czwartek, 28 grudnia 2017

XVI Nocna Masakra - Drezdenko (16-17 XII 2017)

  Kolejna już XVI edycja Nocnej Masakry odbyła się w Drezdenku, a więc w woj. lubuskim. Bliżej do zawodów organizowanych przez D. Śmieję jeszcze nie miałem, choć w przyszłym roku planuje w woj. wielkopolskim (ciekawe jaki obszar leśny wybierze...).
    Planowałem start w kat. TP100 z uwagi na to, iż tereny leśne ulokowane na południe od Drezdenka są bardzo przebieżne i znacznie łatwiejsze do nawigacji niż w okolicach Sławoborza (zeszłorocznej edycji NM). Niestety zgubiony kompas w trakcie ściągania punktów z Wilgi Orient oraz perspektywa przyjęcia gości w niedzielę w porze poobiedniej sprawiła, że podjąłem decyzję o zmianie kat. na TP50. Dodatkową motywacją była perspektywa awansu z miejsca 25 na miejsce 15 pod warunkiem zdobycia co najmniej 35 punktów. To zadanie nie było specjalnie trudne, bowiem nie wystartował P. Jankowiak (miałem z nim przyjemność przebycia całej trasy w NM w Sławoborzu) oraz M.Jędroszkowiak czy M.Hippner (startowali w TP100). Ale brak kompasu mocno mnie niepokoił - w nocy nawigacja jest znacznie trudniejsza, niebo było zachmurzone i nie było widać Księżyca. Pozostało mi jedynie zakleszczyć się do jakiegoś dobrego zawodnika i dowieźć się jakoś do mety, albo samemu postarać się coś ugrać w tym rajdzie :)
W oczekiwaniu na start (był opóźniony o ponad 1h - standard w NM)
     Niestety po raz kolejny start był opóźniony - tym razem o ponad 1 godzinę. Na forum PMnO napisałem prośbę do Daniela Ś., by w kolejnych edycjach wyznaczył późniejszą godzinę startu. Nie może być tak, że impreza punktowana za 50 punktów i to przez sędziego głównego notorycznie cechuje się opóźnionym startem. Każdy z nas ma swoje plany, zobowiązania... Nie każdy posiada samochód, zaś zaawansowani zawodnicy są w stanie przewidzieć swoje czasy przebycia na rajdzie i godzina różnicy robi ogromną różnicę. Uważam, że impreza organizowana przez sędziego głównego powinna być wzorem dla innych imprez. Rozumiem jednak, że nie ma imprezy idealnej - sam też nie ustrzegłem własnych błędów. Dodatkowym minusem był chaos w oprawie technicznej - o tym już pisał Hubert Puka (organizator Rajdu Dolnego Sanu) - więcej KLIK - który po raz pierwszy zagościł w NM. Ja tego aż tak nie odczułem, ale chaos organizacyjny był nieco widoczny. Aczkolwiek dla mnie i tak ważna jest jakość trasy oraz przyjemność napierania, choć nie lubię opóźnionych startów o ponad 30 minut i to bez informowania zawodników. 
W końcu można zaplanować trasę (w myślach rzecz jasna)...
     Start rozpoczął się o godzinie 17:05, zaś nieco wcześniej otrzymaliśmy mapy w skali 1:50 000 bez przybliżeń oraz osobną kartkę z opisami punktów. Na pierwszy ogień poszedł trudny technicznie PK16, zaś łatwy punkt PK12 zostawiam na sam koniec - jestem zdania, że po około 50 km napierania lepiej zostawić łatwy punkt ulokowany przy ścieżce niż jakieś rozległe obniżenie na środku lasu. Punktów kontrolnych było tylko 15, co zaowocowało dość długimi przelotami. Z drugiej strony - tereny leśne ulokowane na południe od Drezdenka są dość płaskie z bogatą siecią dróg (co w nocy było problemem mając w ręku mapę w skali 1:50000) - aczkolwiek były tereny, gdzie można  było namoczyć sobie nóżki.
    Punkt 16 zdobyty dopiero po 31 minutach, rozległe obniżenie = czesanie lasu. Choć początkowo biegłem za Urbańskim, S. Rożko czy P.Szpakowskim, to atak na punkt był indywidualny. Bez kompasu atakować punkt kontrolny skazany na czesanie = strata czasowa. Piechurzy dochodzą, a ja nadal bez punktu. W pewnym momencie ponad 20 zawodników czesze las i zdołaliśmy odnaleźć ten nieszczęsny punkt. 
Start - PK16 - PK14 - PK7
     Najlepsi już dawno atakują kolejny punkt - a ja dopiero co wyszedłem z lasu, to już taplałem się w wodzie po uda... Pomyślałem - co jeszcze mnie czeka w NM? Na szczęście na łące podmokłej nawigacja była znacznie prostsza - ale niepokoił mnie kanał - na szczęście przed kanałem była ładna ścieżka i na szczęście w okolicach nie było żadnych piechurów. Obrałem tempo ok. 5:10 - 5:20 min/km - byle dogonić jakiegoś dobrego zawodnika. Gdzieś za miejscowością Osów widzę zawodnika - kurczę dość szybko biegnie. Przyspieszam i kogo widzę - K. Gostomczyka - kamień mi z serca spadł. Nie jest jeszcze tak źle - widzę przed sobą czołowego zawodnika, choć w okolicach PK14 znów się zapomniałem. Zapomniałem, że biegam bez kompasu... Straciłem tam chyba 10 minut na znalezienie kolejnego punktu. 
  PK7 na szczęście w otoczeniu K. Gostomczyka oraz P. Szpakowskiego - łatwo zdobyty, tj. po 27 minutach. Wszystko wraca już do normy, ale nie do końca wiedziałem czego po sobie oczekiwać. Napierać samemu (znowu ta bezsensowna myśl!) czy dalej biec ok. 100-150 metrów za K. Gostomczykiem? Na szczęście wybrałem drugie rozwiązanie. Zaowocowało tym, że do PK6 dotarliśmy już po 22 minutach. 
