaczego tak zrobili :)
PK2 - PK5 (ruiny) 00:32, 4,7 km
Banalny punkt 5 - zdobyty we trójkę (choć po chwili wpadł Fiedosiuk) - nadal bardzo wolne tempo obraliśmy. Ja oczywiście bez kompasu, tzn. kompasem w tel.komórkowym - ale cholernie był niewygodny. Nie da się biec z mapa i z telefonem w ręku.
PK5 - PK7 (ruiny w świerkowej gęstwinie przy wielkim, starym drzewie) 00:45, 6,5 km
Próbowałem wybrać nieco odmienny wariant, choć zbyt gęsty las i brak kompasu sprawił, że szybko wróciłem do ścieżki. Znów ślepo podążałem za teamem Morenka. Na mojej mapie jak byk mam kropkę poniżej ścieżki, zaś szukałem powyżej. Na szczęście po 2-3 minutach ocknąłem się i wraz z Fiedosiukiem znaleźliśmy ten punkt.
PK7 - PK3 (riuny przy gęstwinie) 1:11, 10,1 km
Fiedosiuk wybiera punkt 9 - dla mnie był zbyt długim wariantem. Czułem, że między 7 a 9 będzie jakiś dodatkowy punkt. Morenka Team chyba wybrali punkt 16 (tak wynika z ich relacji), a więc dla trasy TP100. Ja z kolei wybrałem prosty nawigacyjnie PK3 - niestety ogromnie negatywny w skutkach.
PK3 - PK8 (dwie brzozy na skraju jaru) 1:34, 13,4 km
Punkt 3 okazał się wspólny dla TR i TP - i oczywiście spisałem punkty z trasy rowerowej. Oczywiście wtedy nie byłem niczego świadom - spisałem złe punkty 6,8 i 10. Zadowolony biegnę do punktu 8 i oczywiście napojony (bowiem w PK3 była woda) - spisuje kolejne punkty - oczywiście z TR... (a właściwie tylko PK11). Dalej nie byłem niczego świadom, że PK8 był z trasy rowerowej, zaś z trasy pieszej o ok. 200 metrów dalej. A że nie było jaru... no cóż - brzoza była i to mi wystarczało.
PK8 - PK9 (szczyt górki), 1:54, 16,3 km
Coś tam na początku ścieżki się nie zgadzały i musiałem sięgnąć po niewygodny kompas w telefonie i aha trzeba będzie biec w innym kierunku. Przy PK9 musiałem poprawić PK11 - i oczywiście nie wiedziałem skąd ta korekta...
PK9 - PK12 (rozwidlenie rzeczek) 2:27, 20,3 km
Od godziny nikogo nie widzę, bo kogo miałem zobaczyć - większość wybrała odmienny wariant, zaś Sontowski, Bałchanowski i Fiedosiuk byli napewno dalej niż ja. Widziałem jednak tylko odciski butów jednego zawodnika (może orga)?
Przebieg do tego punktu był zacny, bowiem wybrałem wzdłuż rzeczki (jedynie na początku była gęsto zarośnięta, na szczęście po 100 metrach była ścieżka dla wędkarzy i spokojnie dotarłem do PK12). Była tam woda i spisuje pk13. Bo po co mam sprawdzać pozostałe punkty, skoro miałem już na mapie - ależ los mnie spotkał...
PK12-PK11 (szyczyt górki) 2:54, 24,6 km (aż 19 minut straty z powodu braku punktu :( )
Kolejna przeciwność losu - nie było punktu, choć przez chwilę zastanawiałem się czy nie stoi po wschodniej stronie jeziorka... (bo tam miałem zaznaczone kółko). Szukam punktu wzdłuż i wszerz i nic.. Ślepy nie mogę być - po 15 minutach dzwonię do Tomka P. (orga) z zapytaniem czy ktoś zgłosił zaginięcie punktu. I co ja widzę? Punkt nie był w ogóle rozwieszony.... Powiedziałem mu, że straciłem 8 minut (tak mi się wydawało i stąd ten bonus w końcowych wynikach). W rzeczywistości spędziłem tam dwa razy dłużej...
