piątek, 23 grudnia 2016

Nocna Masakra - Sławoborze (17 XII 2016)


    Tydzień przed świętami - tradycyjnie już odbywa się osławiona Nocna Masakra. Dla wielu zawodników nazwa tegoż rajdu (zresztą słusznie) jest odstraszająca. Niemniej jednak rajd ten ma wielu wiernych fanów (zawodników), którzy mają sobie wiele do udowodnienia. Nie ukrywam, że Nocna Masakra jest rajdem trudnym pod względem kondycyjnym (mało kto kończy ten rajd poniżej 60 przebiegniętych kilometrów), jak i nawigacyjnym - choć zdarzają się dość łatwe edycje, np. zeszłoroczna NM w Lubniewicach. 
     W tym roku Daniel Śmieja (organizator) postanowił, iż rajd odbędzie się w Sławoborzu. Warunki do biegania były zacne - ciągły lekki deszcz, lekki mróz, umiarkowany wiatr na wolnych przestrzeniach, mgła po godz. 21 i gołoledź w nocy. Z takimi warunkami przyszło spotkać biegaczom, jak i rowerzystom. Bardzo współczułem rowerzystom, bowiem warunki ich jazdy były nie do pozazdroszczenia (najlepszy na TR200 zdobył zaledwie 12 punktów na 21 możliwych). 
    Moim celem w tym rajdzie było zdobycie ponad 41 punktów (na 50 możliwych) do rankingu PMnO, by wskoczyć z 17 miejsca na 9 miejsce. Tylko na Nocnym Marku zdołałem zdobyć tyle punktów. Nocna Masakra rządzi swoimi prawami - jeden poważny błąd nawigacyjny i możesz dalej być w grze. Niemal pewne było to, że w tak trudnym rajdzie drugorzędne znaczenie odegra szybkość na rzecz nawigacji i wytrzymałości kondycyjnej. Wiedziałem, że jeśli uniknę poważnych błędów nawigacyjnych - będę się liczył. Szansą dla mnie był również udział Pawła Jankowiaka, który postanowił potraktować ten rajd nieco trenningowo - choć nie ukrywam, że na mecie był nieco styrany :) To był przecież jego trzeci udział w 50 km pod rząd. W końcu co dwie głowy to nie jedna - dzięki temu wzajemnie uniknęliśmy poważniejszych błędów nawigacyjnych. Nie ukrywam, że Paweł wręcz ciągnął mnie "mentalnie" w drugiej części rajdu. Z drugiej strony - wspólny bieg na orientację z tak silnym partnerem robi sporą różnicę (na moją korzyść). Podobnie było z Krzysiem Gruhn na Poznańskiej Bimbie czy z Wojtkiem Wiatr w Grassorze w 2015 roku. W konsekwencji upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu :) Tym bardziej, że zdołaliśmy wygrać słynną Nocną Masakrę (nawet o tym nie śniłem, choć dla Pawła to już standard - w końcu biegłem z II wicemistrzem Polski w Maratonach na Orientację w kat. TP50, no i pokonał Mariusza Plesińskiego na Mikołajkowym Rogainingu w Mochach :)). 
W oczekiwaniu na start - w świetnych humorach :)
Start - PK15 4,8 km 00:34
     W odróżnieniu od innych zawodników - wybraliśmy wariant rozpoczynający się od części zachodniej. Oznacza to, że najbliższy PK16 od startu zostawiamy na koniec. Już po 1,5 km biegu mieliśmy okazję zobaczyć, jak bardzo mapa mija się z terenem w wielu miejscach. Już na odprawie technicznej - obserwując mapy - zauważyłem, że nie będzie lekko. W terenie wiele było ścieżek niezaznaczonych na mapie - niemniej jednak liczne tereny otwarte bardzo ułatwiły nawigację.
Start - PK15 (na dobry początek)
PK15 - PK11 8,9 km, 01:06
     Bardzo ucieszyliśmy się widząc polną ścieżkę skierowaną do Zagrodów. Niestety w pewnym momencie owa ścieżka polna się kończy i pozostał nam bieg na południe. Liczne zabudowania w miejscowości Zagrody oraz pobliski staw ułatwił nam nawigację. Do punktu 11 przeszkodami były liczne ogrodzenia - nie mam pojęcia w jakim celu służy tak ekstensywna gospodarka leśna... Rozumiem, że co jakiś czas należy "odnawiać" las, ale odnoszę wrażenie, że ten okres staje się coraz krótszy. Jeśli tak dalej pójdzie, to pod wycinkę pójdą młode drzewa - a obserwuję lasy praktycznie od 1995 roku...
PK15 - PK11
PK11 - PK13 11,7 km 01:26
     Początkowo mieliśmy wybrać wariant do PK6. Paweł stwierdził, że znacznie łatwiejszy jest przebieg do PK13. Pomyślałem, że ma rację, bo po drodze złowimy PK12, by wrócić do PK6.  Punkt ten był wspólny dla rowerzystów i nie był specjalnie trudny - początkowo dałem się zwieść rowerzystom - ale na szczęście punkt był około 100 metrów dalej. 

PK13 - PK12 15 km, 01:52
     Do kolejnego punktu musieliśmy znów biec przez tereny otwarte (ależ tam było zimno :) W  sprawnej nawigacji bardzo nam pomógł ruch aut - dzięki temu wiedzieliśmy gdzie znajduje się skrzyżowanie. Zaproponowałem Pawłowi zdobycie punktu począwszy od zakrętu drogi asfaltowej -  górka znajdowała się tylko 250 metrów od tej drogi, no i mając "wsparcie" łąkami podmokłymi w lesie. Nietrudno będzie znaleźć ten punkt i tak też się stało. W tym punkcie szansę na zwycięstwo pogrzebał trzeci na mecie - Michał Bałchanowski - do dziś zachodzę w głowę, jak tak długo mógł szukać tego punktu.... Nocna Masakra rządzi jednak swoimi prawami...
PK11 - PK13 - PK12 - PK6 
PK12-PK6 18,8 km, 02:22
    Przebieg w zasadzie bez historii - bieg po asfalcie najmniej lubię, choć pozwala odpocząć umysłowi. Paweł oczywiście z przodu, zaś ja ok. 10-20 metrów za nim. Punkt ten znaleźliśmy po kilku minutach poszukiwania - tak jak pisałem wcześniej, co dwie czołówki, to niejedna.... W poszukiwaniu takich punktów, jak PK6 jest bardzo przydatne.

PK6 - PK1 23,3 km, 2:58
    Do tego punktu wybraliśmy (a raczej Paweł wybrał) bezpieczny wariant. Ja chciałem nieco zaryzykować, bowiem do tego punktu na szagę prowadziły dwa dość rozległe tereny podmokłe (łąki). Wybraliśmy jednak bezpieczny wariant drogowy - co pozwoliło zaoszczędzić siły na trudne punkty umieszczone na wzgórzach (o tym za chwilę). W tym punkcie wreszcie widzimy konkurencję, tj. K. Gostomczyka czy A. Urbańskiego (6 miejsce, TP50). Z tegoż punktu nie biegli jednak do punktu 6 czy 8, co oznaczało, że mamy wobec nich przewagę. Chyba w tym momencie Paweł zaczął sprawdzać liczbę punktów kontrolnych zdobytych przez konkurencję, zaś główną uwagę skupił na Jacku Galla (w końcu biegł wraz z P. Dopierałą i ich uznaliśmy za głównych konkurentów), choć nieco zapomnieliśmy o M. Bałchanowskim...