PK6-PK8-PK10-PK17-PK4-PK5
   Niestety K. Gostomczyk wybiera inny wariant z PK6, choć za mną był P.Szpakowski - decydujemy razem pobiec do PK8. Ja bez kompasu, zaś Piotrek z nie do końca sprawną czołówką. Tak z punktu 8 byliśmy wzajemnie od siebie uzależnieni :) Do PK8 w zasadzie bez problemów, choć było trochę czesania lasu w poszukiwaniu rozwalonego drzewa. Było tylko jedno - ale bez punktu. Okazało się, że ustawił na drugim drzewie na północ od wykrotu drzewa... No cóż - tak bywa...
    Do PK10 były problemy z uwagi na brak ścieżki leśnej od drogi asfaltowej. Musieliśmy kombinować, choć byłem uzależniony od nawigacji Piotrka i niby trafiliśmy w ścieżkę, ale na zachód był teren podmokły. Nie do końca wiedzieliśmy jak mamy się poruszać - pewne było to, że musimy biec na północ do ścieżki... Udało się, choć do PK10 musieliśmy dołożyć ok. 1 km. Widzimy J. Parzybuta - myślałem, że startuje na TP100....
    Do PK17 zdarzyła się sytuacja nie do końca dla mnie zrozumiała... Z opisu wynikało, że punkt jest na dnie wąwozu - robiłem wszystko by tam nie iść. Jan P. gładko zdobył i tyle go widziałem. Ja z Piotrkiem po omacku szukamy nieszczęsnego punktu i za każdy razem wracaliśmy do skrzyżowania ścieżki z rowem z wodą. Z końcu wraz z K.Sochacką (startowała w TP100) zdobywamy ten punkt - 18 minut w plecy... - za dużo...
   Do PK4  dotarliśmy w zasadzie bez większych przebojów, aczkolwiek dało się zaoszczędzić 2-3 minuty wynikający z niezbyt optymalnego wariantu przebiegu. Niepotrzebnie od razu na łąkę podmokłą weszliśmy, skoro była możliwość biegu między lasem a łąką podmokłą. Niemniej jednak tragedii nie było i po ośmiu zdobytych punktach kontrolnym mieliśmy za sobą 4h 25 min. Mimo kilku błędów technicznych - nie było źle :).
     Niestety feralny był dla mnie PK5, bowiem kompas Piotrka płatał figle i zamiast ładnie na teren podmokły trafiliśmy na inny teren (tyle, że zalesiony). Cztery lata aktywnie biorę udział w rajdach na orientację i dalej popełniam śmieszne błędy - brak dobrego kompasu w takich sytuacjach był brzemienny w skutkach. Po kilkunastu minutach bezskutecznego poszukiwania zaproponowałem Piotrkowi bieg na północ do asfaltu, by dowiedzieć na czym stoimy. Na szczęście do PK5 nie mieliśmy daleko, choć na szczęście moja propozycja biegu na lewo drogą asfaltową okazała się skuteczna. Strata czasowa - nawet nie wiem ile tam straciliśmy. W "nagrodę" w tym samym punkcie pojawiła się A.Sejbuk. Piotrek przyspieszył, Ania obok niego, zaś ja gdzieś z tyłu. Starałem się nie stracić ich z pola widzenia - biegnąc swoim tempem. Tym bardziej, że odczułem skutki gonitwy z PK16 na PK14. Na szczęście dla mnie - zarówno Piotrek, jak i Ania często się zatrzymywali = sprawdzając swoją pozycję na mapie. Ja w ogóle nie byłem w stanie im pomóc, jak również obrać lepszych wariantów - po prostu nie miałem przy sobie kompasu. Przy PK6 telefon również mi padł :) Na szczęście mapy jeszcze nie zgubiłem :)
  Do PK18 bez problemów - szybko znaleziony, jak również PK11. Czuję, że teraz wszystko wraca do normy - punkty wchodzą dość gładko i jak trzeba. Kontrolowałem jedynie swoją sytuację. Do PK9 sam nie wiem jak biegliśmy - za to dość szybko zdobyty. Trochę czułem się zażenowany tym, że starałem się biegać za Piotrkiem i Anią - ale nie miałem innego wyjścia. Skupiałem się w głównej mierze na tym, by nie zgubić ich z pola widzenia.
PK4 - PK5 - PK18 - PK11 - PK9
    Z PK9 do PK13 czekał mnie długi przelot i gdzieś w połowie zgubiliśmy ścieżkę - próbowaliśmy przedzierać się przez teren podmokły. Po kilku krokach byłem jednak w wodzie po pas - wycof. Na szczęście po kilkunastu metrach była ścieżka i byliśmy we właściwej ścieżce. Punkt 15 był nierozstawiony - co stanowiło zaskoczenie dla mnie, bowiem D. Śmieja raczej rozstawia wszystkie punkty. No cóż - po kilku minutach bezskutecznego poszukiwania punktów - Ania wykonała telefon. Brak punktu zaznaczymy na karcie i napieramy dalej. 
PK9-PK13-PK15
   Do PK12  już starałem się nie szarpać tempa, bowiem mój cel w tym rajdzie był zupełnie inny. Nagle Piotr Sz. wybiera nieco inny wariant do punktu - na szagę - to lubię. Byle wytrzymać do PK12 i na spokojnie dobiec do mety. PK12 zdobyty wspólnie, zaś po kilku minutach straciłem Piotrka z pola widzenia. 
PK15-PK12
   Przebieg z PK12 do mety dość asekuracyjny i bez kombinowania. Do drogi krajowej i do mety - tak jak dojechałem samochodem z domu do bazy. Zjawiam się na mecie po ponad 9 godzinach zajmując 13 miejsce - do rankingu PMnO zdobywam ponad 41 punktów. 
PK12 - Meta