Początek poszukiwań punktu 11 - którego nie było |
Dopiero po 17-19 minutach poszukiwania org rozstawił punkt... |
Nie miałem pojęcia, który jestem. Wiedziałem jedynie, że nie będę miał gorszego miejsca niż 4. Z naprzeciwka nikogo nie zobaczyłem. Nikt mnie też nie wyprzedził. Pk 13 prosty, choć szukałem tego punktu jak mucha w rosole. Że nie weszłem w tryb myślenia - ruiny (!!!) a ja jak idiota szukam w środku lasu... wiadomo, że jak ruiny, to i niedaleko musi być ścieżka... No przecież nikt nie buduje chat na środku lasu.... 15 minut w plecy w wyniku popełnienia tak idiotycznego błędu... Jakie jeszcze wtopy zaliczę... - pomyślałem :)
PK13 - PK10 (dół skarpy nad jeziorem, przewrócona sosna), 4:26, 32,6 km (10 min straty)
W końcu widzę pierwszych zawodników z naprzeciwka - tyle, że z TP100 - najpierw P. Jankowiaka, a przy punkcie 10 (z trasy rowerowej) M. Jędroszkowiaka.
Okazało się, że będąc na prowadzeniu przy PK10 zbliża się do mnie M. Jędroszkowiak i wręcz musiał do mnie krzyczeć, bo nic do mnie nie docierało...
- Co Ty odpierdalasz? - krzyczy do mnie Michał.
- No dziesiątkę podbijam? - odparłem mu
- Obudź się Seba! Widzisz tu trasę pieszą? Zapierdalaj tam nad jezioro i jakoś tak było.... i tyle zrozumiałem.
Musiał mnie wstrząsnąć, bo byłem tak zamroczony mając na nogach ponad 32 km, że dopiero po chwili dotarło mnie, że prawie podbiłem punkt z trasy rowerowej! Wszystko się posypało... Nie miałem pojęcia gdzie ten punkt leży... Michał mi pokazał, że tam przy jeziorze... No to lecę do jeziora i widzę jakieś bajoro... Szukam punktu wzdłuż i wszerz - i nic... Wkurzam się i szukam tej nieszczęsnej przewróconej sosny - nie zwracam żadnej uwagi na podłoże - mokro czy sucho - nic się nie liczy - liczy się tylko przewrócona sosna... Byłem wręcz załamany...
PK 11 - nie rozstawiony
PK13 - brak myślenia
i do tego PK10 - nie miałem pojęcia, gdzie on może być - nawet nie miałem zaznaczonego na mapie...
Po 10 minutach zjawiają się Morenka Team - o matko jeszcze na deser straciłem prowadzenie (nie wierzyłem w to za żadne skarby - ja na prowadzeniu??? Przecież to Sontowski i Bałchanowski!!!! Oczywiście leciałem z nimi, bo sam nie wiedziałem gdzie ten punkt jest. Wspomniani zawodnicy "odpalili wrotki" i zniknęli mi z pola widzenia... Szczerze? Miałem w dupie już ten rajd, bo wiedziałem że część punktów miałem z trasy rowerowej.
PK10 - PK6 (w brzeg bajora) 5:47, 41,6 km (15 min straty)
Dłuuuugi przelot na uspokojenie nerwów i oczywiście uporządkowanie mysli. Zaczynam analizę wszystkich punktów i doszedłem do wniosku, że na 100% źle spisałem punkty z PK3 (wkurzyłem się i miałem o to pretensje do orgów rajdu). Niby tam były dwa lampiony....O matko co za pech, a raczej brak świadomości, że org zastawił taką pułapkę. Tego rodzaju kwestie powinny być wyraźnie wyjasnione w regulaminie zawodów....
Oczywiście PK6 był z trasy rowerowej... Wkurwioza na maksa chyba przez 10 minut... Wiedziałem, że PK8 jest zły. Reszta była dobra, bo były zbyt trudne dla tras rowerowych - tym bardziej, że wśród chaszczy nikt nie będzie jeździł rowerami. Po 15 minutach bezowocnego poszukiwania punktu - zadzwoniłem do Wojtka Wiatr z prośbą o umiejscowienie punktu na mapie - uff, dobrze że odebrał telefon. Morale bardzo spadły, choć biegłem do końca... Może uda mi się coś ugrać.
PK6 - PK4 (wejście do bunkra, start/meta OS) 6:19, 45 km
Beznadziejny powrót z PK6 do PK4 - po co wracałem do głównej ścieżki. Za dużo nerwów straciłem i nie byłem w stanie utrzymać koncentracji. Przy PK4 dogonił mnie Fiedosiuk - i jedynie na początku osobno zdobyliśmy dwa punkty, zaś od chyba 4-5 punktu do mety biegliśmy już razem.
OS "część naziemna" - 7:17, 50,1 kmOS "część podziemna" - 7:35, 51,1 lm
OS zostawiłem specjalnie na koniec spowodowany doświadczeniem przed dwóch lat. Pobyt w podziemnej części etapu dobrze mi zrobił. Dla tego rodzaju etapów warto brać udział w Grassorze :).
PK4 - PK1 (najgrubsza sosna w jarze) 7:56, 52,6 km
Początkowo bolało mnie prawe pięto, ale biegłem przecież obok Michała F. Biegnąc obok takiego zawodnika ciężko okazać słabość. To przecież była dla mnie jednoznaczna informacja, że walczymy o podium. Na szczęście nikt z nas nie próbował ścigać, no bo biegnąc razem wiele na tym zyskaliśmy (szczególnie na niektórych punktach części naziemnej OS).
PK1 - Meta 8:30, 58,2 km
Zadowoleni wracamy do mety i dowiadujemy się, że jesteśmy na trzecim miejscu. Porównałem moją kartę z wzorcową kartą i prawie wszystko się zgadzało. Nie zgadzał się PK8 - no i się zaczęło. Najpierw prysznic - Michał już wiedział, że jestem w kiepskiej sytuacji. Czekałem jedynie na info od orga. Nie chcę na ten temat zanadto rozpisywać - choć przeprosiny z mojej strony jemu się należą. Moje zachowanie było karygodne i na moje usprawiedliwienie napiszę jedynie, że w tym dniu borykałem się ze zbyt wieloma przeciwnościami.
Na moje szczęście, PK8 został potraktowany jako punkt stowarzyszony (brawo org !!!!) z karą czasową 30 min. Odetchnąłem z ulgą, choć czekałem z niecierpliwością na końcowe wyniki. To był rajd w którym mogłem wygrać, a skończyło się na 4 miejscu.
Mapa TP50 z naniesionym trackiem (dla TP50 obowiązywały pk 1-13) |
W sumie przebiegłem 58,2 km, wobec ok. 53 km M. Fiedosiuka oraz 56,6 km ze strony Morenka Team. Sporo nadłożyłem z powodu PK11 (brak punktu), 13 (nieszczęsne ruiny), 6 i 10 (źle spisane z lampionu). Z drugiej strony Morenka Team też popełnili błąd zdobywając punkt z TP100.
Statystyki z mojego biegu w Grassorze |
1. Sontowski i Bałchanowski - Morenka Team
2. S. Rożko (7 miejsce)
3. T. Nawrocki (8 miejsce)
Podsumowując:
TP50, 13 PK + OS,
Czas: 8h 52 min (w tym 22 minuty kary)
Miejsce: 4/39
Wyniki:
1.Marcin Sontowski 7:33
1. Michał Bałchanowski 7:33
3. Michał Fiedosiuk 8:30
4. Sebastian Wojciech 8:52
5. Joanna Owczarz 9:40
6. Andrzej Urbański 9:45
...
39. Michał Pawluk 16:10 (9 PK)
No tak, powiem tylko, że jest mi troszkę przykro, iż czujesz się oszukany przez organizatorów. Bo przecież nie było powiedziane na odprawie, że podbijacie tylko PK1-13, bo nie było to napisane WIELKIMI literami tego na mapie, bo wreszcie same punkty nie miały napisu na prawie pół punktu "TRASA ROWEROWA 50 KM" lub "TRASA PIESZA". No tak, brak myślenia trzeba na kogoś zwalić :P
OdpowiedzUsuńCo do PK11, wyniki poprawię, odliczę Ci 19 minut zamiast 8... nie będę się tłumaczył dlaczego tak późno z tym punktem, po prostu za dużo baniaków z wodą wam chciałem poroznosić.
Drogie wpisowe, 50 zł za imprezę z taką mapą, medalem, dwoma posiłkami na mecie - które zawody były tańsze w tym roku? No chyba, że wpłacałeś 90 zł na ostatnią chwilę, co uważam nie jest wcale wygórowaną stawką patrząc jakie są koszta organizacji.
I na koniec, co było innego w tej formule? Bo dodam, że co roku są jakieś wspólne punkty z trasa rowerową, np. Głazy Bliźniaki rok temu, wejście do bunkrów w Lubrzy etc.