PK1 - PK8 28,4 km, 3:37
     Nieraz pisałem, że w okolicach 28-32 km odczuwam pierwsze oznaki zmęczenia - dla Pawła to była dopiero rozgrzewka :P Wybraliśmy dość bezpieczny wariant drogowy - co pozwoliło mnie przez dłuższy czas wyłączyć z nawigowania. Punkt ten był dość prosty i nie wymagający wyrafinowanych umiejętności nawigacyjnych. Stanowił jednak przedsmak tego, co nas czekało w kolejnych punktach kontrolnych.
PK6 - PK1 - PK8
PK8 - PK5 30,6 km 4:01
     Głównym celem stanowiło zdobycie punktów od PK8 do PK2 przed godziną 21 (a więc przed mgłą). Troszkę zamotaliśmy się w przebiegu do punktu 8 z uwagi na to, iż wiele ścieżek nie zgadzało się i zaproponowałem Pawłowi bieg na szagę przez las - aż do głównej ścieżki. Częściowo się udało, choć nie do końca wiedzieliśmy na której ścieżce jesteśmy. Dopiero z daleka nadbiegający zawodnik (to był M. Bałchanowski) uświadomił nas, że punkt jest niedaleko. Paweł poszukiwał punktu na dole, zaś ja na górze. Punkt był jednak na górze i po 4 godzinach mieliśmy za sobą półmetek pod względem dystansu.

PK5 - PK9 34,1 km 4:39
     Z punktu 5 chcieliśmy na szagę trafić do głównej ścieżki i niestety pomyliliśmy drogi. Paweł biegł dalej na południe, zaś ja w pewnym momencie zauważyłem jezioro. Co dwie głowy, to nie jedna - w tej sytuacji miała kolosalne znaczenie :) Szybki powrót do wyjściowej ścieżki i pozostało nam na spokojnie zdobycie PK9 - widzimy Jacka Gallę oraz Piotrka Dopierałę - oznacza to, że wobec nich mieliśmy lekką przewagę. Mieli jednak za sobą trudne punkty 2,3 i 4. Czułem, że jak w miarę gładko nam pójdzie z tymi punktami, to będzie podium...

PK9 - PK4  35,0 km 5:06
    Masakryczny punkt do zdobycia. Był niezwykle trudny nawigacyjnie i tutaj swoim kunsztem nawigacyjnym popisał się Paweł. Było tam tak dużo ścieżek i w pewnym momencie zgubiłem Pawła z pola widzenia. Na szczęście po kilku minutach odnaleźliśmy się, choć nadal byliśmy bez tego punktu. Jakimś cudem Paweł zauważył punkt, zaś ja nawet po jego wskazaniu nie mogłem go znaleźć. Oczywiście zawodnicy z TP25  szukali tego punktu około 300 metrów na wschód....

PK4 - PK3 37,5 km 5:22
     Na szczęście punkt ten nie był trudny, choć dość wymagający kondycyjnie. Czułem, że powoli siadam... Moją mocną stroną jest jednak wytrzymałość (to pewnie ze względu na mój wiek) i jakoś byłem w stanie utrzymać równe tempo mojego biegu, które i tak było ślamazarne :). 
PK8 - PK5 - PK9 - PK4 - PK3 -PK2
PK3 - PK2 40,1 km 5:51
     Nie wiedzieć czemu po zdobyciu tegoż punktu skierowaliśmy się na południe. Uświadomiłem Pawłowi, że biegniemy na południe... A przecież PK4 już mamy... Szybka korekta kursu i po chwili trafiamy na właściwą ścieżkę. Punkt znów był trudny do zdobycia - chciałem na azymut dojść do tego punktu, choć Paweł był nieco innego zdania. Wiedziałem, że w złym miejscu szuka, choć byłem zbyt zmęczony na wszelkie konsultacje z nim. Po chwili wróciliśmy na właściwe tory i po niemal po 30 minutach zdobyliśmy kolejny punkt (2,6 km i niemal 30 minut - długo, za długo...). 

PK2 - PK7 44,3 km 6:31
    Zaproponowałem Pawłowi bieg na azymut przez piękny las i skusił się :) M. Bałchanowski rozpoczął polowanie na PK12, zaś my spokojnie - krok po kroku - biegniemy do PK7. Paweł z przodu, zaś ja jak zwykle 10-20 metrów za nim. Zaczęło się ciągnięcie mnie przez niego (oczywiście mentalnie). Czułem, że opadam z sił, ale na szczęście Paweł zostawił ambicję nieco na bok i nie zdołał zostawić mnie na pożarcie wilkom :]. Podjęliśmy ryzyko przy punkcie 7 i nieco minęliśmy ten punkt. Teren otwarty z lewej strony uzmysłowił nam, gdzie jesteśmy i nie pozostało nam nic innego, jak poszukiwanie wyschniętego jeziorka. M. Bałchanowski w dalszym ciągu szuka PK12... 
PK2 - PK7
PK7 - PK14 50,0 km 7:05
     Biegniemy, biegniemy i biegniemy bardzo bezpiecznym wariantem. Zmęczenie daje mi we znaki i rolę nawigatora i poszukiwacza punktów pełnił Paweł, zaś ja starałem się po prostu biec przed siebie. Paweł coś tam mówi mi o aktualnej pozycji, że Jacek nie ma jeszcze PK12.... Co tam się działo w tym punkcie? Był naprawdę prosty... M. Bałchanowski dalej go szuka... A my spokojnie zdobywamy kolejne punkty po długich przebiegach.
PK7 - PK14
PK14 - PK10 52,3 km 7:47
     Myślami jestem wyłącznie do najbliższych ścieżek - oczywiście kontrolowałem moją pozycję. Na szczęście odbyło się bez błędów nawigacyjnych i gdzieś tak po 1,5 km - J.Galla, P. Dopierała czy M. Bałchanowski zdobywają nieszczęsny PK12. Mamy sporą przewagę i łatwe PK10 i PK16... Nawet utrzymując spokojne tempo możemy wygrać Nocną Masakrę. Punkt pod ogromnym mostem - godny uwagi.

PK10 - PK16 57,9 km 8:46
     Ależ nużący był przebieg z PK10 - co 100-200 metrów spoglądałem na kompas w nadziei, że w końcu się poruszy w pożadanym przeze mnie kierunku (okazało się, że Paweł również wykonywał tę samą czynność) :). Nikogo nie widzimy, Paweł mi mówi o aktualnej pozycji - w ogóle go nie zrozumiałem. Marzyłem jedynie o tym, by dobiec w końcu do drogi asfaltowej. Droga śliska jak cholera, za to PK16 bardzo blisko - drogi twarde i do tego za wcześnie skręciliśmy. W pobliżu PK16 Paweł mi mówi, że Jacek Galla ma tyle samo punktów, co my... Zapytałem się, go - Ma jeszcze PK15 (trudny do zdobycia) i dłuższy przebieg do mety... My mamy do znalezienia jedynie riuny i dość krótki przebieg do mety....
PK10-PK16-Meta
PK16 - Meta 60,0 km 9:02
    Troszkę przyspieszyliśmy tempo, bo meta blisko. Mam świadomość tego, że dla Pawła to był pikuś w przeciwieństwie do mnie (choć również mocno odczuł trudy tegoż rajdu). Daniel nie do końca był świadom tego, że wygraliśmy TP50. Byc może był załamany fatalną postawą rowerzystów... Zresztą nie zdziwiłem się im - jechać rowerem po oblodzonych drogach... Istna masakra :)

Dekoracja najlepszych na TP50 (Ja, Paweł Jankowiak i Michał Bałchanowski)
     Podsumowując - poziom trasy nieco mnie zaskoczył, choć lubię trudne i wymagające rajdy. Dystans tradycyjnie dłuższy niż zakładany, zaś zajęta przeze mnie pozycja nieco mnie zaskoczyła. Nie ukrywam, że mając tak silnego partnera - miałem prawo myśleć o podium, choć nie spodziewałem się zwycięstwa. Z drugiej strony - z pewnością do słabych zawodników nie mogę siebie zaliczyć - w końcu wygrana Róży Wiatrów, Olędrów czy II miejsce na Nocnym Marku czy 4 miejsce w Grassorze zobowiązuje. Pod względem kondycyjnym - dałem z siebie max możliwości, choć dla Pawła to był ledwie trucht :]. To był mój ostatni rajd na orientację w bardzo udanym roku. Nie ukrywam, że zaliczyłem niesamowity postęp, choć był okraszony wieloma treningami na orientację, no i dość licznymi występami na maratonach na orientację. Dzięki zwycięstwu na Nocnej Masakrze zdołałem awansować z 17 miejsca na 9 miejsce w Pucharze Polski w Maratonach na Orientację (wow :)).
Mapa TP50 w pełnej wersji
Podsumowując:
TP50, 16 punktów kontrolnych
Czas: 9:02
Miejsce: 1/68

Wyniki:
1. Paweł Jankowiak 9:02
1. Seba Wojciech 9:02
3. Michał Bałchanowski 9:23
4. Jacek Galla 9:24
5. Bartek Verde 10:47
6. Andrzej Urbański 11:54
6. Krzysztof Gostomczyk 11:54
...
68. Stanisław Kaczmarek 4 PK 4:58

środa, 14 grudnia 2016

Kaczawska Wyrypa - Świerzawa (19 XI 2016)


   To był w zasadzie mój debiut w "górskich" rajdach na orientację. Co prawda - w 2013 roku wziąłem udział w Izerskiej Wyrypie na TP20. Jestem zdania, że 20 km to nie 50 km :). Nie miałem większych oczekiwań co do tego rajdu - była to dla mnie niewiadoma. Nie wiedziałem jak się biega po górach, choć lista startowa zachęciła mnie do udziału w tym rajdzie. Moim celem było zdobycie co najmniej 35 punktów do rankingu PMnO (na 45 punktów możliwych do zdobycia) no i ukończyć rajd przed zmierzchem. Zadanie z pozoru wydaje się łatwe. Wiem, że im mniejsza liczba punktów kontrolnych, tym moja szansa na zajęcie wysokiego miejsca maleje. Po prostu w drugiej części TP50 słabnę i sporo tracę do najlepszych. 
     Z drugiej strony - by zaliczyć 7 rajdów musiałem po prostu pojechać na Kaczawską Wyrypę. Tym bardziej, że po tym rajdzie została jedynie Nocna Masakra (orgowie nie mogą przecież brać udziału na swoim rajdzie). 
    Org dość ciekawie skonstruował trasę, bowiem podzielił punkty według kat. A i B. Przy czym do wyboru był następujące warianty:
 - 8 punktów z A i 6 punktów z B,
 - 6 punktów z A i 7 punktów z B,
 - 4 punkty z A i 8 punktów z B.
     Wybrałem wariant pośredni, choć optymalna trasa opierała się o wariant trzeci. Nie było to dla mnie istotne. Bardziej martwiła mnie pogoda - lekki i ciągły deszcz oraz wszędobylskie błoto. Niemniej jednak buty Inov-8 doskonale się sprawdziły w tym rajdzie (choć momentami błoto wręcz "kleiło" się do moich butów). 
    Co do trasy - co tu dużo pisać - tereny przepiękne - tak piękne, że postanowiłem z żoną w mimionym weekendzie wybrać się na weekend w Sędziszowie (agroturystyka Eden) obok górki Wielisławka (tam znajdował się punkt A8 - do dziś nie zdjęty :)) Wokół górki Wielisławka znajduje się ścieżka dydaktyczna, punkt widokowy (nawet na Śnieżkę) oraz restauracja, gdzie można zjeść pyszny obiad :). Muszę też podkreślić, że są to miejscowości niedoinwestowane w przeciwieństwie do Karpacza. Z drugiej strony - te miejsca są idealne do wypoczynku - z dala od zgiełku czy tłumu ludzi (np. w porównaniu do Karpacza).

   Jeśli chodzi o trasę - to nie była trudna nawigacyjnie, choć nie ustrzegłem się przed kilkoma błędami. Większe znaczenie w tym rajdzie odgrywała kondycja oraz umiejętność utrzymania równego tempa biegu w błocie. Generalnie nie przepadam za mapami ze zdjęcia powyżej - już na początku nie mogłem rozgryźć tejże mapy, stąd błąd nawigacyjny o koszcie 10 min. Niemniej jednak nie miało to wpływu na końcowe wyniki.
   Zawody wygrał B. Bińkowski (biegł z psem) i jakoś nie widziałem, by ciągnął Borysa :) Kilkakrotnie widywałem go na trasie i straciłem do niego ponad 1h (czyli biegłem od niego gorzej o 1 min/km). Gdyby trasa liczyła ok 30 PK, to strata z pewnością byłaby mniejsza :P. Szans na podium w zasadzie nie miałem, choć cieszy mnie dość udany debiut w "górskim" maratonie na orientację. Dzięki udziałowi w tym rajdzie awansowałem na 17 pozycję w Pucharze i mogę jeszcze poprawić lokatę o 8 pozycji pod warunkiem, że na Nocnej Masakrze zdobędę 41,09 punktów (na 50 możliwych) - ciężko będzie, ale wszystko jest możliwe.

Podsumowanie:
TP50, 12-14 punktów kontrolnych
Czas: 7:46
Miejsce: 6/42

Wyniki:
1. Borys Bińkowski 6:41
2. Jerzy Lekki 6:57
3. Stanisław Kaczmarek 7:01
4. Tomasz Kaźmierczak 7:17
4. Piotr Murawski 7:17
6. Seba Wojciech 7:46
...
42. Dorota Pierzchalska 7:23 (brak 8 punktów kontrolnych)

sobota, 5 listopada 2016

Olędry - Boruja Kościelna (29 X 2016)


     Ostatni rajd organizowany przez P. Jankowiaka  - Olędry - miał miejsce w Borui Kościelnej. Stanowił niejako podsumowanie wszystkich tegorocznych edycji Chyże BnO. Żeby nie było tak łatwo - Paweł postanowił, iż główna mapa będzie pochodziła z 1893 roku. Na szczęście wszystkie punkty miały aktualne zbliżenia w postaci wycinków map do Bno autorstwa orga (że miał tyle czasu na opracowanie map - pokłony dla niego). 
      Najdłuższą kategorię wybrało tylko sześciu zawodników i według mnie - sprawa zwycięstwa miała się odegrać między H. Augustyniak (w 2010 roku zdołał zając 4 miejsce na Nocnej Masakrze), J. Parzybut (aktualnie 6 miejsce w Pucharze Polski w Maratonach na Orientację) oraz mną (po Nocnym Marku będę 26, choć mam szansę zająć miejsce w końcówce pierwszej dziesiątki pod warunkiem, że do końca roku zaliczę 2 występy i łącznie zdobędę 70 punktów).

Start - P.K.O. 9 km, 1:02

     Start rozpoczęliśmy na spokojnie, choć na czoło dość szybko wysunął H. Augustyniak, który nie oddał do końca I etapu. Etap ten był obowiązkowy i należało zdobyć punkty od 1 do 7 i okazać sędziemu kartę startową na punkcie P.K.O. Byłem drugi z 7 minutową stratą przez błąd przy punkcie 6 - jakość nie mogłem rozgryźć warstwic, choć akurat ten teren był mi znany z 5 etapu. 
Mapa z naniesionym trackiem (etap I - od startu do P.K.O.
oraz etap 3, tj. od ósmego punktu do mety)
     Generalnie nie taki diabeł straszny z tymi starymi mapami, jak go malują. Pod warunkiem jednak, iż dla okolic punktów kontrolnych dołączone są wycinki aktualnych map :). Tuż przy punkcie 7 dogonił mnie Jan Parzybut i w zasadzie razem dotarliśmy do P.K.O. 
H. Augustyniak - lider po I etapie

Ja po pierwszym etapie

Jan Parzybut - trzeci po I etapie
P.K.O. - koniec etapu II, tj do punktu ósmego, 36,5 km, 4:27
     Na P.K.O. nie traciłem zbyt wiele czasu, bowiem miałem za sobą zaledwie 9 km biegu... Nawet nie byłem w stanie skorzystać z suto zastawionego bufetu. Myślałem jedynie o tym, by dogonić Huberta A. i oczywiście uciec do Jana P. Przed rajdem było wiadomo, że mogę wygrać cały cykl - pod warunkiem, że nie zajmę 3 lub niższego miejsca i przy założeniu, że Jan P. wygra TP50. Jan wygrywa, zaś ja zajmuję 3 miejsce i po zwycięstwie w całym cyklu. Szansę na wygraną Chyże BnO miał również J. Michałowicz - ale przy założeniu mojej i Jana P. nieobecności. 
     Wracając do rajdu - było o co walczyć. Drugi etap w zasadzie bez większych błędów. Przy punkcie 36 w końcu dogoniłem Huberta A. (choć to był dopiero 19 km). Dałem się zdekoncentrować, choć dośc szybko naprawiłem swój błąd o koszcie 5 min. Niestety Hubert A. zauważył mnie i wspólnie zdobyliśmy ten punkt. Nie zdołałem na razie od niego uciec. Pierwsza szansa pojawiła się przy punkcie 34 - bowiem za mostem (ze zbliżenia BnO) wynikało, iż teren jest do przejścia. Kawałek za tym terenem był fajny las i czułem, że mam przewagę wobec Huberta, który wybrał wariant drogowy. Przy punkcie 26 odbywało się polowanie zbiorowe, więc szybki telefon do Pawła (orga) i na 200 metrów przed punktem rezygnuję z tego punktu. Miałem wciąż przewagę wobec Huberta A. i Jana P.
Etap II trasy TP50 - Olędry
Punkt 8 - Meta, ~55 km, 7:23
     Niestety dość głupi błąd przy punkcie 10 (39 km) o koszcie 7 minut spowodował, że gra zaczęła się od nowa. Tak więc miałem niewielką przewagę wobec Huberta. Dalej biegłem swoim tempem i tam gdzie się dało - biegłem na azymut. Tym bardziej, że mapie z 1893 roku nie można zanadto ufać, choć punkty 12 i 13 prowadziły przez tereny otwarte. Przy punkcie 12 uciekłem do Huberta, który dość często zatrzymywał się - co mnie nie zdziwiło, bowiem na krótkim odcinku czekało pięć punktów kontrolnych - czułem, że jak teraz nie zdobędę przewagi, to nic z tego nie będzie. Na dłuższych odcinkach tracę z powodu wolniejszego mojego tempa w odniesieniu do Huberta A. Punkty dość gładko zdobyte i nastał feralny punkt 18 - bez zbliżenia (tzn. był, ale błędny). Byłem zbyt blisko punktu 19 - więc zdobyłem go w pierwszej kolejności. Hubert A. dogania mnie, lecz w pierwszej kolejności chce zdobyć punkt 18. Motamy się, choć wybieramy odmienne warianty. Wybrałem okrężny wariant, bowiem byłem na zbyt "świeżej" drodze. Niemal przy punkcie 18 dogania mnie J. Parzybut, choć na moje szczęście nie zauważył go. Po zdobyciu tegoż punktu nie pozostało mi nic innego, jak możliwie jak najszybciej zdobyć kolejne cztery punkty i do mety. Nie było jednak lekko pod względem kondycyjnym, zaś od czasu do czasu odwracałem się, by sprawdzić czy na pewno nikt mnie nie goni.
Dekoracja najlepszego na TP50  w pierwszej edycji Olędry:P
    Biegnę do bazy i widzę, że nie ma Huberta ani Jana - więc musiałem wygrać :). Tak się stało, bowiem Hubert A. wpadł na metę 10 minut później (i do tego nie zdobył 18 punktu, a więc dostał 20 minut kary). Po 30 minutach wpada na metę Jan P. i wszystko stało się już jasne :) Szkoda jedynie straty ok. 25 minut na PK18 oraz dwóch błędów po 7 min.
   Podsumowując - świetna robota Pawła co do trasy - czas szybko płynął, bowiem nawet nie myślałem o zmęczeniu. 43 punkty kontrolne zrobiły swoje - szkoda niskiej frekwencji, choć jestem przekonany, że za rok frekwencja będzie nieco wyższa (tym bardziej, że Paweł planuje zgłosić ten rajd do PMnO) - dlatego też ten post jest widoczny na stronie PMnO. Za rok na 100% będę, bowiem nagrodą było również bezpłatne wpisowe na kolejną edycję - choć będzie baardzo, ale to bardzo ciężko obronić tytuł mistrza. A przecież 3 lata temu ledwo nadążałem za gimnazjalistką w Poznaj Poznań z Mapą na Malcie :P

Podsumowanie:
TP50, 43 punkty kontrolne
Czas: 7:23
Miejsce 1/6

Wyniki TP50 - Olędry
1. Sebastian Wojciech 7:23
2. Hubert Augustyniak 7:53 (w tym 20 minut kary)
3. Jan Parzybut 7:55
4. Maciej Kosiński 9:09
5. Tomasz Kowalski 11:40
6. Maciej Piasecki 15:50 (w tym 5h kary)

Wyniki TP25 - Olędry
1. Paweł Błażejewski  3:03
1. Kostiantyn Kirakosov 3:03
3. Paweł Wolniewicz 3:23
4. Paweł Mikulak 3:42
4. Michał Łuczak 3:42
6. Stanisław Kaczmarek 3:48

środa, 26 października 2016

IV Nocny Marek - Brzoza Bydgoska (22 X 2016)


 Wybierając wariant z PK1 do PK3 w Frydrychowie musiałbym przejść przez dwa śluzy. Dobiegam na miejsce i nic - tylko wolno płynący Kanał Notecki. Myśli były przeróżne - postanowiłem podjąć ryzyko przepłynięcia Kanału. W końcu morsy dają radę, to czemu nie ja... Najpierw do pasa i powoli przyzwyczajam się do temperatury wody (ależ była zimna!), potem do piersi i... wycofuje się z tego pomysłu. Była zbyt zimna dla mnie. Wkurzony na siebie i oczywiście mokry (ale temp. powietrza musiała być nieco wyższa niż wody, albo moje ciało tyle ciepła wytwarzało:)). Pozostało mi jedynie dobiec na południe do mostu Nowe Dąbie-Antoniewo...
     Nocny Marek stał się żelaznym punktem w moim kalendarzu ze względu na to, iż rozpoczyna sezon nocnych rajdów na orientację. Do tego możliwość pobiegania w Puszczy Bydgoskiej w nocy oraz sponiewierania po wzgórzach i mokradłach - po prostu mnie tam nie mogło nie być. Szkoda jedynie, że tak mało zawodników zdecydowało się na start - zaledwie 18 zawodników. Nie byli to jednak byle jacy zawodnicy, zaś kandydatów na podium było wielu. Siebie widziałem tak na 6-7 miejscu... Dlatego mocno zaskoczony byłem zajętego miejsca na mecie :)
     Tym razem odbyło się bez odcinków na mapie do BnO, ale za to na czarno-białej mapie w skali 1:10000 - co dodało dodatkowego smaczku. Start rozpoczął się o godz. 17:45 na boisku w Nowym Dąbiu. I wystartowałem dość spóźniony, bowiem nie zdążyłem nawet Endomondo włączyć. Na szczęście dogoniłem czołowych zawodników. 
Start - D - B - E - I - H - G - A - G : 1:19, 9,5 km
    Wybrałem dość oryginalny wariant przebiegu na mapie w skali 1:10000, tj. z pominięciem punktu F. D. Wels atakował punkt A podczas, gdy ja wychodziłem już z wspomnianej mapy. Przy czym D. Wels miał już za sobą punkt F oraz 1. Stało się tak, gdyż pomyliłem ścieżki z dobiegu do punktu E (z punktu B), brak pewności przy dobiegu do punktu G oraz troszkę zawijasów miałem przy zdobyciu punktu G - gdybym dociągnął jeszcze 100 metrów na zachód, to zyskałbym na tym około 13 minut. Z pozostałymi punktami nie miałem w zasadzie większych problemów - bardzo lubię punkty z górkami ustawionymi przez Rajd Konwalii - tak jakoś z łatwością mi przychodzi ich zdobywanie :)


G - 2 - 6 - 8 : 15,6 km 2:10
    Wychodząc z mapy w skali 1:10 000 - nie mogłem znaleźć ścieżki skierowanej na zachód od asfaltu. Musiałem zatem nanieść korektę poprzez 50 metrowy bieg na azymut. Za mną biegli zawodnicy z TP25 (choć na początku przede mną i z pewnością A.i M. Bultrowicz). Był ładnie ukryty, choć mocna czołówka dała radę w poszukiwaniach tegoż punktu. Dalej po prostu biegłem już sam, choć za punktem 6 dogania mnie K. Lisak - wow! Musiałem jeszcze raz mu się przyjrzeć, bo nie dowierzałem własnym oczom...  Do punktu 8 starałem się dotrzymać jego kroku, choć biegł niesamowicie szybko dla mnie. Dałem jednak radę, choć wiedziałem, że długo nie pociągnę utrzymując jego tempo. Niestety punkt 8 był szalenie trudny i do tego jeszcze zgubiłem telefon komórkowy - ukryty w młodym lesie, zaś obniżenie nie było tak jednoznaczne jak w punkcie A. Do tego jeszcze ślepo nadążałem za Krzyśkiem L. - jego marka zgubiła mnie :) Przecież też potrafię nawigować - za to przynajmniej wiem, że nawet najlepsi mogą mieć spore problemy ze zdobywaniem punktów kontrolnych. Chyba z 30 minut przeznaczyliśmy w poszukiwaniach tego punktu, choć początkowo byliśmy chyba z 10 metrów od tegoż punktu. 
Mapa z moim przebiegiem (na czerwono) wraz z optymalnym wariantem wg organizatora
8-10-7-12 : -, 3:45
     Do punktu 10 jeszcze starałem się nadążać za Krzyśkiem, zaś po jego zdobyciu biegłem już swoim tempem. Punkt 7 nie nastręczył mi szczególnych trudności - pisałem już, że bardzo lubię punkty kontrolne na górkach (pod warunkiem, że rozstawiane są przez Rajd Konwalii :)). Wiedziałem, że punkt będzie się znajdował w gęstszym lesie.... W połowie dobiegu do punktu 12 zdjąłem długie legginsy - bo było mi po prostu za gorąco. Tymczasem w pobliżu punktu 12 było multum pokrzyw i masz babo placek! Pokrzywy pieściły wręcz moje kolana! Punkt zdobyłem niemal minutę po D.Welsie (z jego rozpiski czasowej wynikało, że była to godz. 3:45). Niepokoił mnie fakt, iż od punktu 7 byłem wręcz sam na trasie. W dobiegu z punktu 7 widziałem jedną biegaczkę (okazało się, że to była jedyna kobieta na trasie TP50 - A. Czerwińska).

12-11-1-3 
    Od połowy punktu 12 zakończyła się bardziej wymagająca kondycyjnie część na rzecz mniej wymagającej choć bardzo mokrej. O ile do punktu 1 jeszcze można było sobie pozwolić na "suchy" bieg. Punkt 11 zdobyty bez problemu - wybrałem bardzo łatwy wariant niewymagający kombinowania - wystarczyło biegać główną ścieżką. Podobnie postąpiłem z punktem F - choć był położony na krawędzi mapy w skali 1:10000. Dopiero kamień graniczny na skrzyżowaniu dróg uzmysłowił mnie, że być może za daleko jestem. Spoglądam na mapę w skali 1:10000 i widzę, że około 50 m. na południe powinno być wzniesienie - tak się stało i nie pozostało mi nic innego jak dobiec ok. 100 metrów na zachód w celu zdobycia punktu F. Wariant z punktu F do punktu 1 był banalnie prosty. 
    Wybierając wariant z PK1 do PK3 w Frydrychowie musiałbym przejść przez dwa śluzy. Dobiegam na miejsce i nic - tylko wolno płynący Kanał Notecki. Myśli były przeróżne - postanowiłem podjąć ryzyko przepłynięcia Kanału. W końcu morsy dają radę, to czemu nie ja... Najpierw do pasa i powoli przyzwyczajam się do temperatury wody (ależ była zimna!), potem do piersi i... wycofuje się z tego pomysłu. Była zbyt zimna dla mnie. Wkurzony na siebie i oczywiście mokry (ale temp. powietrza musiała być nieco wyższa niż wody, albo moje ciało tyle ciepła wytwarzało:)). Pozostało mi jedynie dobiec na południe do mostu Nowe Dąbie-Antoniewo...
    Po ok. 1 km widzę śluz (tzn. elektrownię wodną z jakimś budynkiem - na szczęście bez ochrony). Ufff - kamień z serca mi spadł. Przekraczam śluz i co widzę? Kolejną rzeczkę - okazało się, że znajdowałem się na "wyspie" między Kanałem Noteckim. NA tej wyspie była jednak ścieżka i musiała dokądś prowadzić. Z mapy też wynikało, że niedaleko będzie kolejny śluz - był! Ale prowadzący do prywatnej posesji. Pies szczekał niemiłosiernie, choć na szczęście 5 metrów na południe znajdowało się wyjście z ogrodzenia (przecież nie ogrodzi całego Kanału :)). Czułem, że zdobyłem przewagę... Biegnę na skróty do punktu 3 i niestety przez mokradła - mniej więcej wyglądało to tak, jak na poniższym zdjęciu...
Nadnoteckie łąki (a w zasadzie mokradła) z orgiem w tle (prawdopodobnie J.Galla)
   Baterie były niemal na wyczerpaniu, co zaowocowało tym, że minąłem ambonę niemal o 1-2 metry - jak mogłem nie zauważyć tego punktu. Skoro za amboną nie ma lasu, to nie mamy o czym rozmawiać. Wyłączyłem myślenie widząc w oddali zawodników z rajdu przygodowego, którzy byli około 500 metrów dalej (przy lesie). Szukam jakiegoś rogu lasu i punktu... Nic... Po 10 minutach bezowocnego poszukiwania - czytam opis (czemu od razu nie przeczytałem!) - AMBONA. Wściekły wracam do tamtej ambony, choć wiedziałem, że znów będę musiał się przedzierać przez mokradła... Brrr, jaka zimna była... Na szczęście do kostek.

3-5-9-4-Meta: 9:08
    Myślicie, że to był koniec moich przygód? Nie, nie, bowiem czekały mnie jeszcze kolejne dwa mokre punkty. Ponad 40 km w nogach skutecznie wyłączyły mnie z myślenia. Za wcześnie odbiłem z ścieżki w poszukiwaniu punkt 5. Był jakiś las - więc szukam nieszczęsnego punktu. Było tam wręcz mokro - istne mokradła po pas... Tam chyba musiałem stracić spokojnie 20 minut... Postanowiłem wymienić baterie i stracić 2 minuty, bo tak dalej być nie może... 

    Tak na 1,5 km przed punktem 9 widzę jednego zawodnika, zaś po chwili Staszka Kaczmarka - wymieniamy się poglądami co do punktu 9 oraz 3. Wywnioskowałem, że muszę tam bardzo uważać, bo jest tam po prostu mokro.... Bo poszukiwaniach punktu 5 - nic mnie już nie zaskoczyło... Na początku kanału prowadzącego do punktu 9 było sucho - na szczęście liczne dorodne drzewa bardzo ułatwiły nawigację (na mapie 1:50000 - charakterystyczne zielone kółka - to właśnie wyróżniające się drzewa albo rząd drzew). Robiło się coraz bardziej mokro i z opisu wynikało, że był to zakręt rzeki (południowy brzeg) - no tak, tyle że do tego zakrętu prowadził jeszcze rów - pytanie - Po krótej stronie znajduje się punkt? Po wschodniej czy zachodniej? Wybrałem wschodnią - pudło, choć szybko się wycofałem, bo robiło się coraz głębiej :) Na zachodniej stronie był punkt i run do punkt 4. 
    Biegnę spokojnie i w myślach na spokojnie szacowałem moją pozycję na mecie :) Wcześniej byłem przekonany, że mogę zająć w okolicach 5 miejsca (bo nie dałbym rady K.Lisakowi, D. Welsie czy B. Waszczyk, do tego jeszcze J. Parzybut i pewnie jakąś niespodziankę). Punkt 4 znów ciężki do zdobycia, bowiem nie prowadziła wprost ścieżka. Do tego wychłodziłem się co nieco i musiałem nieco cieplej się ubrać - założyłem ponownie legginsy i jeszcze jedną koszulę - od razu poczułem przypływ energii :) 
     Po zdobyciu punkt 4 - co chwilę odwracałem głowę, czy ktoś mnie nie goni. Faktem jest, że wciąż biegałem (nie miałem jakiś dłuższych przestojów), choć trzy wtopy w trakcie poszukiwania punktów były troszkę poważne, by myśleć o miejscu na podium. Pocieszało mnie to, że wiele punktów było po prostu zbyt ciężkich jak na Nocny Marek (porównałbym raczej do Nocnej Masakry w Ińsku). Zjawiam się na mecie po ponad 9h wraz ze zwycięzcami Adventure i po chwili zapytałem się Marka o moją pozycję - powiedział mi, że zająłem 2 miejsce... 
Podium w kat. TP50
     Byłem bardzo zaskoczony zajętym miejscem i zapytałem się o D.Welsa oraz K.Lisaka. Okazało się, że Dominik wygrał rajd, zaś Krzysiek odpuścił punkt 9 z powodu błędu taktycznego przy próbie zdobycia tegoż punktu. Znajdował się na pd brzegu Nowego Kanału Noteckiego. Musiałby pokonać ów kanał wpław albo dołożyć ok. 6 km. Zrezygnował również z punktów 3,5 i 4 - był po prostu mokry i wyziębiony. Tak więc był to dość trudny rajd - o czym świadczą końcowe wyniki :)

Podsumowując: 
TP50, 21 punktów kontrolnych
Czas: 9h 8 min
Miejsce: 2/18

Wyniki:
1. Dominik Wels 7:39
2. Sebastian Wojciech 9:08
3. Jan Parzybut 9:29
4. Stanisław Kaczmarek 9:55
5. Bernard Waszczyk 10:28
6. Wojciech Zając 10:41
...
18. Jarosław Wojciechowski 14:52 (17 pk)

niedziela, 25 września 2016

X Trudy - Kołbacz (24 IX 2016)


  Po raz dziesiąty odbył się rajd Trudy organizowany przez 15 Południk PTTK. Do tej pory nie miałem przyjemności wzięcia udziału w tymże rajdzie z uwagi na to, iż tydzień wcześniej odbywało się Oriento Expresso. Tym razem odczułem ogromną potrzebę wytężonego wysiłku oraz chęć udowodnienia sobie, że czas najwyższy pobić osobisty rekord czasowy z Róży Wiatrów. 
   Baza zawodów odbyła się Kołbaczu k. Szczecina. Do bazy dojechałem wybierając dość skomplikowaną trasę przecinającą Puszczę Drawską - piękne tereny - człowiek mógł na spokojnie zapomnieć o wielu problemach, rozterkach... Co tu dużo pisac - mógł po prostu umysłowo wypocząc w trakcie wieczorno-nocnej jazdy :). 

     Start odbył się o 7 rano - słońce ledwo zaświtało, zaś tereny Puszczy Bukowej wręcz motywujące do ciągłego napierania. Było wiele momentów, gdzie można było wejść w inny stan umysłu :) Las bukowy był niezwykle łatwo przebieżny, choć punkty kontrolne były w większości przypadków położónych obok ścieżek, co utrudniało bieganie na azymut. Mapę topo otrzymaliśmy w skali 1:25000 - nie było dodatkowych map do BnO - normalnie byłbym rozczarowany, ale przyjechałem na ten rajd wyłącznie w celu odreagowania się - był mi bardzo potrzebny. Będąc na mecie po ponad 6h poczułem się nieco rozczarowany tym, że tak krótko to trwało :) Sam nie wierzę, że to piszę - a jednak. 
     W tegorocznej edycji obowiązywała zasada scorelauf z różnymi punktami wagowymi, tj. od 10 do 50 punktów. Do zdobycia było 610 minut.Punkt pierwszy - na rozgrzewkę - zdobyty w 13 minut (minutę po liderze M.Hippnerze). Miałem z nim styczność do 4 punktu kontrolnego - potem już bezpowrotnie zniknął z mojego pola widzenia :). 
     W tym rajdzie największe problemy miałem ze znalezieniem przepustów - orgowie bardzo je polubili. Było ich aż pięć - i tylko na jednym przepuście nie miałem problemów ze znalezieniem punktu kontrolnego. W PK4 troszkę za dalewo pobiegłem na północ i niestety dogomili mnie Jan P. i A. Urbański. Podobnie było z punktem 6 - znów przepust i kilka minut w plecy. Większość zawodników z punktu 6 pobiegła do punktu 10 w przeciwieństwie do mnie. Postanowiłem wybrać szybki wariant do PK7 (zdobyłem w 9 minut), by po 13 minutach zdobyć punkt 13 biegając wzdłuż rezerwatu buczynowe wąwozy - widoki nie do opisania. Naprawdę warto wziąć udział w rajdach poza Wielkopolską... Cudze chwalimy, a nie dostrzegamy ile piękna mają w sobie lasy.
  
Tak wyglądały tereny w okolicy rezerwatu Buczynowe Wąwozy
  Z 13 do 11 wariant był jednoznaczny, bowiem prowadziła droga asfaltowa - zdobyty po 17 minutach. Wyzwaniem kondycyjnym stanowił przelot z 11 do 10 - zajęło mi 26 minut, bowiem prowadziła przez słupy linii energetycznej okraszony kilkoma konkretnymi wspinaczkami. Teren był dość ciężki i w wielu momentach musiałem zejść do lasu bukowego. Trochę zawijasów miałem z PK15 - znów przepust... Normalnie ślepota mnie dopadała - żeby nie zauważyć rzeczki? 
     Wariant do PK16 był oczywisty - zdobyty w 13 minut (choć najlepszy zdobył w 10 minut). Kolejne cztery punkty miały największą wagę, choć nie mialem większych problemów ze zdobyciem - były co prawda ukryte w lesie... Ale piękne tereny Puszczy Bukowej skutecznie wynagradzały podjęty wysiłek w poszukiwaniu tychże punktów kontrolnych.
     Po zdobyciu PK20 cieszyłem się, że to koniec wspinaczek - były naprawdę wymagające pod kątem fizycznym. Do kolejnych punktów prowadziły bardziej płaskie tereny. Dużym zaskoczeniem dla mnie była obecność P.Szaciłowskiego przy wylocie z PK14 (okazało się, że szukał drugiego punktu przez ponad 1h). Do trudny był przelot z PK14 do PK12 - musiałem uważnie obserwować kompas z uwagi na to, iż ścieżki w wielu mienie zgadzały się
Tereny w okolicach punktu 12 (33 km napierania)
     Straty czasowe nie były jakieś tam poważne, choć moje tempo było jednak zbyt słabe. Niby nie łapały mnie skurcze, 1,5 litra izotoników przy temp. 15-17 stopniu w zupełności wystarczyły, ale jakoś nie miałem sił na szybkie bieganie. Bardzo dobrze się czułem, byłem silnie zmotywowany, rześkie powietrze pozwoliło zachować dobre samopoczucie, ale jakoś nie mogłem się przemóc do szybszego biegania...
   Kolejne punkty dośc przyjemne, choć moje tempo biegu było jednak wyrażnie słabsze w odniesieniu do najlepszych. Aczkolwiek w tym rajdzie oczekiwałem jedynie oczyszczenia umysłu od codziennych trudów :) W końcu nazwa Trudy zobowiązuje...
  Z tego biegu jestem bardzo zadowolony i podziękowania dla orgów za kameralną atmosferę. Szkoda jednak, że to była ostatnia edycja Trudów zaliczanych do PMnO. Rozumiem doskonale, że ciężko połączyć sprawy zawodowe z organizacją imprezy na orientację. 
    Zawody wygrał M. Hippner (co akurat nie stanowiło zaskoczenia) z czasem 4h i 45 min. Kolejne trzy miejsca zajęli weterani rajdów na orientację, zaś mi przypadło 5 miejsce. W TP50 odważyło się wziąć udział 24 zawodników.
    Kolejny rajd na orientację z moim udziałem - dopiero za miesiąc, tj. Nocny Marek. W końcu będzie szansa na nocne napieranie w Puszczy Bydgoskiej :)

Podsumowując:
TP50, 21 punktów kontrolnych (o różnej wadze, w sumie: 610)
Czas: 6h 14 min
Miejsce: 5/24

Wyniki:
1. Marcin Hippner 4h 45min
2. Andrzej Urbański 5h 38 min
2. Stanisław Kaczmarek 5h 38 min
4. Jan Parzybut 5h 49 min
5. Sebastian Wojciech 6h 14 min
6. Piotr Szaciłowski 7h 5 min
...
23. Grzegorz Wilczyński 12h 43 min (530 pk)
23. Patrycja Pińkowska 12h 43 min (530 pk)

Więcej o rajdzie: http://trudy.pl/
Wyniki: Trudy

wtorek, 20 września 2016

Oriento Expresso - Miedzichowo (17 IX 2016)


    Skoro wrzesień, to nie sposób pominąć Oriento Expresso. Co roku zaliczam inną kategorię sportową (2 lata temu - TP25, zaś rok temu - TP50). Tym razem wybór padł na TP10 i miałem przyjemność wzięcia udziału w tym rajdzie z moją rodzinką.
     Oriento Expresso po raz pierwszy zorganizowali Krzysiek G. i Artur B. - starzy wyjadacze z wielu rajdów na orientację i rzecz jasna nieraz miałem przyjemność wspólnego napierania w różnych zawodach. Tym razem stanęli po stronie organizatorów, zaś zawody były udane. Dopisała nawet pogoda, a z tym ostatnio różnie bywa.
      Trasa TP10 jest szczególnie skierowana dla małych dzieci, bowiem niemal w każdym punkcie kontrolnym czekał dar lasu. Tynka na początku nie miała żadnej motywacji do spacerowania, choć zdanie zmieniła po zaliczeniu pierwszego punktu kontrolnego. Niby drobniutki dar - a jaka radocha ze strony mojej córki :) Gorąco polecam tego rodzaju zawody - niemal 3h na świeżym powietrzu, zaś czas spędzony z rodziną (szczególnie z własnymi pociechami) może okazać się niezapomniany.
Mapa TP10 z autorskimi wariantami przebiegów
    Dary lasu pojawiły się na bodajże 10 punktach kontrolnych - dopiero w końcowej części trasy dzieciaki mogły się poczuć zawiedzione - ale przecież nie można mieć wszystkiego. Pomysł bardzo godny naśladowania i z pewnością za rok się pojawimy (a może pojawię?).
  Specjalne gratulacje dla zawodników, którzy zajęli czwarte miejsca w kat. TP25 (tj. A.Domańskiemu) oraz TP50 (tj. J. Parzybut) - otrzymali darmowy voucher na dowolną trasę tegorocznej Wilgi Orient. Mam świadomość, że płeć piękna może poczuć się rozczarowana - nie zapomniałem jednak o kobietach, które wyciskają siódme poty napierając w wymagających trasach pieszych. Więcej info na ten temat - wkrótce.
     W kat. TP50 w zasadzie nie było niespodzianek - rzeczywiście wygrali najlepsi, zaś różnica między nimi była niewielka. Wygrał M. Jędroszkowiak z czasem 5:36 - pokonując M.Sontowskiego i M.Hippnera. Z kolei na trasie TP25 pięciu zawodników przybiegło na metę z czasem poniżej 3h. Wygrał P. Jankowiak z rewelacyjnym czasem na poziomie 2:18 (i pomysleć, że jeszcze popełnił jeden błąd nawigacyjny...) pokonując J. Gallę (który również popełnił jeden takowy błąd) oraz M. Gaczyńskiego. 
I jeszcze kilka zdjęć z rajdu:











Podsumowując:
TP10 (rodzinna), 13 punktów kontrolnych
Czas: 2h 55 min
Miejsce 11/16

sobota, 10 września 2016

IV Orientacja na Rakownię - Rakownia (27 VIII 2016)

  W końcu znalazłem czas na udział w czwartej już edycji Orientacji na Rakownię. Ostatnio wziąłem udział w pierwszej edycji, zaś w ostatnich dwóch edycjach zawsze kolidował się z rowerowym rajdem na orientację organizowanym przez Staszka Kaczmarka. Tym razem rajd nie odbył się, choć już od zeszłego roku obiecałem sobie, że tym razem wezmę udział w Orientacji na Rakownię.
   W upalny dzień (31 stopni w cieniu) na trasie Extreme wzięło udział zaledwie 5 śmiałków. 25 km w linii prostej zniechęciło 3 pozostałych zawodników. Bedąc przekonany, że pokonam trasę w około 4h pokonując niecałe 30 km wziąłem 1,4 litra napojów.
Jeszcze przed startem - uśmiechnięci i gotowi do biegu
   Trasa była tak ułożona, że po drodze nie było żadnych sklepów, żadnych wodopojów czy jezior ze stabilnym dnem... Same muliste rzeki, często suche i jeziora sprawiły, że przegrałem z upałem. Napoje skończyły mi się w połowie trasy na mapie BnO - Trakt Poznański, tj. przy 23 km (!!!) . Byłem wręcz przerażony faktem, iż dalszą część trasy pokonam bez wody... Troszkę osłody przyniosła mi kąpiel w mulistym jeziorze do pasa - zdołałem namoczyć główkę w jeziorze Kamińskim oraz j. Karpik - nawet nie odważyłem się napić wody z tych jezior. W kilku miejscach poczułem bardzo mocne bicie serca wskazujące na odwodnienie. Musiałem nawet na kilka minut położyć się w lesie - byle uspokoić bicie serca. Nie spodziewałem się, że trasa będzie liczyła ponad 35 km i będzie bardzo ciężka.
Mapa główna
     Start rozpocząłem dość ostro i już przy pierwszym punkcie objąłem 6 minutowe prowadzenie. Niestety beznadziejny wariant z punktu 2 do 3 spowodował, że straciłem do P. Wolniewicza aż 15 minut...Kolejne trzy punkty - dość słabe w moim wykonaniu, bowiem straciłem kolejne 7 minut... Brak koncentracji oraz załamka po fatalnym przebiegu do punktu 3 zrobiło swoje.
Faza I BnO na mapie Rakownia
   Dopiero przy 7 punkcie uspokoiłem się i biegłem po swoje, choć brak wody zrobił swoje - szczególnie przy punkcie 11 - na terenie byłego poligonu - poczułem się jak w saunie - było mnie stać tylko na marsz... Z kolejnymi punktami nie było większych kłopotów, choć teren zawodów był bardzo wymagajacy i często musiałem przejść na marsz...
Faza II BnO  na mapie Trakt Poznański
     Słaby czas wynikał przede wszystkim ze zbyt upalnej dla mnie pogody. Zawsze źle znosiłem upały, ale nie da się inaczej hartować stali :) Warunki były przecież równe dla każdego, zas zawody wygrał ten, ktory najlepiej zaopatrzył się w napoje :) Gratulacje jeszcze raz dla Pawła Wolniewicza, który po raz pierwszy wygrał rajd na orientację.
Faza końcowa na mapie Rakownia
Jak dobrze, że już po wszystkim...
Dekoracja zawodników z trasy Extreme
     Z poniższej statystyki wynika, że to był dośc słaby bieg w moim wykonaniu. Średnie tempo biegu wyniosło zaledwie 8:47 min/km, a więc dużo poniżej moich możliwości. Nie ukrywam jednak, że P. Zieliśńki (budowniczy trasy) zbudował bardzo wymagającą trase zarówno pod względem kondycyjnym, jak i nawigacyjnym - i o to chodziło. Mam nadzieję, że moja relacja nie zniechęci potencjalnych uczestników przyszłorocznego rajdu na orientację.
Statystyka z biegu - Orientacja na Rakownię

Podsumowując:
Extreme, 25 km (w linii prostej)
Czas: 327:02
Miejsce: 2/5

Oficjalne wyniki:
1. Paweł Wolniewicz 311:21
2. Sebastian Wojciech 327:02
3. Mateusz Kaczmarek 376:50
-  Tomasz Nawrocki NKL
-  Michał Antkowiak NKL