   Reasumując - nie było źle i dobrze, że przez większość trasy napierałem z Piotrkiem Sz.(zajął 12 miejsce). Niestety nie miałem ze sobą kompasu i nie byłem w stanie nawiązać walki z czołówką - no cóż tak już bywa. Trasa była łatwiejsza niż w zeszłym roku - w zasadzie tylko dwa/trzy punkty kontrolne wymagały czesania lasu, zaś większość przelotów nie było nadmiernie trudnych (o ile się miało precyzyjny kompas sprawdzający się w trudnych warunkach pogodowych). 

    To były ostatnie zawody w ramach PMnO 2017 - zajmę 15 miejsce (przy 6 pełnych startach), a więc spadek o 6 oczek w porównaniu z 2016 rokiem (wtedy zaliczyłem 7 startów). Gdybym wziął udział w starcie za 50 punktów, to byłaby bardzo duża szansa na utrzymanie 9 lokaty. Był to dość ciężki dla mnie sezon, bowiem w połowie moich startów startował też M. Jędroszkowiak - aczkolwiek zdobycie ponad 18 punktów (na 21,5 możliwych) w Olędrach ujmy mi nie przynosi :)
    Nowy sezon 2018 rozpocznę - a jakże inaczej - od Śnieżnych Konwalii i znów trzeba będzie wspiąć na wyżyny, by ugrać choć 35 punktów. Z pewnością to nie jest rajd, gdzie jedzie się po punkty - jest po prostu zbyt silnie obsadzony :) Z drugiej strony - mam sporo do udowodnienia sobie, bo w tym rajdzie zawsze zajmuję najsłabsze miejsca wśród zawodów z cyklu PMnO. Może tym razem zdołam zająć miejsce w TOP10 Śnieżnych Konwalii - teren powinien być zacny, zaś baza  jest ulokowana zaledwie kilkanaście kilometrów od mojego miejsca pochodzenia :) 


Podsumowanie:
TP50, 15 punktów kontrolnych
Miejsce: 13/62
Czas: 9:14

Nieoficjalne wyniki:
1. Jarosław Prądzyński 7:41
2. Marek Sobiegraj 8:07
3. Michał Fiedosiuk 8:11
4. Hubert Puka 8:15
4. Jacek Litewka 8:15
6. Jan Parzybut 8:21
...
13. Seba Wojciech 9:14
...
62. Grzegorz Wilczyński 90 punktów, 4:21

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz